Byłam jak cholera dumna z siebie,
że udało mi się go wyciągnąć na ten spacer. Szliśmy ramię w ramię
w kompletnie nieznanym mi kierunku. Nie wiem, w którym dokładnie
momencie, ale Sasuke objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
Rozmawialiśmy o bzdurach, pierdołach, rzeczach małoważnych, głośno się
śmiejąc. Był pierwszym facetem, przy którym nie czułam się totalnie
skrępowana. I zdecydowanie nie było to spowodowane alkoholem. Zależało
mi na kontakcie z Sasuke, a do tego miałam cel, miałam
odwagę; wiedziałam, czego chcę i przede wszystkim byłam maksymalnie
podekscytowana.
Po kilkunastu minutach spokojnego
spaceru, przeszliśmy przez drogę na drugą stronę i ruszyliśmy
z powrotem. Nie był to jednak koniec spaceru! Po przebyciu
kolejnych kilku metrów, zgodziłam się na chwilę postoju. Sasuke usiadł
na ławce, przy której się zatrzymaliśmy, a ja chciałam zająć
miejsce koło niego, jednak wtedy on złapał mnie za rękę i pociągnął
tak, że wylądowałam na jego kolanach. Skłamałabym, gdybym
powiedziała, że się broniłam. Powiedzenie facetowi, że coś jest złym
pomysłem, bo jest się za ciężką w ogóle nie podchodzi pod
jakąkolwiek obronę. Do tego może spowodować, że sprowokujemy go
do jeszcze efektywniejszego działania, kiedy w jego głowie pojawi się
myśl typu: "ja nie dam rady?
ja?!". Wtedy już całkowicie jesteśmy na straconej pozycji!
Sasuke zdecydowanie wzięło na czułości.
Objął mnie w talii i prawił mi komplementy. Słodkie aż do bólu,
ale i tym samym bardzo miłe. Potem zaczął składać na moich policzkach
pocałunki.
— Rób tak dalej, a w końcu będę
czerwona, jak pomidor… — zaśmiałam się, gdy uszczypnął mnie w bok. Oparłam
nogi na ławce i skrzyżowałam je w kostkach.
— Saku, spójrz na mnie… — gdy
zamiast wykonać jego polecenie, spuściłam głowę w dół, złapał mnie
za brodę, odwrócił moją twarz w swoją stronę i po prostu
mnie pocałował. Zaskoczył mnie tym. Nigdy nie sądziłam, że pierwszy raz
będę całować się z facetem o tyle lat starszym i do tego
tak daleko od domu. Z pewnością było w tym coś wyjątkowego.
A jednak wyciągając go na spacer, nie sądziłam, że przybierze on
taki obrót. Chciałam po prostu się z nim przejść bez żadnych
bliższych kontaktów. Ale mimo to nie protestowałam, gdy raz za razem
muskał moje usta. Było bardzo przyjemnie i (o zgrozo!) –
romantycznie. Chciałam też zobaczyć, jak daleko Sasuke się posunie w okazywaniu
mi tylu czułości.
Nie widząc sprzeciwów z mojej
strony zaczął dotykać moich nóg. Stopniowo podczas pocałunków sunął dłonią
w górę, aż dotarł prawie do mojego tyłka. Musiałam przyznać,
że dostęp tam miał bardzo ułatwiony, bo jakby nie patrzeć, nadal
miałam na sobie szeroką, długą spódnicę!
Przez dłuższy czas, siedząc na ławce
rozmawialiśmy i całowaliśmy się. Nadal nie czułam się jakoś specjalnie
skrępowana jego działaniami. I trwałoby to zapewne dłużej, gdyby nie
bardzo nieprzychylny wzrok pewnej biegnącej kobiety. Nie mam pojęcia, o czym
sobie pomyślała, ale zmierzyła nas tak zimnym spojrzeniem, że aż się
wzdrygnęłam. Przerażona zdałam sobie sprawę z faktu, że tuląc się
do siebie w miejscu publicznym, całując się i do tego ja
z ręką Sasuke pod spódnicą, dla postronnych musimy wyglądać
dosyć niedwuznacznie, a może nawet i wulgarnie. Może nie było
to zbyt mądre myślenie, ale mimo to zaproponowałam, żebyśmy
poszli dalej. Uchiha niechętnie się zgodził.
Szliśmy przed siebie, trzymając się
za ręce, jak najprawdziwsza para, którą w rzeczywistości nie byliśmy.
Kilka razy podniósł mnie do góry, co niekoniecznie mi się spodobało,
ponieważ bardzo nie lubiłam nie czuć stałego gruntu pod nogami, co w szczególności
wiązało się z moim lękiem wysokości i strachem przed windami.
Sasuke opowiedział mi trochę o swojej
pracy; o tym, gdzie już był, a także wspomniał w kilku zdaniach
o swojej rodzinie. Dowiedziałam się między innymi, że miał starszego
brata o imieniu Itachi, który pracował w policji i zajmował się
rozbijaniem gangów narkotykowych. Zauważyłam, z jakim zaangażowaniem
i przejęciem mówił o nim, co dało mi do zrozumienia,
że byli ze sobą bardzo blisko.
Myślę, że nie minęliśmy nawet
dziesięciu ławek, gdy ponownie wylądowałam na jego kolanach. Teraz Sasuke
już całkowicie śmiało jeździł dłońmi po moich nogach, całował mnie w usta,
w szyję oraz cały czas powtarzał mi, jaka to jestem wspaniała.
Najbardziej improwizowanym z mojej strony, totalnie spontanicznym i trochę
krępującym był pocałunek francuski. Ledwo, co zdążyłam poznać i zasmakować
zwykłych, przelotnych buziaków, gdy zostałam niemal wrzucona na głęboką
wodę. Ale kim ja bym była, gdybym się tym przejęła? Ot był to po prostu
kolejny pierwszy raz, który jak to się mówi, kiedyś musiał nastąpić.
Swoboda, jaką odczuwałam od samego
początku spaceru, szybko jednak ze mnie wyparowała. Sasuke pocałunkami
zaczął lawirować coraz bliżej mojego dekoltu. O ile przyjemność sprawiało
mi, gdy całował moją szyję, o tyle w tej chwili poczułam się
zagrożona i skrępowana. A mama ostrzegała, że powinnam przebrać
bluzkę, bo za dużo było widać. Głupia oczywiście jej nie posłuchałam,
a teraz miałam za swoje!
Przymusiłam go, żebyśmy poszli do ogrodów.
Poprzedniego wieczora kręciło się tam kilka osób i liczyłam, że tym
razem będzie tak samo. Sasuke nie był zadowolony, ale podporządkował mi się.
To ja miałam ostatnie słowo na tym spacerze, dzięki czemu moja
pewność siebie znów zaczęła wzrastać. Zaczęłam się zastanawiać, skoro
pozwoliłam mu już na tak wiele, to co mi szkodzi zobaczyć, co będzie
dalej? Oczywiście granice nadal obowiązywały, ale postanowiłam trochę je
rozciągnąć.
Idąc do ogrodów, zarzuciłam mu, że na pewno
po powrocie do Japonii już więcej się nie spotkamy. On jednak
zaprzeczył temu. Obiecał mi, że na pewno mnie odwiedzi w Osace i że będzie
dzwonił. Na potwierdzenie swoich słów podał mi numer telefonu. Dla pewności
puściłam mu sygnał. Dzięki temu on też zyskał moją komórkę. Co prawda
nadal nie byłam stuprocentowo pewna, czy rzeczywiście będzie się do mnie
odzywał, gdy się rozejdziemy, ale zawsze było to coś.
W ogrodzie było więcej ludzi niż
poprzedniego wieczora, co mimo wszystko trochę mnie ucieszyło. Subtelne
oświetlenie znów wprawiło mnie w niemy zachwyt. Trzymając się za ręce,
ruszyliśmy przed siebie. I wtedy wpadłam na kolejny świetny
pomysł!
— Zróbmy sobie zdjęcie! Tak na pamiątkę!
— nie czekając na jego reakcję podeszłam do pierwszej napotkanej
osoby i zapytałam, czy mogłaby cyknąć nam zdjęcie z mojego telefonu.
Niestety trafiłam akurat na starszego mężczyznę, który nie rozumiał
po angielsku. Na szczęście zaraz koło niego stała kobieta, która
przetłumaczyła mu moją prośbę na francuski i w końcu odebrał ode mnie
komórkę, poczekał aż stanę obok Sasuke, aż odpowiednio się ustawimy,
zrobił nam jedno zdjęcie, z uśmiechem oddał mi mój sprzęt, po czym
się oddalił. Oboje zerknęliśmy na wyświetlacz i parsknęliśmy
śmiechem. Zdjęcie było koszmarne! Moja mina i rozwiane włosy kompletnie mi
się nie podobały, a Sasuke miał tak dziwaczny uśmiech, że zaczął się
zastanawiać, jakim cudem udało mu się uzyskać taki efekt. Ale zgodnie
stwierdziliśmy, że nie ma sensu go usuwać. W końcu stanowiło jakąś
pamiątkę z naszego wspólnego wieczora.
Przez chwilę staliśmy przy potężnej
fontannie, po czym ruszyliśmy na dalszy spacer. Sasuke ponownie mnie
objął i jakoś tak zaczęliśmy rozmowę na temat mojego braku chłopaka.
Nie podobało mi się to, ale cóż mogłam zrobić? Uchiha non stop mi
powtarzał, że jestem wyjątkowa, że kiedyś na pewno znajdę tego
jedynego, idealnego faceta, który będzie mnie kochał, jak wariat.
— Nie ma sensu, żebyś śpieszyła się
z wychodzeniem za mąż. Lepiej korzystać z życia póki można, bo potem
może już nie być do tego okazji — łatwo było mu mówić coś takiego. On
wybrał kawalerstwo sam z siebie, a ja mimo wszystko chciałabym kiedyś
stanąć przed ołtarzem z ukochanym. Nawet sobie nie wyobrażał, jakie
to było okropne, gdy widziało się swoje przyjaciółki z ich
partnerami, a samej nie miało się nikogo od… prawie od zawsze!
Przez dwa różne zdania wdaliśmy się w małą dyskusję. Ja broniłam
swojego; on przekonywał mnie, że to on ma rację, aż w końcu
i tak zgodnie stwierdziliśmy, że koty są najlepsze. Taki kompromis mi
pasował.
Dziwna wydała mi się jednak zupełnie
inna rzecz. Wprawdzie, jak to kobiety miały w zwyczaju, mogłam
po prostu szukać dziury w cały, ale akurat to wydawało mi się
podejrzane. Tutaj niby się do mnie kleił; mówił mi, że jestem
wyjątkowa, że mnie uwielbia i zrobiłby dla mnie wszystko;
a zaraz potem oświadczał mi, że kiedyś znajdę tego jedynego, z którym
będę na zawsze. No i niech mi ktoś wmówi, że nie było
w tym paradoksu!
Po kilkunastu minutach i obejściu
niemal całego ogrodu, dotarliśmy na trzecią ławkę – tą samą,
na której siedziałam poprzedniego wieczora. W końcu postawiłam
na swoim i usiadłam na "właściwym"
według mnie miejscu – tuż obok Sasuke. Moja decyzja jednak niekoniecznie
przypadła mu do gustu, ponieważ niemal od razu złapał mnie i znów
przeciągnął na swoje kolana. Ze śmiechem wypomniałam mu, że jest
uparty, jak osioł. Nie pozostał mi dłużny i powiedział, że ja wcale
nie jestem lepsza. Tylko, że ja miałam doskonałą świadomość tego, że byłam
nieugięta i zawsze starałam się stawiać na swoim.
Znów było tak, jak poprzednio.
Rozmawialiśmy, całowaliśmy się i dotykaliśmy. Pochwalił mi się swoim
bicepsem, a ja na dodatek dorwałam się pod jego koszulę.
Myślałam, że skoro jest kierowcą, to będzie mieć sporo tłuszczyku
na brzuchu, który po prostu skrzętnie ukrywał. Ale się zdziwiłam, gdy
zamiast przysłowiowej oponki odkryłam, że miał całkiem nieźle wyrzeźbioną
klatę. Zaczął się ze mnie śmiać, gdy powiedziałam mu o swoim z góry
przyjętym – i jak już wiedziałam, błędnym założeniu na temat budowy
jego ciała i dźgając mnie w bok, zarzucił mi, że kieruję się
stereotypami. Co wcale nie było prawdą! Po dłuższym przemyśleniu tego
doszłam jednak do wniosku, że przecież nie powinnam się dziwić,
biorąc pod uwagę, ile on dziennie podnosił ciężkich bagaży. Zdecydowanie
miał prawo mieć taką sylwetkę, jaką miał!
Było mi z nim bardzo dobrze. Czas
pędził do przodu, a ja niczym nie musiałam się przejmować. Chyba,
że Sasuke w swoich działaniach względem mnie się zagalopował, jednak na to bardzo
szybko odkryłam sposób. Gdy posuwał się za daleko, po prostu
ciągnęłam go za włosy i albo patrzyłam prosto w jego
hipnotyzujące czarne oczy, albo go całowałam. Zdecydowanie z tych
metod najbardziej spodobało mi się szarpanie go za włosy. Wreszcie bez
przeszkód mogłam ich dotykać!
W końcu zdecydowałam, że najwyższa
pora wracać. Na tym spacerze, który, jak sądziłam początkowo miał być
krótki, spędziliśmy prawie trzy godziny. Sasuke przystał na tą propozycję,
jednak wyraźnie widziałam niezadowolenie, jakie malowało się na jego
twarzy. Na szczęście miał świadomość tego, że następnego dnia z samego
rana wyruszamy z powrotem do Lourdes, które tym razem miało być już tylko
przystankiem na nocleg w drodze powrotnej do Japonii.
Po pięciu minutach, które i tak
w naszym wykonaniu przeciągnęły się do piętnastu, wstaliśmy z ławki.
A raczej to on wstał, bo ja znów znalazłam się w powietrzu.
Uniósł mnie, jak w tych wszystkich zagranicznych filmach pan młody, pannę
młodą podczas przenoszenia jej przez próg i w sumie nie jestem pewna,
ale wydawało mi się, że gdy mówił do mnie: "kobieto! Co ty ze mną robisz?!", po prostu
dostałam klapsa w tyłek. Te słowa oznaczyłabym
na plus, bo były dosyć miłe, ale to drugie, jeśli rzeczywiście
miało miejsce, zdecydowanie było na minus. Okropnie mnie to skrępowało!
Prawie przy samym wejściu do hotelu
dostałam jeszcze jednego buziaka. Kazałam Sasuke poprawić włosy, bo miał
je potwornie rozczochrane, co w zasadzie było moją sprawką. Jak gdyby
nigdy nic wkroczyliśmy do wnętrza hotelu. Już z daleka słyszeliśmy
głosy i śmiechy, toteż bez namysłu, zgodnie ruszyliśmy w stronę
stolików przy barku. Zastaliśmy tam obie moje ciocie, panią Kurenai, mamę
i pana Akinori. Było im bardzo wesoło, a rumieńce na ich
twarzach oraz puste butelki ustawione pod stołem, jednoznacznie
wskazywały, że do trzeźwych to oni już nie należeli.
Na nasz widok umilkli, jednak ta cisza
nie trwała długo. Na chwilę się do nich przysiedliśmy. Pan Akinori
oczywiście zaczął z nas żartować, a nawet zaznaczył, że jako
brat niedoszłego księdza udziela nam błogosławieństwa. Śmiał się, że Sasuke
nie musi się o nic martwić, bo on osobiście dopilnuje, żeby jak
najlepiej urobić mu teściową.
— A dzieci to z tego
będą? — cioteczka Shizune nie mogła pozostawić naszego zniknięcia bez komentarza.
Miałam straszną ochotę, żeby jej odpowiedzieć, że to jest oczywiste i że ją
weźmiemy na chrzestną, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
Gdy cała grupka zgodnie zdecydowała,
że najwyższa pora, aby się rozejść, ja dałam Sasuke spojrzeniem znać,
że chcę, aby szedł ze mną. Od mamy uprzednio zabrałam klucz,
po czym wstałam. Sasuke rozumiejąc mój sygnał, zrobił tak samo. Po chwili
wspinaliśmy się po schodach na kolejne piętra.
Ledwo zniknęliśmy reszcie z oczu,
Sasuke od razu mnie objął i zaczął całować po policzkach, szyi,
w usta. Od ilości komplementów aż szumiało mi w głowie! Na trzecim
piętrze przycisnął mnie do ściany, złapał od tyłu za kark
i naparł na mnie całym sobą, jednocześnie mnie całując. Chciałam mu
się wyrwać, śmiejąc się i utrudniając tym samym składanie pocałunków
na moich ustach. I właśnie wtedy z windy wyszły dwie kobiety
z naszej gruby wyjazdowej. Natychmiast się uspokoiliśmy i jak
na zawołanie, Sasuke stanął obok mnie.
— Dobry wieczór! — powiedzieliśmy niemal
równo. Z całej siły starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Nie dało się nie
zauważyć, że początkowo były maksymalnie zdziwione. Jakby zastanawiały
się, czy to, co przed chwilą widziały, miało miejsce naprawdę?
Zaraz potem jednak bardzo miło się do nas uśmiechnęły i życząc nam
dobrej nocy, po prostu sobie poszły. Uderzyłam Sasuke otwartą dłonią
w klatę, po czym wspięłam się na palce i tym razem to ja
go pocałowałam. Byłam bardzo szczęśliwa! Przeczuwałam, że wreszcie,
na tych kilka ostatnich dni, zyskałam wyłączność na Sasuke. I miałam
gdzieś przypuszczenia, że następnego dnia będą krążyć na nasz temat
niezliczone plotki. Dla mnie liczyło się to, co ja wiedziałam,
a nie to, co inni o nas myśleli.
Po tym dosyć czułym pożegnaniu,
wreszcie dotarłam do pokoju. Pod drzwiami czekała mama, ponieważ to ja
miałam klucz. Musiałyśmy spakować się niemal w trybie ekspresowym,
ponieważ było już koło północy, a pobudka następnego dnia była zaplanowana
na dosyć wczesne godziny.
*
Rano wstałam wcześniej niż mama. Miałam
wrażenie, że mogłabym latać! Od razu zajęłam łazienkę, gdzie
wykonałam wszystkie poranne czynności, ubrałam się w wygodne ciuchy,
pomalowałam się, poczesałam i wypsikałam perfumami. Następnie obudziłam
mamę, powiedziałam jej, że idę już na dół, wzięłam moją walizkę, złapałam
torbę z aparatem, kurtkę oraz plecak i wyszłam. Tym razem
skorzystałam ze znienawidzonej windy, ponieważ nie zamierzałam tłuc się
po schodach z tyloma ciężkimi przedmiotami. Godzina była jeszcze
dosyć wczesna, ponieważ dopiero dochodziło wpół do szóstej. O szóstej
piętnaście mieliśmy mieć śniadanie. W recepcji nie było jeszcze żywego
ducha, jednak zauważyłam, że w autokarze świeciło się nikłe światło
i bagażnik był otwarty, a to znaczyło, że mogłam już iść
się władować do środka. I nikim się nie przejmując – chyba, że drugim
kierowcą – mogłam się przywitać z Sasuke.
Wyszłam na zewnątrz i od razu
uderzył we mnie chłód poranka. Obaj kierowcy kończyli akurat sprzątać
pojazd. Mimo to ruszyłam w stronę autokaru. W drzwiach minęłam
się i przywitałam z panem Akinori, który akurat wychodził i który
odebrał ode mnie walizkę. Korzystając z okazji, że będę mogła
pobyć z Uchihą przez chwilę sama, wpadłam jak burza do środka.
W połowie pierwszej części autobusu natknęłam się właśnie na niego.
Sasuke zatarasował mi przejście. Wspięłam się na palce i pocałowałam
go na powitanie, po czym naparłam na niego, aby się przesunął
i przepuścił mnie.
— Jak się spało, gwiazdeczko? — tym
pytaniem, a raczej tym, jak mnie określił, wręcz zwalił mnie z nóg.
Przesunął się, pozwalając mi przejść dalej, po czym ruszył za mną.
— Dobrze mi się spało. Dziękuję —
odwróciłam się do niego przodem i uśmiechnęłam się — Tutaj tylko
ciocia Shizune i pani Kurenai są gwiazdami. Ja się w to nie
wliczam… — wytknęłam mu ten błąd, na co on zaczął się śmiać.
— Ty jesteś moją gwiazdeczką! — aby
ukryć zakłopotanie i czerwone policzki, schyliłam się, wrzucając plecak
i torbę z aparatem pod siedzenie. Została mi jeszcze kurtka,
którą zamierzałam upchnąć na "półce" nad siedzeniami. W tym
celu zdjęłam baleriny i wskoczyłam na siedzenie po przeciwnej
stronie — Uważaj na głowę! — machnęłam lekceważąco ręką. Do autobusowego
sufitu miałam jeszcze daleko. Sasuke stanął bezpośrednio przede mną
i przyglądał się moim poczynaniom. Nie powiem, trochę mi przeszkadzał, ale
był jeden plus – mogłam patrzeć na niego z góry. Gdy w końcu
udało mi się wepchnąć kurtkę tam, gdzie miało być jej tymczasowe miejsce,
oparłam się na ramionach Uchihy i znów go pocałowałam. Złapał mnie
w talii i ściągnął na dół. Jakie to było szczęście,
że byłam niska. Inaczej faktycznie przywaliłabym głową w sufit. Wyszliśmy
na zewnątrz.
Ludzie powoli zaczynali się schodzić ze swoimi
walizkami. Stałam razem z Uchihą przy luku bagażowym i rozmawialiśmy.
Poszczególne osoby, podając swój bagaż Sasuke, uśmiechały się do nas. Ten
błysk w ich oczach mówił sam za siebie – oni już wiedzieli co nieco
o naszej znajomości. Najwidoczniej panie starsze szybko puściły gorące
ploteczki w świat.
Po spakowaniu się do busa
i zjedzeniu śniadania, ruszyliśmy w dalszą drogę. Pogodna była ładna,
ponieważ świeciło słońce, jednak wiał zimny wiatr, przez co ciepło
promieni słonecznych nie było aż tak bardzo odczuwalne. Cały czas starałam
się być, jak najbliżej Sasuke. To był mój priorytet – trzymać go z daleka
od cioteczki Shizune i jednocześnie kręcić się koło niego,
Podczas jednego z postojów jakoś
tak wyszło, że razem ruszyliśmy do toalet. Tak! To dwóch toalet,
a nie jednej, bo jakby to brzmiało i wyglądało! On wszedł
do męskiej, a ja do damskiej. Szybciutko załatwiłam potrzebę nie
chcąc, żeby za długo na mnie czekał, ale gdy wyszłam przed budynek,
nigdzie nie umiałam go dostrzec. Stwierdziłam, że najwidoczniej już wrócił
do autokaru, dlatego powolnym krokiem ruszyłam do drzwi. Wyszłam
na zewnątrz i cały czas się rozglądałam, czy przypadkiem gdzieś go
nie ma. Zazwyczaj było tak, że to kobiety dłużej siedziały w toalecie,
ale przecież tym razem mogło być inaczej. Zatrzymałam się i odwróciłam
z powrotem w stronę budynku, akurat w momencie, kiedy on go
opuszczał. Podszedł do mnie i oskarżył mnie, że go zostawiłam
i nie poczekałam. Zaczęłam się śmiać, że wybiera się, jak sójka
za morze, że myślałam, że to on mnie zostawił i dlatego
sobie poszłam. Wracając do busa śmialiśmy się i wzajemnie
przedrzeźnialiśmy. Miałam ogromną ochotę, żeby znów go pocałować, ale zauważyłam,
że od samego rana wszyscy ludzie nam się przyglądali. Chyba czekali, aż jakimś
zachowaniem zdradzimy nasze relacje. Niedoczekanie…
Wieczorem dotarliśmy do Lourdes. Z walizki,
na środku chodnika przed hotelem wyjęłam piżamę, czystą bieliznę oraz ubrania
do przebrania na następny dzień. Nie miałam żadnej ochoty wlec się
ponownie z ciężką walizką na czwarte piętro, jeśli miałam
możliwość zostawienia jej w autokarze. Nie liczył się nawet fakt, że winda
została naprawiona. Nikt żadną siłą nie zmusiłby mnie, żebym weszła do czegoś,
co jeszcze niedawno nie działało.
Po kolacji wszyscy wyposażeni
w butelki ruszyli w stronę sanktuarium, po wodę z cudownego
źródełka. Kierowcy, mimo, że raczej niewierzący, wybyli pierwsi. Z mamą
czekałyśmy na cioteczki, ale wszyscy szli, ich nie było, a Sasuke,
z którym chciałam przebywać jak najwięcej, był coraz dalej. Namówiłam więc
mamę, żebyśmy je olały i poszły same. Zgodziła się.
Niby poprzedniego wieczora, pod koniec
naszego spaceru, Uchiha obiecał mi kolejną wyprawę, ale byłam pewna,
że tym razem to nie wypali. Czasu było mało, pora była późna, a rano
mieliśmy zaplanowaną jeszcze wcześniejszą pobudkę niż dziś. Mimo to chciałam
chociaż wracać z nim do hotelu. I tak też się stało… Obaj
nalewali akurat wodę z niewielkich kraników, gdy i my dotarłyśmy
na miejsce. Niby ich nie dostrzegając, zaczęłam błahą rozmowę z mamą.
I osiągnęłam mój cel! Kierowcy pierwsi się do nas zwrócili.
W ogóle doszłam do wniosku, że po tym
wszystkim powinnam dostać złoty medal dla największego i najlepszego
kombinatora na całym świecie! No po prostu w tym akurat
byłam mistrzem!
Do hotelu wracaliśmy we czworo.
Po drodze mijaliśmy inne osoby z naszej grupy wycieczkowej. Śmialiśmy
się i żartowaliśmy, a głównym sprawcą tak dobrej atmosfery był nie
kto inny, jak pan Akinori… Dusza wszelkiego towarzystwa! Ja szłam z przodu,
a za mną podążali panowie kierowcy i mama. Miałam wyśmienity
humor. Nuciłam sobie pod nosem i uśmiechałam się od ucha
do ucha. Szkoda, że do celu dotarliśmy w zastraszająco
szybkim tempie. Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
*
Rano mieliśmy pobudkę już o czwartej
rano! Oczywiście, jak to zakochana ja, wstałam najwcześniej, jak to było
możliwe. Wykonałam poranną toaletę, ubrałam czarne legginsy i top oraz beżową,
ażurową narzutkę z frędzlami, pomalowałam się i przeczesałam włosy
palcami. Następnie porwałam plecak oraz torbę od aparatu i już
miałam wychodzić, gdy mama zażądała, żebym została i poczekała na nią.
Byłam maksymalnie wściekła. Chciałam lecieć do Sasuke, który na pewno
kręcił się już przy autobusie, a ona postanowiła mnie akurat teraz
przypilnować i najwidoczniej zamierzała robić za przyzwoitkę.
Kierowcy rzeczywiście czekali już przy autokarze.
Chyba akurat znów skończyli go sprzątać. Uchiha widząc mnie, uśmiechnął się
szeroko, jednak szybko mina mu zrzedła, gdy zaraz za mną z hotelu
wyszła mama. Pędem wleciałam do środka pojazdu, rzuciłam bagaże podręczne pod fotel,
zabrałam sweter i mijając się z mamą w przejściu, wypadłam
na zewnątrz. Po jej minie widziałam, że nie była zadowolona
z tego, że na chwilę straci mnie z oczu.
— Cześć gwiazdeczko — uśmiechnął się
do mnie, gdy w końcu stanęłam przy nim. Zaczęliśmy swobodną
rozmowę między innymi o tym, jak nam się spało, czy jak będzie wyglądać
trasa. Powiedział mi, że jest mu bardzo przykro, że nie daliśmy rady
wczoraj nigdzie wyjść, ale obiecał mi, że na pewno postara się
to nadrobić. Trzymałam go za słowo. W końcu jednak nastąpiło to, na co od początku
liczyłam. Sasuke rozejrzał się, maksymalnie zbliżył się do mnie i zaczął
się nade mną nachylać, ewidentnie po to, aby mnie pocałować. Niestety,
kiedy już miało dojść do upragnionego przeze mnie pocałunku, z autokaru
wyszła mama. Nigdy w życiu nie wdziałam, żeby ktoś w takim tempie
i popłochu się prostował i odsuwał, jak Sasuke w tamtej chwili. Przede wszystkim
musieliśmy zachowywać bezpieczną odległość! A już na pewno, gdy tuż za plecami
czuliśmy oddech mamy, która na pewno już wiedziała, co chcieliśmy
zrobić. I najwidoczniej za wszelką cenę postanowiła do tego nie
dopuścić, bowiem przez cały czas stała razem z nami pod hotelem
i uważne się nam przyglądała. I wcale nie odstraszała jej pogoda,
a muszę zaznaczyć, że akurat tego dnia rano było niewyobrażalnie
zimno. W końcu mróz dał jej jednak w kość, bo zrezygnowana
weszła do hotelu. A ja nadal wytrwale stałam na zewnątrz i obserwowałam
Sasuke.
Gdy wreszcie zostaliśmy na chwilę
sami, specjalnie przeszłam kawałek dalej od drzwi wejściowych do budynku,
aby przypadkiem mama nie mogła mnie obserwować i wtedy koło mnie pojawił
się Uchiha. Już chciał mnie objąć i pocałować, gdy zza rogu hotelu wyszedł
pan Akinori i Sasuke nie chcąc ryzykować, znów odsunął się ode mnie.
Miałam ochotę wszystkich powystrzelać! Jak kaczki! Znowu! Ileż można było?!
Potem nie było już za bardzo
okazji, żeby chociaż się przytulić, bo do autobusu zaczęli schodzić
się ludzie ze swoimi bagażami. Wtedy też razem z Sasuke przeniosłam
się na drugą stronę pojazdu. Tam w przerwach na ładowanie bagaży
do bagażnika, mogliśmy spokojnie pogadać. Z okazywaniem sobie
czułości woleliśmy jednak nie ryzykować. W końcu jednak, gdy pakowanie
dobiegło końca, zostaliśmy sami. Opłacało się poczekać. Sasuke od razu
to wykorzystał. Czym prędzej doskoczył do mnie, objął mnie w pasie
i mocno do siebie przytulił.
— Gwiazdeczko, w końcu cię dorwałem! —
po tych słowach wreszcie mnie pocałował! Chciał mnie cmoknąć jeszcze raz,
ale wtedy zza autokaru wyszedł pan Jiraiya ze swoim bagażem. Widząc
nas w tej niedwuznacznej pozycji, zrobił się cały czerwony, zaczął
znacząco chrząkać i poruszać brwiami, po czym zostawił Sasuke swoją
walizkę i powolnym krokiem się wycofał, machając nam na pożegnanie.
W jego starej głowie musiały pojawić się bardzo ciekawe i zdecydowanie
kosmate myśli, bo poważnie… kolorem przypominał dojrzałego pomidora!
*
Jak można się było spodziewać, nasz
przewodnik, jako niedoszły ksiądz, zarządził jeszcze jeden przystanek w naszej
podróży. Stwierdził, że nigdy jego biuro podróży nie proponowało takich
bonusów, ale tym razem zrobi wyjątek i po drodze do Paryża
wstąpimy jeszcze do Nevers, w którym spoczywało ciało świętej
Bernadety, związanej z Lourdes. Za bardzo nie mieliśmy nic do gadania.
Jeden z postojów miał miejsce
na stacji benzynowej. Kilka minut wcześniej dostałam SMSa od Hinaty,
dlatego też postanowiłam wykorzystać resztki środków na moim koncie
i zadzwoniłam do niej. Sasuke był akurat w toalecie, więc nie
musiałam się martwić, że ciocia Shizune zwinie mi go chociaż na moment.
On niby już był mój, a jednak cały czas pilnowałam, żeby nie przebywał
z cioteczką sam na sam. To było zbyt ryzykowne!
Gadając z przyjaciółką,
spacerowałam sobie od autokaru do wejścia do WC. Gdy zauważyłam,
że Sasuke wychodzi z toalet, chciałam się z nią rozłączyć,
jednak to wcale nie było takie proste. Miała mi do powiedzenia tyle
rzeczy! Non stop coś gadała, więc kulturalnie musiałam jej słuchać. Gdy
Uchiha mijał mnie, przysunęłam się bliżej, ocierając się o niego i tym
samym dając mu do zrozumienia, że ma pozostać tam, gdzie stał.
I został!
W końcu zirytowana jej paplaniną
zaczęłam się wyginać, a w ślad za mną poszedł równie znudzony, co ja
Sasuke. I jakoś tak wyszło, że na moment zapomniałam o przyjaciółce
wciąż mówiącej do telefonu i przez przypadek, obserwując ruchy
Uchihy, skomentowałam to, co robił. Zaczęliśmy się śmiać.
— Co ty tam robisz? — Hinata
przerwała swoją wypowiedź, wyraźnie zainteresowana zamieszaniem, jakie u nas
powstało.
— Rozciągamy się z Sasuke! —
palnęłam, zanim pomyślałam. Hina wybuchła śmiechem, po czym stwierdziła, że w takim
razie nie będzie nam przeszkadzać, pożegnała się i rozłączyła. Przez chwilę
staliśmy jeszcze na uboczu, ale czas wolny się kończył i powoli trzeba
się było zbierać i ruszyć w dalszą drogę.
*
W Nevers miejscowy, japoński ksiądz
odprawił specjalnie dla nas mszę, po której wszyscy ruszyli do toalet.
Prawie wszyscy, bo jak się okazało, cioteczka Shizune po raz kolejny
postanowiła zakręcić się koło Uchihy i urządziła sobie z nim kolejną
sesję zdjęciową! Dopiero potem poszła do WC. Na całe szczęście
to nic nie zmieniło.
Gdy tylko wyszłam z toalety i zauważyłam
go stojącego samotnie z boku, od razu do niego podeszłam.
Porozmawialiśmy sobie chwilę, w oczekiwaniu na ludzi, którzy z WC przenieśli
się do niewielkiego sklepiku z pamiątkami. Mama także tam wylądowała
i kazała mi iść wybrać sobie pocztówkę. Mając jednak wybór między jakąś
tam kartką, a towarzystwem Sasuke, który akurat ku mojej radości stał
sam, oczywiście wybrałam faceta. Aż normalnie powinno mi być wstyd! Ach! Jakie
ja miałam niskie priorytety!
*
Droga z Nevers do Paryża
zleciała mi bardzo szybko. Przed dwudziestą pierwszą dotarliśmy do niewielkiego
ośrodka, w którym mieliśmy zapewniony nocleg i posiłek. Zaskoczyło
mnie, że prowadziły go siostry zakonne. Był to dosyć niecodzienny
widok.
Rozpoczęliśmy kolacją, a po niej
zostały przydzielone nam pokoje. Cioteczki i pani Kurenai wylądowały
w budynku oznaczonym literką A, natomiast pokoje znacznej części osób
z naszej grupy, a w tym i mój oraz mamy, a także
kierowców, znajdowały się w budynku C. Trafiło nam się lokum na pierwszym
piętrze, tuż nad pokojem pana Akinori i Sasuke.
Mama chciała porozmawiać przez chwilę
z tatą, jednak ja nie miałam na to ochoty. Zostawiłam ją więc
samą i wyszłam na zewnątrz. Spotkałam tam przez przypadek
cudowną kobietą, która, jak dowiedziałam się w Santiago de Compostela,
pochodziła z tej samej miejscowości, co mój tata. Była niesamowicie
urocza i kochana, więc od razu ją polubiłam. Korzystając z okazji,
że na siebie wpadłyśmy, zaprosiła mnie i mamę na wino
do siebie. Obiecałam, że przyjdziemy. Zresztą grzechem byłoby jej
odmówić! Gdy zniknęła w swoim pokoju, oparłam się o barierkę i wtedy
zauważyłam Sasuke, stojącego pod balkonem i uważnie mi się
przypatrującego. Uśmiechnęłam się. Zaczęliśmy rozmawiać, jednak nie należało to do zbyt
wygodnych i przede wszystkim dyskretnych sposobów, toteż szybko
przyszedł do mnie na piętro. W międzyczasie mama dała mi znać,
że idzie się myć, a ja korzystając z tej okazji, po raz
drugi wyciągnęłam Sasuke na spacer.
Zbyt wielu możliwości niestety nie
mieliśmy, ponieważ nie mogliśmy wyjść poza teren ośrodka, bo o dwudziestej
drugiej zamykano bramę, a skakanie przez płot w ogóle nie
wchodziło w grę! Na szczęście niedaleko naszego budynku znajdowało
się coś w rodzaju mini parku. Wzdłuż dróżki, jaką szliśmy, stały
niewielkie lampki, które trochę ją rozświetlały. Światła wprawdzie nie dawały
one zbyt wiele, ale z pewnością tworzyły przyjemny nastój.
Przeszliśmy sobie w miejsce, które
prawdopodobnie przeznaczone było na ogniska i pikniki. Wokół całkiem
sporego paleniska, ustawionych było kilka drewnianych stołów i ławek.
Sasuke zajął jedną z nich, a ja usiadłam na jego kolanach. Już
bez żadnych oporów, z własnej i nieprzymuszonej woli.
Tradycyjnie zaczęliśmy rozmawiać,
stopniowo przechodząc do pocałunków i dotyku. W pewnym momencie
Sasuke wsunął swoją dłoń pod mój top i zaczął jeździć nią po moim
brzuchu. Niestety byłam osobą dosyć mocno zakompleksioną. Brzuch i te oponki
na nim uważałam za jedną z moich najgorszych wad, toteż zgodziłam
się, aby dotykał moich pleców, ale z brzucha kazała mu zabrać ręce.
I posłuchał. Dodatkowo byłam zadowolona, że rano postanowiłam ubrać
ażurową narzutkę, ponieważ dzięki temu nie miał zbyt dużego dostępu do mojego
dekoltu. Oczywiście nie, żeby jakoś specjalnie przeszkadzało mi, gdy mnie tam
dotykał, czy coś, ale w sumie podstawowa różnica między tym wieczorem,
a spacerem po Castelo Branco była taka, że dziś w moich
żyłach nie krążył alkohol.
Nagle na całym terenie wokół
ośrodka zgasło światło. Domyśliłam się, że wybiła dwudziesta druga.
Poprosiłam Sasuke, abyśmy wrócili pod nasz budynek. O dziwo zgodził
się bez żadnych protestów. Wstaliśmy i powoli ruszyliśmy przed siebie.
Kilka razy byłabym się wywaliła, bo było ciemno, a na mojej
drodze leżało dużo rzeczy typu gałęzie, czy kamienie. Na szczęście
Sasuke za każdym razem mnie ratował przed upadkiem, niczym książę
z bajki. Non stop powtarzał mi, żebym uważała, a w pewnym
momencie zaproponował nawet, że weźmie mnie na ręce. Karygodnie
odmówiłam! Jeszcze tego by brakowało, żebyśmy oboje się wywalili!
Po powrocie pod nasz budynek
"mieszkalny" usiedliśmy obok siebie na ławce. Rozmawialiśmy
o sobie. Unikaliśmy całowania się i okazywania sobie innych czułości.
A jednak siedzieliśmy bardzo blisko siebie, z rękami założonymi
na klatkach piersiowych tak, abyśmy po kryjomu mogli trzymać się
za ręce.
W pewnym momencie koło nas
przechodził pan Akinori, który akurat szedł do pana generała. W jednej
dłoni niósł krzyżówki, a w drugiej trzymał dwie puszki piwa Asahi.
— On rozwiązuje krzyżówki?! — wypaliłam,
gdy zniknął w jednym z pokojów. Byłam tym
maksymalnie zaskoczona. Nie wyglądał mi na osobę, która lubiła takie
rzeczy.
— Jasne… Jak nie jedzie, to potrafi
cały czas siedzieć i uzupełniać kolejne hasła. A żeby jeszcze czegoś
nie wiedział! Może nie wygląda, ale ma ogromną widzę… — był geniuszem! Jak nic!
A ile razy ja siedziałam z Hinatą na wykładzie i próbowałam
rozwiązywać krzyżówki. Zazwyczaj kończyło się na tym, że wchodziłam
na Internet, wpisywałam definicję i szukałam odpowiedzi.
Sasuke, gdy tylko zauważył, że pan
Akinori zaszył się u generała, postanowił złożyć mi propozycję, jakiej
niekoniecznie się spodziewałam.
— Chodźmy do mojego pokoju — jeśli
coś bym piła, z pewnością cała zawartość wylądowałaby na jego twarzy.
Uchiha ewidentnie miał ambitny plan wykorzystania swojego lokum, pod nieobecność
współlokatora.
— Po co? — ja jednak nie byłam
aż taka naiwna, żeby przystać na to. Już raz mu powiedziałam,
że nie prześpię się z nim, a według mnie, właśnie o to mu
chodziło, gdy złożył mi tą propozycję.
— Tam będziemy mieć spokój i nikt
nie będzie nas widział… I nie martw się! Przecież już ci powiedziałem,
że nie zrobię nic bez twojej zgody — póki co trzymał się tego, bo gdy
tylko coś mi nie pasowało i kazała mu przestać, on to robił. A jednak
i to mnie nie przekonało. Obawiałam się, że jeśli do czegoś
by doszło, to mój zdrowy rozsądek mógłby mnie zawieść i posunęlibyśmy
się za daleko. Zdecydowanie bezpieczniej było pozostać w tak
neutralnym miejscu, jak taras. No a do tego byłaby mogiła, gdyby
mama się dowiedziała, że byłam sam na sam z jakimś facetem
w jego pokoju. Zamordowałaby mnie i jego, jak nic! Nie mogłam się
więc zgodzić na tak niemoralną propozycję!
Tego wieczora dowiedziałam się o Sasuke
kolejnych rzeczy, wśród których znalazła się także data jego urodzenia. Dla zabawy
zgadywaliśmy swoje znaki zodiaków. Rozmawialiśmy o Paryżu, o powrocie
do Japonii. Okazało się, że nasz autokar był wypożyczony z czeskiego
lotniska, które właśnie, jako jedno z niewielu oferowało taką możliwość.
Wyszło więc na to, że Uchiha razem z panem Akinori lecieli
razem z nami do kraju, co przyznam szczerze, bardzo mnie
ucieszyło.
Gdy tak lepiej się poznawaliśmy, znów
zaczęły się wędrówki. Tym razem kilka osób mijało nas zmierzając do pokoju
uroczej pani blondyneczki, która i nas zaprosiła na wino. Najpierw
z pokoju wyszła mama. Sasuke niemal od razu się ode mnie
odsunął, jednak ja automatycznie się do niego przysunęłam, niwelując
stworzoną przez niego odległość. Uważałam, że mimo wszystko mojej
mamy nie należało się bać. Nie zwróciła nam uwagi, tylko zwyczajnie
poinformowała mnie, że woda w łazience leje się, jakby chciała,
a nie mogła i po tych słowach poszła w gości. Potem
na horyzoncie pojawiły się ciocie i pani Kurenai. Zmierzały w tym
samym kierunku, co mama i kilka innych osób. Trochę po drodze
pobłądziły, ponieważ wybrały nie tą ścieżkę, co było trzeba. Z Sasuke
przez chwilę się z nich śmialiśmy, ale w końcu wskazaliśmy
im właściwą drogę i w efekcie dotarły do nas.
— A wy idziecie, czy nie? —
wystarczyło jedno spojrzenie na siebie, żebyśmy zgodnie zdecydowali,
że z chęcią się przyłączymy.
Wszyscy
zebraliśmy się w jednym malutkim pokoiku. Było nas dosyć sporo, miejsca
nie było wiele, dlatego też musieliśmy się maksymalnie ścisnąć. Ale daliśmy
radę! Cały czas siedziałam obok Sasuke, z którym stykałam się nogą,
aczkolwiek nie miałabym nic przeciwko, gdyby kazano mi usiąść mu na kolanach,
w celu zaoszczędzenia miejsca. Oj spodobało mi się!
Mąż
kobiety, która nas zaprosiła, otworzył jedną butelkę i każdemu nalał
odrobinę trunku, aby dla każdego wystarczyło. Kilkanaście minut później
podobnie postąpił z drugim winem. Śmiechu było, co nie miara. Niemal
całe dwa tygodnie pobytu w Europie zostały dokładnie skomentowane.
Korzystaliśmy maksymalnie z ostatniego wieczoru, podsumowując wszystko, co na tym
wyjeździe nas spotkało. Kolejną noc mieliśmy już spędzić w autokarze,
wracając do Czech.
My
dwoje nie siedzieliśmy długo. Uchiha musiał iść spać, aby następnego dnia
rano być wypoczętym i gotowym do drogi, a ja chciałam jeszcze
umyć włosy. Sasuke spróbował tylko jednego wina, więc pusty kubeczek odstawił
na szafkę i zaczął się zbierać. Widząc to, raz dwa dopiłam moją
porcję alkoholu i oświadczyłam, że też będę iść, bo muszę się
umyć. Któraś z osób zebranych zaśmiała się, że mam nie udawać, bo oni
już tam doskonale wiedzą, że idę faceta odprowadzić. Parsknęłam śmiechem
i wychodząc, rzuciłam przez ramię, że właśnie to zrobię
przy okazji. Uchiha na mnie zaczekał i razem opuściliśmy pokój. Zatrzymaliśmy
się przy schodkach, które prowadziły na parter. Sasuke objął mnie i pocałował.
—
A może przyjdziesz włosy umyć do mnie? — nie byłby sobą, gdyby
na pożegnanie nie rzucił czegoś właśnie w tym stylu. Ze śmiechem,
uderzyłam go dłonią w klatę. Po jeszcze jednym pocałunku na dobranoc,
wróciłam do swojego pokoju.
Wzięłam
sobie ręcznik, szampon, balsam i maszynkę do golenia. Umycie głowy
rzeczywiście zajęło mi w cholerę dużo czasu! Mama miała rację, gdy mówiła,
że woda koszmarnie leci! Byłam wściekła. Na głowie miałam pełno piany
i nawet nie mogłam jej porządnie spłukać! Przez moment nawet
zastanawiałam się, czy może rzeczywiście nie skorzystać z propozycji
Sasuke i nie użyczyć sobie jego łazienki, ale równie szybko doszłam
do wniosku, że pan Akinori pewnie wrócił już do pokoju, a akurat
z nim nie chciałam mieć nic do czynienia. Jego zboczenie za bardzo
mnie przerażało!
W końcu
udało mi się zmyć pianę z włosów i mogłam zabrać się za golenie
nóg. Nie wiem, czy to z nożykami było coś nie tak, czy co, ale
jeszcze nigdy, w całym moim życiu nie pocięłam się aż tak bardzo! Bez
wielu strumieni krwi i niemal zerwanych kawałków naskórka się po prostu
nie obyło!
*
Następnego
dnia pobudka nie była już aż tak wczesna, jak poprzednio, ale zbyt długo
też nie dali nam pospać. Na zewnątrz nadal było ciemno, gdy razem z mamą
ruszyłyśmy z bagażami w stronę autokaru, przy którym, jak zawsze
kręcili się już kierowcy. Oddałam Sasuke moją walizkę i pognałam z powrotem
do pokoju. Poprzedniego wieczora siostry zakonne poprosiły nas, abyśmy
w miarę możliwości pozdejmowali pościel i wrzucili ją do specjalnego
kosza. Mama do tego zadania wyznaczyła właśnie mnie. Wzięłam przy okazji
z pokoju swój bagaż podręczny i uprzednio zdjętą oraz poskładaną
pościel i zamykając drzwi na klucz, wróciłam pod autokar. Dopiero
po załatwieniu tych wszystkich spraw i wrzuceniu bagażu podręcznego
do wnętrza autokaru, mogłam spokojnie zaszyć się z Sasuke za pojazdem.
Znów bez żadnych zbliżeń, zaczęliśmy rozmawiać. W zasadzie zauważyłam,
że my non stop ze sobą gadaliśmy, ale jakoś niewiele z tego
wyniosłam, niewiele się o nim dowiedziałam. Na miejscu byłoby więc tutaj
pytanie w stylu: "czego
do cholery dotyczyły te wszystkie nasze rozmowy?!".
Śniadanie
było bardzo szybkie, ale zdecydowanie sycące. Przewodnik kazał nam najeść się
do pełna, bowiem czekało nas całodniowe zwiedzanie Paryża. Po posiłku
znów podeszłam pod autokar i tam stałam z Sasuke. Zresztą
to już weszło nam w nawyk. I nawet zauważyłam, że za każdym
razem, za wszelką cenę staraliśmy się do siebie dopasować. On robił
krok w lewo i ja robiłam krok w lewo. Ja przesuwałam się
do przodu i on też przesuwał się do przodu. Chciałam ciągle być
jak najbliżej niego. Dotykać go i czuć go blisko siebie.
Przy autobusie
stałam z nim do końca. Wszyscy z naszej grupy zajęli już swoje
miejsca, aż wreszcie zostaliśmy całkiem sami. Chciałam go pocałować,
jednak miałam świadomość, że mama i ciotki, uważnie się nam
przyglądały.
Gdy
w końcu i ja wkroczyłam do autokaru, mama zaczęła się ze mnie
śmiać, że jak tak dalej będę wchodzić ostatnia, to w końcu mnie
zostawią i pojadą beze mnie. Ale w sumie wtedy zostałabym
z Sasuke. Innymi słowy nie miałabym nic przeciwko temu. Nie widziałam żadnego
problemu!
*
Paryż
okazał się totalną porażką! Nasz przewodnik, który mimo swojego nieogarnięcia
był w porządku, załatwił nam innego faceta, który miał nas oprowadzić
po tym mieście miłości. Był to stary dziadek, który miał problem,
żeby nadążyć za grupą; zachowywał się, jak totalny buc i był
szowinistą, który na każdym kroku, w każdej możliwej sytuacji
krytykował kobiety dosłownie za wszystko! Idiota do kwadratu! Na dodatek
na calusieńki dzień musiałam rozstać się z Sasuke.
Pod Luwr
w ogóle nie podeszliśmy. Dla mnie to było równoznaczne ze strzeleniem
sobie w kolano. Przecież po wieży Eiffla to był najważniejszy
obiekt w Paryżu. Właściwie jedynym, co dobrze zapamiętałam z tej
koszmarnej wyprawy, był właśnie wyjazd na sam szczyt najbardziej
rozpoznawalnej budowli świata. Akurat udało nam się trafić na zachód
słońca, którego zjawiskowość wręcz zapierała dech w piersiach. Ciekawy był
też nocny rejs promem po Sekwanie, jednak zdecydowanie nie mógł się on
równać z wieżą Eiffla.
Paryż
zdecydowanie mnie nie zachwycił. Miasto, jak miasto – brudne, głośne,
zatłoczone. Nie było w nim nic specjalnego i nie rozumiałam, czym
wszyscy się tak zachwycali.
Po zwiedzaniu
ruszyliśmy do autokaru. Przez chwile szłam na równi z naszym
przewodnikiem, jednak, gdy tylko zobaczyłam nasz autobus i kierowców,
wyszłam na prowadzenie. Prawdę mówiąc, w ciągu tego jednego dnia jak
diabli stęskniłam się za Sasuke.
Przechodząc
obok niego, dałam mu znać, że jestem maksymalnie zmęczona, po czym
jak burza wpadłam do środka autobusu. Stanęłam, jak słup soli, gdy zdałam
sobie sprawę z faktu, że na każdym siedzeniu leżała reklamówka
z "suchym" prowiantem. Wprawdzie mieliśmy mieć piknik na zakończenie
wyjazdu, jednak z powodu późnej pory, pozostało nam jedynie cieszyć się
tym. Wewnątrz siatki znajdowała się długa francuska bagietka, hermetycznie
zapakowany rogal z nadzieniem malinowym, sok jabłkowy i kilka innych
smakołyków. Każdy zabrał sobie coś dobrego i wyszedł na zewnątrz. Ja
postąpiłam podobnie. Porwałam rogalika i wybyłam przed autokar. Podeszłam
do Sasuke, który stał z boku i pił Coca-Colę z puszki.
—
I jak wrażenia po Paryżu? — warknęłam, zła. Chciałam, jak najszybciej
wyrzucić te wspomnienia z głowy. Zawiodłam się na maksa.
Zaczęłam mu się żalić. Oświadczyłam, że było okropnie, bo niewiele
zobaczyliśmy, a przewodnik był do kitu.
—
Nigdy więcej tutaj nie wrócę! — mruknęłam na podsumowane.
—
A Coli chcesz? — wyciągnął w moim kierunku puszkę z napojem.
Uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Najpierw odmówiłam, ale gdy od razu
zaproponował mi to drugi raz, wzięłam ją od niego. Upiłam łyka i z powrotem
oddałam jemu. I w ten sposób zaczęliśmy pić Coca-Colę na zmianę,
nawet wtedy, gdy na moment dołączyła do nas cioteczka Shizune. Szybko
chyba jednak zauważyła, że wolimy być sami, bo po krótkiej
chwili i wymianie zdań na temat jej wrażeń po Paryżu, po prostu
odeszła od nas.
Sasuke
na chwilę mnie opuścił. Od początku wyjazdu był odpowiedzialny
za przygotowywanie ciepłych napojów, z ekspresu zabudowanego w autokarze.
Tak było i tym razem. Czekając na niego, usiadłam sobie na krawężniku
i zaczęłam jeść rogalika. Nie dotarłam nawet do połowy, gdy Uchiha
pojawił się przy mnie. Usiadł obok i podsuwając mi pod nos
puszkę Coli, rozpoczął rozmowę.
Niestety
wszystko, co dobre, zdecydowanie zbyt szybko się kończyło. W końcu
trzeba było zacząć się zbierać. Oczywiście wszyscy zaczęli wchodzić do autobusu,
a ja ciągle stałam razem z Sasuke w pobliżu środkowych drzwi
wejściowych do pojazdu. Wszyscy mijający nas, szeroko się do nas
uśmiechali. Odniosłam wrażenie, że mieli nas już wtedy za coś w rodzaju
pary. Sasuke też chyba wyciągnął taki wniosek, bo w pewnym momencie,
bez jakiegokolwiek skrępowania, czy zastanawiania się, czy przypadkiem moje
ciotki i mama nas nie podglądają zza szyby, nachylił się nade mną i pocałował
mnie przelotnie w usta. Było to delikatne, jak muśnięcie motyla, ale przez to niemal
dostałam skrzydeł!
*
Podczas
pierwszego postoju przebrałam się w ubrania wygodne do spania i jazdy.
W końcu od samego rana miałam na sobie długą, dresową spódnice.
Gdy Sasuke zniknął w toalecie, ja stałam obok autokaru z panem
Jiraiyą i przez chwilę rozmawialiśmy o studiach. Powiedział mi,
że nienawidził sesji i zawsze uważał, że czegoś takiego w ogóle
nie powinno być. Okazało się, że studiował jakiś kierunek ścisły – fizykę
lub chemię. Prawdę mówiąc nie słuchałam go zbyt uważnie. Cały czas
obserwowałam, czy Sasuke już wyszedł, czy jeszcze nie. Na szczęście pan
Jiraiya był inteligentnym człowiekiem, toteż szybko domyślił się, że na kogoś
czekałam i po prostu pożegnał się ze mną i sobie poszedł.
Chwilę później koło mnie stał już Sasuke. Pocałował mnie! Znowu! Wprawdzie było
to na tyłach autobusu, ale dla mnie liczył się sam fakt
słodkiego buziaka. Kiedyś ktoś mi powiedział, że całowanie to najlepsza
czynność na świecie. Wtedy w to nie wierzyłam, a teraz
ciągle nie miałam dość. To zdecydowanie było najcudowniejsze zajęcie!
W nocy
było jeszcze kilka postojów, które albo przespałam, albo tradycyjnie spędziłam
z Sasuke w pobliżu autokaru.
*
Pierwszy
poranny postój mieliśmy na ogromnej stacji benzynowej. Oczywiście wszyscy
od razu ruszyli do toalet, aby odświeżyć się po nocnej podróży. Na szczęście
byłam prawie na samym na początku kolejki, która z każdą chwilą
coraz bardziej się wydłużała.
Gdy
w końcu dotarłam do wolnej kabiny, przebrałam koszulkę na tą z napisem:
"NO PROBLEM! GIVE ME A KISS!". Przy umywalce
założyłam soczewki, umyłam zęby i poczesałam się, po czym wróciłam
do autokaru.
Stała
już tam mama z ciociami i panią Kurenai. Zauważyłam, że Sasuke
znów robił kawy, jednak, gdy skończył podszedł do nas. I o dziwo
wręczył mi jeden kubek z parującą cieczą, mimo że wcale go o to nie
prosiłam. Ten gest był taki kochany, że aż chciałam go uściskać.
Jakimś
cudem ciocia Shizune zeszła na temat naszych relacji. Powiedziała mi,
że zawsze mnie uwielbiała. Dowiedziałam się, że przed jej
ślubem, gdy miałam około pięć lat, byłam z nią wybierać jej suknie ślubną.
Obiecała mi, że kiedyś zorganizuje mi wieczór panieński, bo sama
nigdy takiego nie miała. Wspomniała, że gdy byłam mała, to przez moją
burzę różowych loczków, wyglądałam, jak cherubinek. Sasuke przysłuchiwał się temu
z coraz szerszym uśmiechem.
—
Ta koszulka mi się podoba — powiedział, kiedy wszyscy zaczęli wsiadać do autokaru,
a ja znów zostałam z nim przy wejściu.
—
A napis z tyłu widziałeś? — zapytałam, odwracając się na moment
do niego plecami.
—
Właśnie dlatego ją tak bardzo lubię. No i nie ma żadnego problemu,
bo całować mógłbym cię cały czas… — zaśmiał się, po czym bardzo
szybko nachylił się nade mną i mnie pocałował. A potem powiedział
mi coś, co już nie raz słyszałam między innymi w czasie nocnych
postojów, a mianowicie, że on by tak chciał, żebym spała z nim
w – jak to pieszczotliwie określił – trumnie, która była niczym innym,
jak specjalnym miejscem dla kierowców, w którym mogli odpoczywać
po lub w trakcie podróży.
—
Spadaj! — mruknęłam, szturchając go w bok.
—
No ale nie ma w tym żadnych podtekstów! — zastrzegł, słysząc moją
reakcję na tą propozycję oraz widząc moją minę — Mam na myśli,
że chciałbym żebyś po prostu leżała koło mnie i żebyśmy tak
sobie spali… Na inne wyczyny za bardzo nie ma tam miejsca — zaśmiałam
się z ostatniego stwierdzenia. Tych poprzednich słów to ja się
zdecydowanie nie spodziewałam. Brzmiało to prawie, jak jakieś wyznanie.
W dalszej
drodze powrotnej zdarzały się jeszcze postoje, podczas których albo
spacerowaliśmy razem po okolicy, albo po prostu kręciliśmy się
za autokarem. Nie wierzyłam mu, gdy mówił mi, że jeszcze się
spotkamy. Byłam jednak pewna jednego – będzie mi brakować tych pocałunków
i pieszczot, jakie on mi oferował. Nie chciałam się z nim rozstawać.
*
Najbardziej rozczarował mnie ostatni
postój już na lotnisku w Pradze, w oczekiwaniu na nasz
samolot, do którego mieliśmy bardzo dużo czasu. Pan Akinori razem z Uchihą
odtransportowali autobus na specjalny parking i uregulowali opłatę
za wynajem. Po skorzystaniu z toalety usiadłam na parapecie
przy ogromnym oknie. Nade mną stało państwo Noda, mama i cioteczka
Tsunade. Zaczęłam jeść jabłko, jednocześnie przyglądając się Sasuke, który
bardzo szybko wrócił wraz z drugim kierowcą. Chciałam zrobić cokolwiek…
wszystko, byle tylko spędził ze mną tych ostatnich kilkadziesiąt minut
wolnego czasu, jaki mieliśmy do wylotu. A jednak on najwyraźniej
bardzo dobrze bawił się, stojąc całkowicie z boku wraz z cioteczką
Shizune, panią Kurenai i panem Akinori. Ja, jako małolata nie chciałam
wtrącać się im do rozmowy. Już raz przez przypadek to zrobiłam,
tamtego wieczora, gdy w Castelo Branco umówili się na wino. Nieważne,
jak bardzo pragnęłam towarzystwa Sasuke, nie potrafiłam mu przeszkadzać, widząc
ten szeroki uśmiech na jego ustach, skierowany wyłącznie do cioci.
*
Lot do Japonii trwał bardzo krótko.
Początkowo obawiałam się, że zahaczymy o kilka innych portów lotniczych,
ale szybko okazało się, że polecimy bezpośrednio do kraju.
Przez cały czas w samolocie siedziałam z daleka od Sasuke,
który wylądował na samym przedzie. Pocieszał mnie jednak fakt, że ciocia
Shizune była jeszcze dalej od niego, niż ja.
Na lotnisko w pobliżu Osaki
dotarliśmy już po godzinie dziewiętnastej. W głównej hali na każdego
czekali bliscy. Od razu ruszyłam do drzwi wyjściowych. Byłam
obładowana wszystkim, co stanowiło mój bagaż podręczny: torbą z aparatem,
niemal słodkim plecakiem w groszki, małą poduszeczką, kurtką, dwoma
swetrami, telefonem oraz słuchawkami, które przewiesiłam przez szyję,
a niewielki odtwarzacz MP3 wsunęłam do kieszeni dresowych spodni.
I dodatkowo za sobą prowadziłam walizkę. Miałam ochotę się popłakać.
To były ostatnie chwile, podczas których mogłam patrzeć na Sasuke i z nim
rozmawiać. Było mi tak strasznie smutno!
— A spróbuj się ze mną nie
pożegnać! — przechodząc obok Uchihy, przywaliłam mu z poduszeczki. A niech
ma za karę, że w Pradze mnie porzucił ponownie na rzecz
cioci.
— O to się nie martw! — zaśmiał
się. Po przejściu przez drzwi wyjściowe z lotniska, od razu
namierzyłam ten właściwy samochód. Bardzo dużo osób z naszej grupy, także
stało już na parkingu i żegnało się ze sobą. Uśmiechałam się
do każdego, kogo mijałam. Wrzuciłam wszystko do bagażnika i przywitałam
się z tatą. Po chwili dołączyła do nas mama. Ja jednak, czym
prędzej wróciłam do Sasuke, który także wyszedł już na zewnątrz —
No chodź tu do mnie, gwiazdeczko! — rozłożył szeroko ramiona, a ja
wtuliłam się w niego.
— Będę za tobą tęsknić — mruknęłam.
Wtedy pocałował mnie po raz ostatni. Czułam się, jak na planie
jakiegoś filmu romantycznego. Staliśmy objęci pośrodku tłumu i całowaliśmy
się na oczach wielu ludzi. Nie interesowało nas nic poza tą chwilą.
Czułam, jak stado motyli w moim brzuchu, poderwało się do lotu. Brakowało
mi już tylko ulewnego deszczu, jak to często bywało w tych wszystkich
romansach.
A potem po prostu jak gdyby
nigdy nic się rozeszliśmy. On w swoją stronę, a ja w swoją. Coś,
co ledwo się rozpoczęło, tak szybko dobiegło końca. Siedząc na tylnym
siedzeniu samochodu i jadąc do domu, starałam się za wszelką
cenę powstrzymać łzy, które uparcie próbowały wypłynąć z moich oczu. Nie
chciałam płakać. Nie zamierzałam pokazać rodzicom, jak bardzo było mi przykro, że to wszystko
już się skończyło.
*
Od razu po powrocie do domu
i przywitaniu się z dziadkami oraz młodszym bratem, weszłam
na Facebooka i zaczęłam nadrabiać zaległości na "Tajnej misji".
Dziewczyny zapisały tam tyle ciekawych rzeczy, że czytanie ich w niektórych
momentach wręcz doprowadzało mnie do niepohamowanych ataków śmiechu.
Najlepsza z tego wszystkiego była jednak ich dyskusja, jaką wywołała moja
ostatnia wiadomość, która brzmiała: "Wieczorem,
w Paryżu może będę mieć Internet, to sobie popiszemy xD". Cała
ich konwersacja wyglądała mniej więcej tak:
"Tenten:
Po 1 - jak będziesz w Paryżu,
to ja już widzę, jak my sobie popiszemy, zważając na fakt, że Paryż
to niby miasto miłości! Haha ;) Aczkolwiek ja tam w Paryżu nic
romantycznego nie widzę! xD
Hinata:
Tenten! Kocham cię! W końcu ktoś,
kto się Paryżem nie jara! xD
Tenten:
Ha! Miło mi xD No, ale
serio widzę inne miejsca, które są bardziej romantyczne, niż zatłoczony Paryż!
Hinata:
I zardzewiała wieża Eiffla!
Tenten:
A po 2, to ostatnio
miałam okazję przypomnienia sobie tych baz całych i Saku jakieś dwie
na pewno zaliczyłaś, jeśli nie trzy xD Chyba, bo już ich nie pamiętam
za dobrze… — chwilę zajęło
mi przypomnienie sobie, o jakie bazy chodziło… Na początku wakacji,
oglądając głupią amerykańską komedię zauważyłyśmy, że większość facetów,
miała przysłowiowe bazy, które stopniowo odhaczali podczas zdobywania jakieś
laski. Wtedy doszłyśmy do wniosku, że dlaczego tylko chłopaki mogą
mieć taki system? Stworzyłyśmy sobie nasze własne bazy! Jednak dopiero kolejna
wiadomość od Hinaty wszystko mi rozjaśniła i dokładnie je
przypomniała!
Hinata:
1 trzymanie za ręce, 2 całowanie,
3 dotykanie, 4 pieszczoty, 5 pójście na całość xD
Tenten: Co? Przed tym nie było punktu 4!
Hinata:
Oj tam! Był, ale go nie pamiętałam xD Tenten
Ty z Nejim już pół roku, a nie dotarliście tak daleko, jak Saku
w ciągu paru dni xD
Tenten: Blahaha! Fakt! Z ciężkim sercem
muszę przyznać, że Saku nas pobiła!
Hinata:
No! Kurde! Jakby nie było to nawet
mnie…
Tenten:
Czemu? Ha! Ale patrz, u niej
się nie liczy, bo ominęła 1. Chyba, że mi coś umknęło?
Hinata:
No fakt… Chyba ominęli xD
Tenten: Haha! No widzisz! Czyli
dyskwalifikacja xD Chyba, że nas jeszcze czymś zaskoczy!
Hinata:
No co Ty! W ogóle czekaj!
Zaraz wrócę… — wtedy nastąpiła chwila przerwy, po czym, po kilku
minutach Hina znów napisała — Gadałam
z Saku przed chwilą!
Tenten:
O! I co u niej?
Hinata:
Sasuke xD
Tenten: No i co dalej? Mów!
Hinata:
Nie wiem, bo gadałyśmy o studiach.
Ale na pewno z nią był, bo coś go tam było słychać…
No i się rozciągali!
Tenten:
Że what?!
Hinata:
Ja tego interpretować nie będę xD
Tenten:
Haha, ale jak to rozciągali? Ej ja
sie aż boje, jak ten Paryż na nich zadziała dziś :P
Hinata:
No tak mi powiedziała no xD Haha xD I wierzysz
w magię Paryża?
Tenten:
Ja nie, ale to Sakura xD NIBY
BABY, A JEDNAK SIĘ RÓŻNIMY! Więc u niej wszystko może się zdarzyć xD
Hinata:
Wiesz co Ci powiem?
Tenten:
Co? xD
Hinata:
Ona jest jeszcze bardziej szalona, niż ja
xD"
Na tym ich konwersacja się urwała.
Oczywiście musiałam to skomentować. Na mnie też magia Paryża nie
działała, a już na pewno, po tym jakże okropnym jego zwiedzaniu!
Wszystko dokładnie im opisałam w bardzo wielu wiadomościach krótszych lub
dłuższych, z zaznaczeniem, że za ręce też się z Sasuke
trzymałam! I znowu on na dobre osadził się w mojej głowie.
*
Następnego dnia od samego rana
latałam i wieszałam na podwórku wyprane ubrania. Do wieczora
musiałam się spakować, bo czekał mnie w końcu powrót do Osaki.
Rok akademicki zaczynał się za kilka dni. Około południa dogadałam
się z ciocią Shizune i poszłam do niej w odwiedziny.
Chciałyśmy wymienić się zdjęciami z wyjazdu. Zamierzałam jechać na rowerze,
ale plany pokrzyżował mi fakt, że ktoś pod moją nieobecność popsuł mi
siodełko. Zrobiłam więc sobie krótki spacer.
Ciocia jak zwykle zrobiła nam kawę,
włączyła laptopa i gdy pliki zgrywały się z mojej karty pamięci
na jej dysk, po prostu sobie plotkowałyśmy. Pytała mnie o Sasuke.
Ciekawiło ją, czy tylko spacerowaliśmy tamtego wieczoru w Castelo Branco,
gdy wyszliśmy razem. Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, że czasami
siedzieliśmy na ławce w ogrodach. Więcej szczegółów jej nie podałam.
Po tej krótkiej wstawce na jego temat, powróciłyśmy do komentowania
wrażeń z tego wyjazdu i ciocia nawet zaproponowała, żebyśmy w przyszłym
roku znów wybrały się do Europy, tylko na przykład w stronę
Bałkanów. Taki pomysł bardzo mi się spodobał!
Od cioci Shizune, powędrowałam
do cioteczki Tsunade, aby jej też zgrać swoje zdjęcia. U niej
zostałam niemal siłą przymuszona do zjedzenia kilku placuszków Okonomiyaki.
Nie przepadałam za bardzo za nimi, ale przecież nie wypadało tego
mówić. Po tym nieplanowanym obiedzie, wróciłam do domu. Takie
odwiedziny i rozmowy, z pewnością dobrze mi zrobiły, bo chociaż
na momenty zapomniałam o Sasuke. Tego samego dnia po południu
poszłam do fryzjera. Kiedyś słyszałam, że gdy kobieta zmienia fryzuję,
to znaczy, że zamierza zmienić faceta. Ścięłam i wycieniowałam
włosy.
Następnego dnia tata zawiózł mnie,
Tenten i Hinatę do Osaki. Ta druga od razu wróciła do domu,
ponieważ zajęcia zaczynała dopiero za tydzień. Ja natomiast zostałam
w mieszkaniu z Hiną. Zaczęłyśmy od rozpakowania się i posprzątania,
ponieważ przez dłuższy czas nikt tam nie zaglądał. Potem, nie mając nic
to jedzenia, stwierdziłyśmy, że pójdziemy na miasto. Coś nas
podkusiło, że ubrałyśmy się w krótkie sukienki, założyłyśmy szpilki
i tak odstawione wyszłyśmy.
Było dla mnie dosyć sporą nowością,
gdy zdałam sobie sprawę, jak wielu facetów się za nami oglądało. Nigdy
jeszcze aż tak wyraźnie tego nie zauważyłam! Udało nam się nawet wyłapać
tekst, w stylu: "ach! Kobiety
to jednak piękna rzecz!". Wprawdzie można by się było
zastanawiać, czy bycie określoną, jako rzecz, jest aż takie fajne, ale
liczył się sam fakt uzyskania takiego komplementu, od zupełnie obcych
mężczyzn. W ramach obiadokolacji poszłyśmy na pizzę. W restauracji
spędziłyśmy trochę ponad godzinę. Potem pochodziłyśmy po sklepach w centrum
handlowym i wróciłyśmy do mieszkania. W drodze powrotnej
wstąpiłyśmy jednak jeszcze do spożywczego i kupiłyśmy wódkę.
Chciałyśmy opić ostatni dzień wakacji.
Na kilku kieliszkach, jak to początkowo
założyłyśmy, się nie skończyło. Opróżniłyśmy całą butelkę zero siedem we dwie.
W efekcie dostałyśmy takiej głupawki, jak jeszcze nigdy! Pod wpływem
dobrego humoru i zdecydowanej lekkomyślności, pozwoliłam Hinacie napisać
do Sasuke. W końcu skoro dał mi swój numer, to miałam do tego
całkowite prawo! W wiadomości zapytałam, jak się ma? Nie liczyłam za bardzo
na SMSa zwrotnego, jednak bardzo szybko dostałam odpowiedź! Odpisał mi,
że jutro do mnie zadzwoni.
Nie spodziewałam się tego, ale kolejnego
dnia, po powrocie z zajęć, gdy zaczęłam przygotowywać obiad, mój
telefon zaczął wibrować. Myślałam początkowo, że to mama, dlatego
to zignorowałam. Jednak ciekawska Hinata, zerknęła na wyświetlacz i z głośnym
piskiem podekscytowania poinformowała mnie, że dzwoni do mnie nikt
inny, jak Sasuke! Zostawiłam wszystko, co robiłam i jak strzała
wpadłam z kuchni do salonu. Rzuciłam się na wersalkę i odebrałam.
Dotrzymał słowa i zadzwonił – z radości mogłabym latać! Gadaliśmy ze sobą
tylko krótką chwilę. Powiedział mi, że zatrudnił się już w innej
firmie przewozowej w Kioto i właśnie osobiście transportuje tam swój nowy
autokar. Pytał, jak się mam, więc w skrócie opowiedziałam mu o pierwszych
zajęciach i wczorajszym wyjściu na miasto. Potem się pożegnaliśmy
i obiecując, że znów się do mnie odezwie, rozłączył się. Ta krótka,
ale jakże miła rozmowa bardzo poprawiła mi humor.
*
Mijały kolejne dni, a Sasuke
ponownie się nie odezwał. Z każdym dniem coraz bardziej traciłam nadzieję,
że znów do mnie zadzwoni. Chodziłam coraz bardziej przybita.
Tęskniłam za nim, pomimo, że nie powinnam. Ta relacja od początku
powinna być dla mnie jedynie przelotną znajomością i niczym więcej.
Miałam od razu wyrzucić go z głowy, ale za cholerę nie
potrafiłam! Naiwna chyba zakochałam się w facecie nie dosyć, że dużo
starszym, to do tego kompletnie nie w moim typie, z tyloma
widocznymi w moim mniemaniu wadami charakteru. A jednak coś sprawiło,
że zwróciłam na niego uwagę, że przy nim ignorowałam wszystko to, co zawsze
przeszkadzało mi w rozmowach i kontaktach z chłopakami. W ciągu
dwóch tygodni w Europie, stopniowo stawał się moim ideałem.
Dziesiątego października skontaktowała
się ze mną ciocia Shizune. Poinformowała mnie, że główny organizator
naszej wycieczki – pan Naoki, który w ostatniej chwili przed wyjazdem
został przeniesiony na inny oddział w firmie, chce się z nami
spotkać. Termin ustalili na czternastego października, we wtorek.
Niesamowicie się ucieszyłam, ponieważ akurat w ten dzień miałam
nieobowiązkowy wykład.
W poniedziałek po zajęciach,
które miałam na dziewiątą rano wróciłam z Osaki do domu. Nie,
żeby to było tak, że koniecznie chciałam być na tym spotkaniu.
Jeśli tak miałam na to spojrzeć, to wolałabym zaoszczędzić jeny
wydane na transport i zostać w Osace. A jednak ja musiałam tam
być! Dlaczego? Odpowiedź była niesamowicie prosta i brzmiała: Sasuke. Wciąż jeszcze nie pogodziłam się
z tym, że przestał się odzywać. On mógł być na tym spotkaniu
i jeśli tak by się stało, ja też musiałam się tam zjawić.
Spotkanie odbyło się w niedużym lokalu
– chyba jedynym w naszej wiosce. Byli niemal wszyscy, który wzięli udział
w podróży, a także pan Naoki oraz pan Akinori. Sasuke nie
przybył. Ciocia Shizune powiedziała mi, że podobno był w trasie. Nie
wiem, ile było w tym prawdy, jednak mimo to, cały czas zerkałam
w stronę drzwi, skrycie licząc, że zaraz wejdzie przez nie
Uchiha. Nadal za nim tęskniłam, a z każdym dniem ta tęsknota
zamiast maleć, rosła.
Na spotkaniu głównie za pośrednictwem
rzutnika oglądaliśmy zdjęcia – moje i cioci Shizune oraz piliśmy
wina. Niefortunnie się złożyło, że w pewnym momencie na ścianie
wyświetliła się fotografia przedstawiająca mnie z Sasuke na Cabo da Roca.
Wszyscy ludzie, którzy wiedzieli o moich relacjach z kierowcą (a wiedzieli
o nich wszyscy) zaczęli wydawać odgłosy podobne do wiwatowania
i klaskali. Pan Naoki zaśmiał się, że czekał tylko na takie
perełki. Ja jednak nie podzielałam ich entuzjazmu. Zrobiło mi się maksymalnie
smutno.
Po powrocie do domu niemal
utonęłam we łzach! Przez kilka ładnych godzin pisałam z Hinatą
i Tenten na Facebooku i żaląc się im, beczałam, jak małe
dziecko. Potem klęcząc na kolanach, przed krzyżykiem, jaki był
pamiątką z mojego bierzmowania, zaczęłam "rozmawiać" z Bogiem.
Zarzucałam mu, że potraktował mnie w najgorszy z możliwych
sposobów. Przez prawie całe dwa tygodnie prosiłam go o szczerą
miłość. Gdy uświadomiłam sobie, że Sasuke zaczął bardzo wiele dla mnie
znaczyć i pomyślałam sobie: "Bóg
nie postawił go na mojej drodze bez powodu – to na pewno miłość,
o jaką prosiłam", on po prostu odszedł i przestał się
mną interesować.
Pod wpływem silnych negatywnych
emocji weszłam na sklep internetowy i kupiłam gruby, srebrny notes,
z którego postanowiłam zrobić pamiętnik. Wzięłam kartkę oraz długopis
i zaczęłam spisywać wszystko, czego doświadczyłam od dnia wylotu
do Europy. Siedziałam do rana, skrobiąc na papierze najskrytsze
myśli i wydarzenia, o których w wielu przypadkach wiedzieliśmy tylko
ja i Sasuke. Ile ja tej nocy wylałam łez i jaki stos zużytych
chusteczek higienicznych powstał obok łóżka . Jeszcze nigdy w życiu nie
byłam aż tak zrozpaczona.
W środę z rana wróciłam
do Osaki. Zajęcia rozkręciły się już na dobre, toteż nauka
zaczęła zajmować coraz więcej mojej uwagi.
Szesnastego października postanowiłam
definitywnie skończyć z Sasuke. Powoli znikał z moich myśli. Wtedy
też usunęłam jego numer, nie chcąc mieć już z nim nic wspólnego. No i
po co miałam sobie zaśmiecać telefon bezużytecznymi rzeczami? Nie
zamierzał się już do mnie odezwać? Trudno… Miałam jeden kontakt mniej. A to był
dopiero początek robienia porządków w głowie, sercu i życiu.
Dwa dni później – osiemnastego
października siedziałam w mieszkaniu w Osace, na łóżku
przed laptopem i robiłam coś kompletnie leniwego, w przerwie
na czytanie książki potrzebnej na zajęcia, gdy dostałam SMSa. Pewnie,
gdybym spodziewała się tej wiadomości, to w ogóle bym nawet na nią
nie spojrzała, jednak biorąc pod uwagę, że akurat z nikim nie
pisałam, zerknęłam na ekran. Widząc numer, z jakiego nadeszła
wiadomość i początkowy jej fragment, przeraziłam się! W oczach
zebrały mi się łzy, ręce zaczęły się trząść, serce zaczęło bić szybciej. Miałam
cholerną ochotę, żeby go zamordować! Już miałam względny spokój, który on
musiał zakłócić! Prawie pogodziłam się z odrzuceniem, porzuceniem i wykorzystaniem
i było mi z tym dobrze…
Hinata widząc mój stan i wiedząc, co od jakiegoś
czasu się ze mną działo na samo wspomnienie Sasuke, od razu
zrozumiała, od kogo dostałam tego SMSa i w jednej chwili
znalazła się przy mnie. Przytuliłam się do niej. Miałam łzy w oczach
– prawie się przy niej pobeczałam! Kazała mi się wziąć w garść i długo
czekać nie musiała. Chwilowy smutek, żal i rozczarowanie szybko zastąpiła
złość… Wręcz wściekłość! Otworzyłam jednak wiadomość i biorąc głęboki
wdech, przeczytałam ją.
—
"Co tam u Ciebie, Sakurcia słychać? Tęsknię za tobą,
gwiazdeczko ty moja."
Poszłam do kuchni zrobić sobie
herbatę. Stojąc i czekając, aż woda w czajniku się zagotuje,
wymyślałam różne wersje tego, co mu odpiszę. Przez pełne wyrzutu
zdania z wieloma wykrzyknikami, po czułe i tkliwe wyznania.
Przechodziłam od skrajności w skrajność. W końcu, z kubkiem
herbaty usiadłam na stole i mu odpisałam:
—
"O! Cześć! U mnie całkiem nieźle. Tęsknisz? DOPRAWDY? A co u Ciebie?"
—
na wiadomość zwrotną chwilę czekałam, ale wreszcie dotarła.
—
"Cały czas jeżdżę, ale nie ma dnia, żebym o Tobie nie myślał. O Twoich
zgrabnych nóżkach i kręconych włoskach."
— no po tym, po prostu myślałam, że zwymiotuję. Chcąc
zmienić temat, zapytałam go, gdzie obecnie przebywa i czy z powodu
wyjazdu rzeczywiście nie mógł pojawić się we wtorek na spotkaniu
po podróży do Europy. To drugie pytanie pozostawił bez
odpowiedzi. Dowiedziałam się, natomiast, że teraz znajdował się w prefekturze
Aomori. Na samym końcu wiadomości znalazły się natomiast takie frazy, jak:
"chciałbym się teraz przytulać
do Ciebie", "pragnę
całować Twoje usta", czy ponowne "tęsknię
za Tobą".
— "Nie
nudzi Ci się za bardzo w tej Twojej nowej pracy, że masz czas
pisać do mnie o takich pierdołach?" — wspominając o pierdołach
miałam na myśli te wszystkie słodkie zdania, którymi mnie traktował
w SMSach. Zapytał, czy według mnie to są pierdoły. Albo mnie nie
zrozumiał, albo zrozumiał aż za dobrze. Postanowiłam więc go troszkę
podpuścić i dałam mu do zrozumienia, że nie mnie to wiedzieć,
żeby on mi powiedział, co o tym sądzi.
— "To
są poważne sprawy, skarbie. Gdybym mógł teraz być z Tobą, to bym Ci
to wytłumaczył" — już ja wiedziałam, jak on by mi to wyjaśnił.
Tylko znów postanowiłam zgrywać idiotkę — "Mój
sposób jest niezawodny! Jak się spotkamy, to Ci go zdradzę!"
— "Mam
się bać? No ciekawe, czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczymy?" —
odpisał mi, że mam potem nie być zdziwioną, gdy nowiuśkim autokarem, jakim
obecnie jeździł, pojawi się pod moją uczelnią." — "Który raz ja już to słyszę?
Pod mój wydział raczej nie podjedziesz, bo jak profesorki poparkują,
to nawet rowerem ciężko tam wjechać…" — kim jak bym była, gdybym
mu nie wytknęła, że już wiele razy mi obiecywał, że na pewno się
spotkamy,a efektów tego jakoś nie było. Kazał mi się o nic nie
martwić. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale zapytałam go, co obecnie
porabiał. I w efekcie dowiedziałam się, że leżał w łóżku i myślał
o mnie. Wytknęłam mu lenistwo, za co dostałam po uszach.
— "Jutro
o drugiej w nocy jadę dalej, więc to chyba nie jest
lenistwo?" — dla pewności zapytałam, czy wyjeżdża jeszcze tej nocy,
a gdy to potwierdził, napisałam mu, że w takim razie chyba
powinien już spać, żeby na podróż być wypoczętym — "Skoro tak troszczysz się o mnie, to dobrze. Sakurciu,
idę spać. Życzę Ci dobrej nocy. Do usłyszenia."
*
Więcej się nie odezwał. Zakończył
słowami dającymi nadzieję, że w niedługim czasie ponownie dostanę
od niego SMSa, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Mijały godziny, dni
i tygodnie. Jego numer wrócił na swoje zaszczytne miejsce, zaraz
po naszej wymianie wiadomości tamtego feralnego wieczora, jednak już
na początku listopada ponownie go wykasowałam z telefonu. Tłumaczyłam
sobie, że jeśli jeszcze kiedyś zamierza się do mnie odezwać, to
na pewno to zrobi, niezależnie od tego, czy będę go mieć zapisanego
w kontaktach, czy też nie.
Stopniowo było mi trudniej i łatwiej
zarazem. Sasuke coraz rzadziej pojawiał się w moich myślach, jednak jeśli
już takie coś miało miejsce, to były to myśli bardzo intensywne. Nie
raz w takich chwilach wyobrażałam sobie, co by było; jakby wyglądała
nasza rozmowa, gdyby do takowej doszło. Raz były to scenariusze
bardzo miłe, a znów innym – pełne wyrzutu i żalu. Zastanawiałam się,
jak by to mogło być, gdybyśmy jeszcze kiedykolwiek się spotkali. A jednak
rozczarował mnie. Nie było to nic miłego, biorąc pod uwagę, jak
bardzo mi na nim zależało.
Od osiemnastego października, kiedy
ze sobą pisaliśmy, przez prawie dwa miesiące nie dał żadnego znaku
życia. Niemal w każdej chwili traciłam nadzieję, że jeszcze
kiedykolwiek się ze mną skontaktuje. A spotkanie było już kompletnie
absurdalną rzeczą. Było mi maksymalnie smutno z tego powodu. Czułam się
oszukana i porzucona.
*
Nadeszły kolejne święta Bożego
Narodzenia. Znów byłam sama, gdy jedne moje koleżanki znajdywały swoje drugie
połówki, a inne z kolei obwieszczały światu, że się zaręczyły.
W moich oczach było to zdecydowanie niesprawiedliwe! Święta
tradycyjnie spędzałam w domu. Wśród rodziny. Przed kolacją wigilijną
było bardzo dużo roboty, więc jako starsze dziecko – bo na młodszego brata
nie mogłam w ogóle liczyć – biegałam od jednego rodzica do drugiego
i pomagałam im niemal we wszystkim. Przygotowania szły bardzo
sprawnie.
Gdy byłam mała, zawsze wypatrywałam
pierwszej gwiazdki, jednak wraz z osiągnięciem pewnego wieku, porzuciłam zwyczaj
ślęczenia przy oknie i po prostu zdałam się na rodziców.
Do kolacji zasiedliśmy równo z wybiciem na zegarze godziny
osiemnastej. Tradycyjnie pomodliliśmy się, zjedliśmy przygotowane potrawy
i zaczęliśmy dzielić się opłatkiem. Byłam bardzo wdzięczna wszystkim,
że nie życzyli mi, jak co roku, znalezienia sobie faceta. Chyba wtedy
wyszłabym i trzasnęła drzwiami. Ile można było tego słuchać?!
*
Wieczorem
siedziałam na łóżku w moim pokoju, w czerwonej piżamie w kratę,
z kubkiem parującej herbaty z miodem i uzupełniałam kalendarz –
prezent znaleziony pod choinką, gdy z leżącego nieopodal mnie telefonu
zaczęła wydobywać się znana mi melodia, którą miałam ustawioną na dzwonek
połączenia przychodzącego. Przelotnie zerknęłam na wyświetlacz i zobaczyłam
nieznany numer. Nie miałam pojęcia, kto mógł do mnie dzwonić o tak
późnej porze i do tego w wigilię Bożego Narodzenia, dlatego czym
prędzej odebrałam. Nie zdążyłam jednak się odezwać, gdy usłyszałam coś, co pobudziło
moje serducho do szybszego bicia.
—
Cześć gwiazdeczko… — ten głos
rozpoznałabym w samym środku nocy, na drugim końcu świata. Na moich
ustach pojawił się szeroki uśmiech.
—
Sasuke…
~*~
Witajcie
moi kochani po tak długiej przerwie! Nawet nie wiem, czy ktoś jeszcze
tutaj zagląda, ale jeśli tak, to niech wie, że bardzo cieszę się z tego
powodu.
Opowiadanie
mimo licznych trudów udało mi się opublikować jeszcze w trakcie świąt
Bożego Narodzenia. Mam nadzieję, że chociaż troszkę się Wam spodoba. Liczę, że błędy się nie pojawią, bo sprawdzałam go kilka razy, jeśli
jednak jakieś by jeszcze się ukryły, to serdecznie za nie przepraszam! Wiem też, że w części drugiej jest jakieś bagno z czcionką, bo gdzieś w połowie w jednym fragmencie się zmienia. Kombinowałam, jak się dało, ale w końcu i tak nie wyszło z tego nic poza fochem na Blogspota i całe to nieogarnięcie systemu.
Na
koniec, korzystając z okazji, że mamy dziś drugi dzień wspomnianych
świąt Bożego Narodzenia, pragnę złożyć Wam serdeczne życzenia.
Tradycyjnie dużo zdrówka, radości, ciepła, wszechogarniającej miłości i
błogosławieństwa Bożego. Życzę Wam, aby świat Was kochał. Życzę dużo
wolnego czasu, niewielu obowiązków i jak najmniej stresów. Spełnienia
wszystkich marzeń, co do jednego - bez wyjątku. Radości tworzenia czegoś
nowego i dzielenia się tym z innymi ludźmi. Wielkiego bogactwa, jakim
jest życie przeżyte tak, jak najbardziej tego chcecie. I na koniec życzę
Wam, abyście pamiętali o tym, co jest naprawdę ważne i żebyście mieli
odwagę, aby robić to, czego pragniecie i iść przez życie swoją własną
drogą. Ach! No i wystrzałowego Sylwestra w rewelacyjnym gronie. Żeby
Nowy Rok był jeszcze lepszy i jeszcze owocniejszy niż ten! :*
Tego i jeszcze więcej życzy Wam
Katsumi Tako.
Trzymajcie się cieplutko i do następnego! :*
Jednopartówka jak zwykle niesamowita! Uwielbiam twoje opowiadania ;) za każdym razem zaskakujesz mnie czymś nowym. Oby tak dalej! Podoba mi sie, że Stworzyłaś nową osobowość Sasuke. Jeszcze niegdy nie spotkalam opowiadania z Sasuke w podobnym wydaniu wiec masz za to dużego plusa ;) Początkowo nie podobało mi się, że miedzy nim a Sakurą jest tak duża różnica wieku jednak potem zrozumiałam, że stwarza to cudowny nastrój :D nie mogę zrozumieć dlaczego Sasuke zainteresował sie kobietą starszą od niego poza tym posiadającą męża gdy młodsza i wolna była nim wyraźnie zainteresowana. Zastanawiam sie cz miedzy nim a ciotką doszło do czegoś wiecej ale mam nadzieję że nie. Jednak reakcja Tsunade daje wiele do myslenia...
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze to nie koniec tej histori ponieważ bardzo mnie ona zaciekawiła ;) Poza tym pozostało wiele niewyjaśnionych wątków. Stworzyłaś cudowne postaci i przemyślałaś przebieg akcji. Wszystko zaplanowałaś genialnie więc uważam, że to opowiadanie zasługuje na ciąg daLszy ;) Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz :D
W pewnhm momencie w tekście pojawia się imię Ewa oraz jeszcze jedno określające Sasuke jednak nie mogę go sobie przypomnieć. Zastanawiam się czy to zwykły błąd czy kryje się za tym coś więcej. Mam nadzieję, że moje przeczucia okażą się błędne.
Rownież chcialam Ci życzyć Wesołych Świat spędzonych w gronie najbliższych oraz udanego sylwestra! Wierze, że w żbliżającym się roku wena cie nie opuści i będziemy mieli możliwość nadal cieszyć sie twoją tworczoscią :D Trzymam za to kciuki!
Pozdrawiam!
Bardzo się cieszę, że Ci się podobało :P To naprawdę wiele dla mnie znaczy! :P
UsuńCo do dwóch pojawiających się w tekście imion błędnych, no cóż... Z czystym sumieniem przyznaję (chociaż zamierzałam to zachować wyłącznie dla siebie), że historia jest oparta na wydarzeniach, które rzeczywiście miały miejsce i są mi dosyć bliskie - kilka rzeczy przerysowałam, trochę dopowiedziałam, ale nooo...
W niektórych momentach pisząc to opowiadanie, mimochodem wpisywałam imiona realnych odpowiedników, jednak sądziłam, że wszystko od razu poprawiłam. Jak się okazuje, jednak chyba nie wszystko, skoro dwie "perełki" się pojawiły (mam nadzieję, że nie więcej). W każdym razie już to znalazłam i poprawiłam.
Taki tam faux pas, wynikający z nieuwagi i pośpiechu (i pewnie późnej pory, bo ostatnie części pisałam już grubo po północy)...
Dlatego też w sumie przebieg akcji jest "przemyślany" :D
Rzeczą, która została przeze mnie w 100% wymyślona, jest zakończenie. Nie chciałam w tak cudowny czas, jakim są święta publikować historii bez happy endu, więc stworzyłam takie, a nie inne zakończenie - otwarte, abyście mogli dopowiedzieć sobie, jak dalej mogłaby potoczyć się historia Sakury i Sasuke.
Prawdę mówiąc, nie przewidywałam dalszego ciągu tej historii, ale może, może kiedyś :D
Na koniec (gdy już chyba wszyściutko wyjaśniłam :D) bardzo dziękuję za życzenia. A co do weny... Ona jest zawsze. Gorzej z czasem :P
Pozdrawiam! :*
Kiedy pojawi sie cos nowego? Wczoraj przeczytalam caly blog i bardzo podoba mi sie twoja tworczosc. Wiec czekm na cos nowego. Zakonczenie wiele daje do myslenia i juz wyobrazilam sobe wiwle zakonczen tej jakze codownej historii :-)
OdpowiedzUsuń