25 grudnia 2014

ZESLIJ MI PANIE PRAWDZIWA I SZCZERA MILOSC! ~ CZ.3



Byłam jak cholera dumna z siebie, że udało mi się go wyciągnąć na ten spacer. Szliśmy ramię w ramię w kompletnie nieznanym mi kierunku. Nie wiem, w którym dokładnie momencie, ale Sasuke objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Rozmawialiśmy o bzdurach, pierdołach, rzeczach małoważnych, głośno się śmiejąc. Był pierwszym facetem, przy którym nie czułam się totalnie skrępowana. I zdecydowanie nie było to spowodowane alkoholem. Zależało mi na kontakcie z Sasuke, a do tego miałam cel, miałam odwagę; wiedziałam, czego chcę i przede wszystkim byłam maksymalnie podekscytowana.
Po kilkunastu minutach spokojnego spaceru, przeszliśmy przez drogę na drugą stronę i ruszyliśmy z powrotem. Nie był to jednak koniec spaceru! Po przebyciu kolejnych kilku metrów, zgodziłam się na chwilę postoju. Sasuke usiadł na ławce, przy której się zatrzymaliśmy, a ja chciałam zająć miejsce koło niego, jednak wtedy on złapał mnie za rękę i pociągnął tak, że wylądowałam na jego kolanach. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się broniłam. Powiedzenie facetowi, że coś jest złym pomysłem, bo jest się za ciężką w ogóle nie podchodzi pod jakąkolwiek obronę. Do tego może spowodować, że sprowokujemy go do jeszcze efektywniejszego działania, kiedy w jego głowie pojawi się myśl typu: "ja nie dam rady? ja?!". Wtedy już całkowicie jesteśmy na straconej pozycji!
Sasuke zdecydowanie wzięło na czułości. Objął mnie w talii i prawił mi komplementy. Słodkie aż do bólu, ale i tym samym bardzo miłe. Potem zaczął składać na moich policzkach pocałunki.
— Rób tak dalej, a w końcu będę czerwona, jak pomidor… — zaśmiałam się, gdy uszczypnął mnie w bok. Oparłam nogi na ławce i skrzyżowałam je w kostkach.
— Saku, spójrz na mnie… — gdy zamiast wykonać jego polecenie, spuściłam głowę w dół, złapał mnie za brodę, odwrócił moją twarz w swoją stronę i po prostu mnie pocałował. Zaskoczył mnie tym. Nigdy nie sądziłam, że pierwszy raz będę całować się z facetem o tyle lat starszym i do tego tak daleko od domu. Z pewnością było w tym coś wyjątkowego. A jednak wyciągając go na spacer, nie sądziłam, że przybierze on taki obrót. Chciałam po prostu się z nim przejść bez żadnych bliższych kontaktów. Ale mimo to nie protestowałam, gdy raz za razem muskał moje usta. Było bardzo przyjemnie i (o zgrozo!) – romantycznie. Chciałam też zobaczyć, jak daleko Sasuke się posunie w okazywaniu mi tylu czułości.
Nie widząc sprzeciwów z mojej strony zaczął dotykać moich nóg. Stopniowo podczas pocałunków sunął dłonią w górę, aż dotarł prawie do mojego tyłka. Musiałam przyznać, że dostęp tam miał bardzo ułatwiony, bo jakby nie patrzeć, nadal miałam na sobie szeroką, długą spódnicę!
Przez dłuższy czas, siedząc na ławce rozmawialiśmy i  całowaliśmy się. Nadal nie czułam się jakoś specjalnie skrępowana jego działaniami. I trwałoby to zapewne dłużej, gdyby nie bardzo nieprzychylny wzrok pewnej biegnącej kobiety. Nie mam pojęcia, o czym sobie pomyślała, ale zmierzyła nas tak zimnym spojrzeniem, że aż się wzdrygnęłam. Przerażona zdałam sobie sprawę z faktu, że tuląc się do siebie w miejscu publicznym, całując się i do tego ja z ręką Sasuke pod spódnicą, dla postronnych musimy wyglądać dosyć niedwuznacznie, a może nawet i wulgarnie. Może nie było to zbyt mądre myślenie, ale mimo to zaproponowałam, żebyśmy poszli dalej. Uchiha niechętnie się zgodził.
Szliśmy przed siebie, trzymając się za ręce, jak najprawdziwsza para, którą w rzeczywistości nie byliśmy. Kilka razy podniósł mnie do góry, co niekoniecznie mi się spodobało, ponieważ bardzo nie lubiłam nie czuć stałego gruntu pod nogami, co w szczególności wiązało się z moim lękiem wysokości i strachem przed windami.
Sasuke opowiedział mi trochę o swojej pracy; o tym, gdzie już był, a także wspomniał w kilku zdaniach o swojej rodzinie. Dowiedziałam się między innymi, że miał starszego brata o imieniu Itachi, który pracował w policji i zajmował się rozbijaniem gangów narkotykowych. Zauważyłam, z jakim zaangażowaniem i przejęciem mówił o nim, co dało mi do zrozumienia, że byli ze sobą bardzo blisko.
Myślę, że nie minęliśmy nawet dziesięciu ławek, gdy ponownie wylądowałam na jego kolanach. Teraz Sasuke już całkowicie śmiało jeździł dłońmi po moich nogach, całował mnie w usta, w szyję oraz cały czas powtarzał mi, jaka to jestem wspaniała. Najbardziej improwizowanym z mojej strony, totalnie spontanicznym i trochę krępującym był pocałunek francuski. Ledwo, co zdążyłam poznać i zasmakować zwykłych, przelotnych buziaków, gdy zostałam niemal wrzucona na głęboką wodę. Ale kim ja bym była, gdybym się tym przejęła? Ot był to po prostu kolejny pierwszy raz, który jak to się mówi, kiedyś musiał nastąpić.
Swoboda, jaką odczuwałam od samego początku spaceru, szybko jednak ze mnie wyparowała. Sasuke pocałunkami zaczął lawirować coraz bliżej mojego dekoltu. O ile przyjemność sprawiało mi, gdy całował moją szyję, o tyle w tej chwili poczułam się zagrożona i skrępowana. A mama ostrzegała, że powinnam przebrać bluzkę, bo za dużo było widać. Głupia oczywiście jej nie posłuchałam, a teraz miałam za swoje!
Przymusiłam go, żebyśmy poszli do ogrodów. Poprzedniego wieczora kręciło się tam kilka osób i liczyłam, że tym razem będzie tak samo. Sasuke nie był zadowolony, ale podporządkował mi się. To ja miałam ostatnie słowo na tym spacerze, dzięki czemu moja pewność siebie znów zaczęła wzrastać. Zaczęłam się zastanawiać, skoro pozwoliłam mu już na tak wiele, to co mi szkodzi zobaczyć, co będzie dalej? Oczywiście granice nadal obowiązywały, ale postanowiłam trochę je rozciągnąć.
Idąc do ogrodów, zarzuciłam mu, że na pewno po powrocie do Japonii już więcej się nie spotkamy. On jednak zaprzeczył temu. Obiecał mi, że na pewno mnie odwiedzi w Osace i że będzie dzwonił. Na potwierdzenie swoich słów podał mi numer telefonu. Dla pewności puściłam mu sygnał. Dzięki temu on też zyskał moją komórkę. Co prawda nadal nie byłam stuprocentowo pewna, czy rzeczywiście będzie się do mnie odzywał, gdy się rozejdziemy, ale zawsze było to coś.
W ogrodzie było więcej ludzi niż poprzedniego wieczora, co mimo wszystko trochę mnie ucieszyło. Subtelne oświetlenie znów wprawiło mnie w niemy zachwyt. Trzymając się za ręce, ruszyliśmy przed siebie. I wtedy wpadłam na kolejny świetny pomysł!
— Zróbmy sobie zdjęcie! Tak na pamiątkę! — nie czekając na jego reakcję podeszłam do pierwszej napotkanej osoby i zapytałam, czy mogłaby cyknąć nam zdjęcie z mojego telefonu. Niestety trafiłam akurat na starszego mężczyznę, który nie rozumiał po angielsku. Na szczęście zaraz koło niego stała kobieta, która przetłumaczyła mu moją prośbę na francuski i w końcu odebrał ode mnie komórkę, poczekał aż stanę obok Sasuke, aż odpowiednio się ustawimy, zrobił nam jedno zdjęcie, z uśmiechem oddał mi mój sprzęt, po czym się oddalił. Oboje zerknęliśmy na wyświetlacz i parsknęliśmy śmiechem. Zdjęcie było koszmarne! Moja mina i rozwiane włosy kompletnie mi się nie podobały, a Sasuke miał tak dziwaczny uśmiech, że zaczął się zastanawiać, jakim cudem udało mu się uzyskać taki efekt. Ale zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma sensu go usuwać. W końcu stanowiło jakąś pamiątkę z naszego wspólnego wieczora.
Przez chwilę staliśmy przy potężnej fontannie, po czym ruszyliśmy na dalszy spacer. Sasuke ponownie mnie objął i jakoś tak zaczęliśmy rozmowę na temat mojego braku chłopaka. Nie podobało mi się to, ale cóż mogłam zrobić? Uchiha non stop mi powtarzał, że jestem wyjątkowa, że kiedyś na pewno znajdę tego jedynego, idealnego faceta, który będzie mnie kochał, jak wariat.
— Nie ma sensu, żebyś śpieszyła się z wychodzeniem za mąż. Lepiej korzystać z życia póki można, bo potem może już nie być do tego okazji — łatwo było mu mówić coś takiego. On wybrał kawalerstwo sam z siebie, a ja mimo wszystko chciałabym kiedyś stanąć przed ołtarzem z ukochanym. Nawet sobie nie wyobrażał, jakie to było okropne, gdy widziało się swoje przyjaciółki z ich partnerami, a samej nie miało się nikogo od… prawie od zawsze! Przez dwa różne zdania wdaliśmy się w małą dyskusję. Ja broniłam swojego; on przekonywał mnie, że to on ma rację, aż w końcu i tak zgodnie stwierdziliśmy, że koty są najlepsze. Taki kompromis mi pasował.
Dziwna wydała mi się jednak zupełnie inna rzecz. Wprawdzie, jak to kobiety miały w zwyczaju, mogłam po prostu szukać dziury w cały, ale akurat to wydawało mi się podejrzane. Tutaj niby się do mnie kleił; mówił mi, że jestem wyjątkowa, że mnie uwielbia i zrobiłby dla mnie wszystko; a zaraz potem oświadczał mi, że kiedyś znajdę tego jedynego, z którym będę na zawsze. No i niech mi ktoś wmówi, że nie było w tym paradoksu!
Po kilkunastu minutach i obejściu niemal całego ogrodu, dotarliśmy na trzecią ławkę – tą samą, na której siedziałam poprzedniego wieczora. W końcu postawiłam na swoim i usiadłam na "właściwym" według mnie miejscu – tuż obok Sasuke. Moja decyzja jednak niekoniecznie przypadła mu do gustu, ponieważ niemal od razu złapał mnie i znów przeciągnął na swoje kolana. Ze śmiechem wypomniałam mu, że jest uparty, jak osioł. Nie pozostał mi dłużny i powiedział, że ja wcale nie jestem lepsza. Tylko, że ja miałam doskonałą świadomość tego, że byłam nieugięta i zawsze starałam się stawiać na swoim.
Znów było tak, jak poprzednio. Rozmawialiśmy, całowaliśmy się i dotykaliśmy. Pochwalił mi się swoim bicepsem, a ja na dodatek dorwałam się pod jego koszulę. Myślałam, że skoro jest kierowcą, to będzie mieć sporo tłuszczyku na brzuchu, który po prostu skrzętnie ukrywał. Ale się zdziwiłam, gdy zamiast przysłowiowej oponki odkryłam, że miał całkiem nieźle wyrzeźbioną klatę. Zaczął się ze mnie śmiać, gdy powiedziałam mu o swoim z góry przyjętym – i jak już wiedziałam, błędnym założeniu na temat budowy jego ciała i dźgając mnie w bok, zarzucił mi, że kieruję się stereotypami. Co wcale nie było prawdą! Po dłuższym przemyśleniu tego doszłam jednak do wniosku, że przecież nie powinnam się dziwić, biorąc pod uwagę, ile on dziennie podnosił ciężkich bagaży. Zdecydowanie miał prawo mieć taką sylwetkę, jaką miał!
Było mi z nim bardzo dobrze. Czas pędził do przodu, a ja niczym nie musiałam się przejmować. Chyba, że Sasuke w swoich działaniach względem mnie się zagalopował, jednak na to bardzo szybko odkryłam sposób. Gdy posuwał się za daleko, po prostu ciągnęłam go za włosy i albo patrzyłam prosto w jego hipnotyzujące czarne oczy, albo go całowałam. Zdecydowanie z tych metod najbardziej spodobało mi się szarpanie go za włosy. Wreszcie bez przeszkód mogłam ich dotykać!
W końcu zdecydowałam, że najwyższa pora wracać. Na tym spacerze, który, jak sądziłam początkowo miał być krótki, spędziliśmy prawie trzy godziny. Sasuke przystał na tą propozycję, jednak wyraźnie widziałam niezadowolenie, jakie malowało się na jego twarzy. Na szczęście miał świadomość tego, że następnego dnia z samego rana wyruszamy z powrotem do Lourdes, które tym razem miało być już tylko przystankiem na nocleg w drodze powrotnej do Japonii.
Po pięciu minutach, które i tak w naszym wykonaniu przeciągnęły się do piętnastu, wstaliśmy z ławki. A raczej to on wstał, bo ja znów znalazłam się w powietrzu. Uniósł mnie, jak w tych wszystkich zagranicznych filmach pan młody, pannę młodą podczas przenoszenia jej przez próg i w sumie nie jestem pewna, ale wydawało mi się, że gdy mówił do mnie: "kobieto! Co ty ze mną robisz?!", po prostu dostałam klapsa w tyłek. Te słowa oznaczyłabym na plus, bo były dosyć miłe, ale to drugie, jeśli rzeczywiście miało miejsce, zdecydowanie było na minus. Okropnie mnie to skrępowało!
Prawie przy samym wejściu do hotelu dostałam jeszcze jednego buziaka. Kazałam Sasuke poprawić włosy, bo miał je potwornie rozczochrane, co w zasadzie było moją sprawką. Jak gdyby nigdy nic wkroczyliśmy do wnętrza hotelu. Już z daleka słyszeliśmy głosy i śmiechy, toteż bez namysłu, zgodnie ruszyliśmy w stronę stolików przy barku. Zastaliśmy tam obie moje ciocie, panią Kurenai, mamę i pana Akinori. Było im bardzo wesoło, a rumieńce na ich twarzach oraz puste butelki ustawione pod stołem, jednoznacznie wskazywały, że do trzeźwych to oni już nie należeli.
Na nasz widok umilkli, jednak ta cisza nie trwała długo. Na chwilę się do nich przysiedliśmy. Pan Akinori oczywiście zaczął z nas żartować, a nawet zaznaczył, że jako brat niedoszłego księdza udziela nam błogosławieństwa. Śmiał się, że Sasuke nie musi się o nic martwić, bo on osobiście dopilnuje, żeby jak najlepiej urobić mu teściową.
— A dzieci to z tego będą? — cioteczka Shizune nie mogła pozostawić naszego zniknięcia bez komentarza. Miałam straszną ochotę, żeby jej odpowiedzieć, że to jest oczywiste i że ją weźmiemy na chrzestną, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
Gdy cała grupka zgodnie zdecydowała, że najwyższa pora, aby się rozejść, ja dałam Sasuke spojrzeniem znać, że chcę, aby szedł ze mną. Od mamy uprzednio zabrałam klucz, po czym wstałam. Sasuke rozumiejąc mój sygnał, zrobił tak samo. Po chwili wspinaliśmy się po schodach na kolejne piętra.
Ledwo zniknęliśmy reszcie z oczu, Sasuke od razu mnie objął i zaczął całować po policzkach, szyi, w usta. Od ilości komplementów aż szumiało mi w głowie! Na trzecim piętrze przycisnął mnie do ściany, złapał od tyłu za kark i naparł na mnie całym sobą, jednocześnie mnie całując. Chciałam mu się wyrwać, śmiejąc się i utrudniając tym samym składanie pocałunków na moich ustach. I właśnie wtedy z windy wyszły dwie kobiety z naszej gruby wyjazdowej. Natychmiast się uspokoiliśmy i jak na zawołanie, Sasuke stanął obok mnie.
— Dobry wieczór! — powiedzieliśmy niemal równo. Z całej siły starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Nie dało się nie zauważyć, że początkowo były maksymalnie zdziwione. Jakby zastanawiały się, czy to, co przed chwilą widziały, miało miejsce naprawdę? Zaraz potem jednak bardzo miło się do nas uśmiechnęły i życząc nam dobrej nocy, po prostu sobie poszły. Uderzyłam Sasuke otwartą dłonią w klatę, po czym wspięłam się na palce i tym razem to ja go pocałowałam. Byłam bardzo szczęśliwa! Przeczuwałam, że wreszcie, na tych kilka ostatnich dni, zyskałam wyłączność na Sasuke. I miałam gdzieś przypuszczenia, że następnego dnia będą krążyć na nasz temat niezliczone plotki. Dla mnie liczyło się to, co ja wiedziałam, a nie to, co inni o nas myśleli.
Po tym dosyć czułym pożegnaniu, wreszcie dotarłam do pokoju. Pod drzwiami czekała mama, ponieważ to ja miałam klucz. Musiałyśmy spakować się niemal w trybie ekspresowym, ponieważ było już koło północy, a pobudka następnego dnia była zaplanowana na dosyć wczesne godziny.
*
Rano wstałam wcześniej niż mama. Miałam wrażenie, że mogłabym latać! Od razu zajęłam łazienkę, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności, ubrałam się w wygodne ciuchy, pomalowałam się, poczesałam i wypsikałam perfumami. Następnie obudziłam mamę, powiedziałam jej, że idę już na dół, wzięłam moją walizkę, złapałam torbę z aparatem, kurtkę oraz plecak i wyszłam. Tym razem skorzystałam ze znienawidzonej windy, ponieważ nie zamierzałam tłuc się po schodach z tyloma ciężkimi przedmiotami. Godzina była jeszcze dosyć wczesna, ponieważ dopiero dochodziło wpół do szóstej. O szóstej piętnaście mieliśmy mieć śniadanie. W recepcji nie było jeszcze żywego ducha, jednak zauważyłam, że w autokarze świeciło się nikłe światło i bagażnik był otwarty, a to znaczyło, że mogłam już iść się władować do środka. I nikim się nie przejmując – chyba, że drugim kierowcą – mogłam się przywitać z Sasuke.
Wyszłam na zewnątrz i od razu uderzył we mnie chłód poranka. Obaj kierowcy kończyli akurat sprzątać pojazd. Mimo to ruszyłam w stronę autokaru. W drzwiach minęłam się i przywitałam z panem Akinori, który akurat wychodził i który odebrał ode mnie walizkę. Korzystając z okazji, że będę mogła pobyć z Uchihą przez chwilę sama, wpadłam jak burza do środka. W połowie pierwszej części autobusu natknęłam się właśnie na niego. Sasuke zatarasował mi przejście. Wspięłam się na palce i pocałowałam go na powitanie, po czym naparłam na niego, aby się przesunął i przepuścił mnie.
— Jak się spało, gwiazdeczko? — tym pytaniem, a raczej tym, jak mnie określił, wręcz zwalił mnie z nóg. Przesunął się, pozwalając mi przejść dalej, po czym ruszył za mną.
— Dobrze mi się spało. Dziękuję — odwróciłam się do niego przodem i uśmiechnęłam się — Tutaj tylko ciocia Shizune i pani Kurenai są gwiazdami. Ja się w to nie wliczam… — wytknęłam mu ten błąd, na co on zaczął się śmiać.
— Ty jesteś moją gwiazdeczką! — aby ukryć zakłopotanie i czerwone policzki, schyliłam się, wrzucając plecak i torbę z aparatem pod siedzenie. Została mi jeszcze kurtka, którą zamierzałam upchnąć na "półce" nad siedzeniami. W tym celu zdjęłam baleriny i wskoczyłam na siedzenie po przeciwnej stronie — Uważaj na głowę! — machnęłam lekceważąco ręką. Do autobusowego sufitu miałam jeszcze daleko. Sasuke stanął bezpośrednio przede mną i przyglądał się moim poczynaniom. Nie powiem, trochę mi przeszkadzał, ale był jeden plus – mogłam patrzeć na niego z góry. Gdy w końcu udało mi się wepchnąć kurtkę tam, gdzie miało być jej tymczasowe miejsce, oparłam się na ramionach Uchihy i znów go pocałowałam. Złapał mnie w talii i ściągnął na dół. Jakie to było szczęście, że byłam niska. Inaczej faktycznie przywaliłabym głową w sufit. Wyszliśmy na zewnątrz.
Ludzie powoli zaczynali się schodzić ze swoimi walizkami. Stałam razem z Uchihą przy luku bagażowym i rozmawialiśmy. Poszczególne osoby, podając swój bagaż Sasuke, uśmiechały się do nas. Ten błysk w ich oczach mówił sam za siebie – oni już wiedzieli co nieco o naszej znajomości. Najwidoczniej panie starsze szybko puściły gorące ploteczki w świat.
Po spakowaniu się do busa i zjedzeniu śniadania, ruszyliśmy w dalszą drogę. Pogodna była ładna, ponieważ świeciło słońce, jednak wiał zimny wiatr, przez co ciepło promieni słonecznych nie było aż tak bardzo odczuwalne. Cały czas starałam się być, jak najbliżej Sasuke. To był mój priorytet – trzymać go z daleka od cioteczki Shizune i jednocześnie kręcić się koło niego,
Podczas jednego z postojów jakoś tak wyszło, że razem ruszyliśmy do toalet. Tak! To dwóch toalet, a nie jednej, bo jakby to brzmiało i wyglądało! On wszedł do męskiej, a ja do damskiej. Szybciutko załatwiłam potrzebę nie chcąc, żeby za długo na mnie czekał, ale gdy wyszłam przed budynek, nigdzie nie umiałam go dostrzec. Stwierdziłam, że najwidoczniej już wrócił do autokaru, dlatego powolnym krokiem ruszyłam do drzwi. Wyszłam na zewnątrz i cały czas się rozglądałam, czy przypadkiem gdzieś go nie ma. Zazwyczaj było tak, że to kobiety dłużej siedziały w toalecie, ale przecież tym razem mogło być inaczej. Zatrzymałam się i odwróciłam z powrotem w stronę budynku, akurat w momencie, kiedy on go opuszczał. Podszedł do mnie i oskarżył mnie, że go zostawiłam i nie poczekałam. Zaczęłam się śmiać, że wybiera się, jak sójka za morze, że myślałam, że to on mnie zostawił i dlatego sobie poszłam. Wracając do busa śmialiśmy się i wzajemnie przedrzeźnialiśmy. Miałam ogromną ochotę, żeby znów go pocałować, ale zauważyłam, że od samego rana wszyscy ludzie nam się przyglądali. Chyba czekali, aż jakimś zachowaniem zdradzimy nasze relacje. Niedoczekanie…
Wieczorem dotarliśmy do Lourdes. Z walizki, na środku chodnika przed hotelem wyjęłam piżamę, czystą bieliznę oraz ubrania do przebrania na następny dzień. Nie miałam żadnej ochoty wlec się ponownie z ciężką walizką na czwarte piętro, jeśli miałam możliwość zostawienia jej w autokarze. Nie liczył się nawet fakt, że winda została naprawiona. Nikt żadną siłą nie zmusiłby mnie, żebym weszła do czegoś, co jeszcze niedawno nie działało.
Po kolacji wszyscy wyposażeni w butelki ruszyli w stronę sanktuarium, po wodę z cudownego źródełka. Kierowcy, mimo, że raczej niewierzący, wybyli pierwsi. Z mamą czekałyśmy na cioteczki, ale wszyscy szli, ich nie było, a Sasuke, z którym chciałam przebywać jak najwięcej, był coraz dalej. Namówiłam więc mamę, żebyśmy je olały i poszły same. Zgodziła się.
Niby poprzedniego wieczora, pod koniec naszego spaceru, Uchiha obiecał mi kolejną wyprawę, ale byłam pewna, że tym razem to nie wypali. Czasu było mało, pora była późna, a rano mieliśmy zaplanowaną jeszcze wcześniejszą pobudkę niż dziś. Mimo to chciałam chociaż wracać z nim do hotelu. I tak też się stało… Obaj nalewali akurat wodę z niewielkich kraników, gdy i my dotarłyśmy na miejsce. Niby ich nie dostrzegając, zaczęłam błahą rozmowę z mamą. I osiągnęłam mój cel! Kierowcy pierwsi się do nas zwrócili.
W ogóle doszłam do wniosku, że po tym wszystkim powinnam dostać złoty medal dla największego i najlepszego kombinatora na całym świecie! No po prostu w tym akurat byłam mistrzem!
Do hotelu wracaliśmy we czworo. Po drodze mijaliśmy inne osoby z naszej grupy wycieczkowej. Śmialiśmy się i żartowaliśmy, a głównym sprawcą tak dobrej atmosfery był nie kto inny, jak pan Akinori… Dusza wszelkiego towarzystwa! Ja szłam z przodu, a za mną podążali panowie kierowcy i mama. Miałam wyśmienity humor. Nuciłam sobie pod nosem i uśmiechałam się od ucha do ucha. Szkoda, że  do celu dotarliśmy w zastraszająco szybkim tempie. Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
*
Rano mieliśmy pobudkę już o czwartej rano! Oczywiście, jak to zakochana ja, wstałam najwcześniej, jak to było możliwe. Wykonałam poranną toaletę, ubrałam czarne legginsy i top oraz beżową, ażurową narzutkę z frędzlami, pomalowałam się i przeczesałam włosy palcami. Następnie porwałam plecak oraz torbę od aparatu i już miałam wychodzić, gdy mama zażądała, żebym została i poczekała na nią. Byłam maksymalnie wściekła. Chciałam lecieć do Sasuke, który na pewno kręcił się już przy autobusie, a ona postanowiła mnie akurat teraz przypilnować i najwidoczniej zamierzała robić za przyzwoitkę.
Kierowcy rzeczywiście czekali już przy autokarze. Chyba akurat znów skończyli go sprzątać. Uchiha widząc mnie, uśmiechnął się szeroko, jednak szybko mina mu zrzedła, gdy zaraz za mną z hotelu wyszła mama. Pędem wleciałam do środka pojazdu, rzuciłam bagaże podręczne pod fotel, zabrałam sweter i mijając się z mamą w przejściu, wypadłam na zewnątrz. Po jej minie widziałam, że nie była zadowolona z tego, że na chwilę straci mnie z oczu.
— Cześć gwiazdeczko — uśmiechnął się do mnie, gdy w końcu stanęłam przy nim. Zaczęliśmy swobodną rozmowę między innymi o tym, jak nam się spało, czy jak będzie wyglądać trasa. Powiedział mi, że jest mu bardzo przykro, że nie daliśmy rady wczoraj nigdzie wyjść, ale obiecał mi, że na pewno postara się to nadrobić. Trzymałam go za słowo. W końcu jednak nastąpiło to, na co od początku liczyłam. Sasuke rozejrzał się, maksymalnie zbliżył się do mnie i zaczął się nade mną nachylać, ewidentnie po to, aby mnie pocałować. Niestety, kiedy już miało dojść do upragnionego przeze mnie pocałunku, z autokaru wyszła mama. Nigdy w życiu nie wdziałam, żeby ktoś w takim tempie i popłochu się prostował i odsuwał, jak Sasuke w tamtej chwili. Przede wszystkim musieliśmy zachowywać bezpieczną odległość! A już na pewno, gdy tuż za plecami czuliśmy oddech mamy, która na pewno już wiedziała, co chcieliśmy zrobić. I najwidoczniej za wszelką cenę postanowiła do tego nie dopuścić, bowiem przez cały czas stała razem z nami pod hotelem i uważne się nam przyglądała. I wcale nie odstraszała jej pogoda, a muszę zaznaczyć, że akurat tego dnia rano było niewyobrażalnie zimno. W końcu mróz dał jej jednak w kość, bo zrezygnowana weszła do hotelu. A ja nadal wytrwale stałam na zewnątrz i obserwowałam Sasuke.
Gdy wreszcie zostaliśmy na chwilę sami, specjalnie przeszłam kawałek dalej od drzwi wejściowych do budynku, aby przypadkiem mama nie mogła mnie obserwować i wtedy koło mnie pojawił się Uchiha. Już chciał mnie objąć i pocałować, gdy zza rogu hotelu wyszedł pan Akinori i Sasuke nie chcąc ryzykować, znów odsunął się ode mnie. Miałam ochotę wszystkich powystrzelać! Jak kaczki! Znowu! Ileż można było?!
Potem nie było już za bardzo okazji, żeby chociaż się przytulić, bo do autobusu zaczęli schodzić się ludzie ze swoimi bagażami. Wtedy też razem z Sasuke przeniosłam się na drugą stronę pojazdu. Tam w przerwach na ładowanie bagaży do bagażnika, mogliśmy spokojnie pogadać. Z okazywaniem sobie czułości woleliśmy jednak nie ryzykować. W końcu jednak, gdy pakowanie dobiegło końca, zostaliśmy sami. Opłacało się poczekać. Sasuke od razu to wykorzystał. Czym prędzej doskoczył do mnie, objął mnie w pasie i mocno do siebie przytulił.
— Gwiazdeczko, w końcu cię dorwałem! — po tych słowach wreszcie mnie pocałował! Chciał mnie cmoknąć jeszcze raz, ale wtedy zza autokaru wyszedł pan Jiraiya ze swoim bagażem. Widząc nas w tej niedwuznacznej pozycji, zrobił się cały czerwony, zaczął znacząco chrząkać i poruszać brwiami, po czym zostawił Sasuke swoją walizkę i powolnym krokiem się wycofał, machając nam na pożegnanie. W jego starej głowie musiały pojawić się bardzo ciekawe i zdecydowanie kosmate myśli, bo poważnie… kolorem przypominał dojrzałego pomidora!
*
Jak można się było spodziewać, nasz przewodnik, jako niedoszły ksiądz, zarządził jeszcze jeden przystanek w naszej podróży. Stwierdził, że nigdy jego biuro podróży nie proponowało takich bonusów, ale tym razem zrobi wyjątek i po drodze do Paryża wstąpimy jeszcze do Nevers, w którym spoczywało ciało świętej Bernadety, związanej z Lourdes. Za bardzo nie mieliśmy nic do gadania.
Jeden z postojów miał miejsce na stacji benzynowej. Kilka minut wcześniej dostałam SMSa od Hinaty, dlatego też postanowiłam wykorzystać resztki środków na moim koncie i zadzwoniłam do niej. Sasuke był akurat w toalecie, więc nie musiałam się martwić, że ciocia Shizune zwinie mi go chociaż na moment. On niby już był mój, a jednak cały czas pilnowałam, żeby nie przebywał z cioteczką sam na sam. To było zbyt ryzykowne!
Gadając z przyjaciółką, spacerowałam sobie od autokaru do wejścia do WC. Gdy zauważyłam, że Sasuke wychodzi z toalet, chciałam się z nią rozłączyć, jednak to wcale nie było takie proste. Miała mi do powiedzenia tyle rzeczy! Non stop coś gadała, więc kulturalnie musiałam jej słuchać. Gdy Uchiha mijał mnie, przysunęłam się bliżej, ocierając się o niego i tym samym dając mu do zrozumienia, że ma pozostać tam, gdzie stał. I został!
W końcu zirytowana jej paplaniną zaczęłam się wyginać, a w ślad za mną poszedł równie znudzony, co ja Sasuke. I jakoś tak wyszło, że na moment zapomniałam o przyjaciółce wciąż mówiącej do telefonu i przez przypadek, obserwując ruchy Uchihy, skomentowałam to, co robił. Zaczęliśmy się śmiać.
— Co ty tam robisz? — Hinata przerwała swoją wypowiedź, wyraźnie zainteresowana zamieszaniem, jakie u nas powstało.
— Rozciągamy się z Sasuke! — palnęłam, zanim pomyślałam. Hina wybuchła śmiechem, po czym stwierdziła, że w takim razie nie będzie nam przeszkadzać, pożegnała się i rozłączyła. Przez chwilę staliśmy jeszcze na uboczu, ale czas wolny się kończył i powoli trzeba się było zbierać i ruszyć w dalszą drogę.
*
W Nevers miejscowy, japoński ksiądz odprawił specjalnie dla nas mszę, po której wszyscy ruszyli do toalet. Prawie wszyscy, bo jak się okazało, cioteczka Shizune po raz kolejny postanowiła zakręcić się koło Uchihy i urządziła sobie z nim kolejną sesję zdjęciową! Dopiero potem poszła do WC. Na całe szczęście to nic nie zmieniło.
Gdy tylko wyszłam z toalety i zauważyłam go stojącego samotnie z boku, od razu do niego podeszłam. Porozmawialiśmy sobie chwilę, w oczekiwaniu na ludzi, którzy z WC przenieśli się do niewielkiego sklepiku z pamiątkami. Mama także tam wylądowała i kazała mi iść wybrać sobie pocztówkę. Mając jednak wybór między jakąś tam kartką, a towarzystwem Sasuke, który akurat ku mojej radości stał sam, oczywiście wybrałam faceta. Aż normalnie powinno mi być wstyd! Ach! Jakie ja miałam niskie priorytety!
*
Droga z Nevers do Paryża zleciała mi bardzo szybko. Przed dwudziestą pierwszą dotarliśmy do niewielkiego ośrodka, w którym mieliśmy zapewniony nocleg i posiłek. Zaskoczyło mnie, że prowadziły go siostry zakonne. Był to dosyć niecodzienny widok.
Rozpoczęliśmy kolacją, a po niej zostały przydzielone nam pokoje. Cioteczki i pani Kurenai wylądowały w budynku oznaczonym literką A, natomiast pokoje znacznej części osób z naszej grupy, a w tym i mój oraz mamy, a także kierowców, znajdowały się w budynku C. Trafiło nam się lokum na pierwszym piętrze, tuż nad pokojem pana Akinori i Sasuke.
Mama chciała porozmawiać przez chwilę z tatą, jednak ja nie miałam na to ochoty. Zostawiłam ją więc samą i wyszłam na zewnątrz. Spotkałam tam przez przypadek cudowną kobietą, która, jak dowiedziałam się w Santiago de Compostela, pochodziła z tej samej miejscowości, co mój tata. Była niesamowicie urocza i kochana, więc od razu ją polubiłam. Korzystając z okazji, że na siebie wpadłyśmy, zaprosiła mnie i mamę na wino do siebie. Obiecałam, że przyjdziemy. Zresztą grzechem byłoby jej odmówić! Gdy zniknęła w swoim pokoju, oparłam się o barierkę i wtedy zauważyłam Sasuke, stojącego pod balkonem i uważnie mi się przypatrującego. Uśmiechnęłam się. Zaczęliśmy rozmawiać, jednak nie należało to do zbyt wygodnych i przede wszystkim dyskretnych sposobów, toteż szybko przyszedł do mnie na piętro. W międzyczasie mama dała mi znać, że idzie się myć, a ja korzystając z tej okazji, po raz drugi wyciągnęłam Sasuke na spacer.
Zbyt wielu możliwości niestety nie mieliśmy, ponieważ nie mogliśmy wyjść poza teren ośrodka, bo o dwudziestej drugiej zamykano bramę, a skakanie przez płot w ogóle nie wchodziło w grę! Na szczęście niedaleko naszego budynku znajdowało się coś w rodzaju mini parku. Wzdłuż dróżki, jaką szliśmy, stały niewielkie lampki, które trochę ją rozświetlały. Światła wprawdzie nie dawały one zbyt wiele, ale z pewnością tworzyły przyjemny nastój.
Przeszliśmy sobie w miejsce, które prawdopodobnie przeznaczone było na ogniska i pikniki. Wokół całkiem sporego paleniska, ustawionych było kilka drewnianych stołów i ławek. Sasuke zajął jedną z nich, a ja usiadłam na jego kolanach. Już bez żadnych oporów, z własnej i nieprzymuszonej woli.
Tradycyjnie zaczęliśmy rozmawiać, stopniowo przechodząc do pocałunków i dotyku. W pewnym momencie Sasuke wsunął swoją dłoń pod mój top i zaczął jeździć nią po moim brzuchu. Niestety byłam osobą dosyć mocno zakompleksioną. Brzuch i te oponki na nim uważałam za jedną z moich najgorszych wad, toteż zgodziłam się, aby dotykał moich pleców, ale z brzucha kazała mu zabrać ręce. I posłuchał. Dodatkowo byłam zadowolona, że rano postanowiłam ubrać ażurową narzutkę, ponieważ dzięki temu nie miał zbyt dużego dostępu do mojego dekoltu. Oczywiście nie, żeby jakoś specjalnie przeszkadzało mi, gdy mnie tam dotykał, czy coś, ale w sumie podstawowa różnica między tym wieczorem, a spacerem po Castelo Branco była taka, że dziś w moich żyłach nie krążył alkohol.
Nagle na całym terenie wokół ośrodka zgasło światło. Domyśliłam się, że wybiła dwudziesta druga. Poprosiłam Sasuke, abyśmy wrócili pod nasz budynek. O dziwo zgodził się bez żadnych protestów. Wstaliśmy i powoli ruszyliśmy przed siebie. Kilka razy byłabym się wywaliła, bo było ciemno, a na mojej drodze leżało dużo rzeczy typu gałęzie, czy kamienie. Na szczęście Sasuke za każdym razem mnie ratował przed upadkiem, niczym książę z bajki. Non stop powtarzał mi, żebym uważała, a w pewnym momencie zaproponował nawet, że weźmie mnie na ręce. Karygodnie odmówiłam! Jeszcze tego by brakowało, żebyśmy oboje się wywalili!
Po powrocie pod nasz budynek "mieszkalny" usiedliśmy obok siebie na ławce. Rozmawialiśmy o sobie. Unikaliśmy całowania się i okazywania sobie innych czułości. A jednak siedzieliśmy bardzo blisko siebie, z rękami założonymi na klatkach piersiowych tak, abyśmy po kryjomu mogli trzymać się za ręce.
W pewnym momencie koło nas przechodził pan Akinori, który akurat szedł do pana generała. W jednej dłoni niósł krzyżówki, a w drugiej trzymał dwie puszki piwa Asahi.
— On rozwiązuje krzyżówki?! — wypaliłam, gdy zniknął w jednym z pokojów. Byłam tym maksymalnie zaskoczona. Nie wyglądał mi na osobę, która lubiła takie rzeczy.
— Jasne… Jak nie jedzie, to potrafi cały czas siedzieć i uzupełniać kolejne hasła. A żeby jeszcze czegoś nie wiedział! Może nie wygląda, ale ma ogromną widzę… — był geniuszem! Jak nic! A ile razy ja siedziałam z Hinatą na wykładzie i próbowałam rozwiązywać krzyżówki. Zazwyczaj kończyło się na tym, że wchodziłam na Internet, wpisywałam definicję i szukałam odpowiedzi.
Sasuke, gdy tylko zauważył, że pan Akinori zaszył się u generała, postanowił złożyć mi propozycję, jakiej niekoniecznie się spodziewałam.
— Chodźmy do mojego pokoju — jeśli coś bym piła, z pewnością cała zawartość wylądowałaby na jego twarzy. Uchiha ewidentnie miał ambitny plan wykorzystania swojego lokum, pod nieobecność współlokatora.
— Po co? — ja jednak nie byłam aż taka naiwna, żeby przystać na to. Już raz mu powiedziałam, że nie prześpię się z nim, a według mnie, właśnie o to mu chodziło, gdy złożył mi tą propozycję.
— Tam będziemy mieć spokój i nikt nie będzie nas widział… I nie martw się! Przecież już ci powiedziałem, że nie zrobię nic bez twojej zgody — póki co trzymał się tego, bo gdy tylko coś mi nie pasowało i kazała mu przestać, on to robił. A jednak i to mnie nie przekonało. Obawiałam się, że jeśli do czegoś by doszło, to mój zdrowy rozsądek mógłby mnie zawieść i posunęlibyśmy się za daleko. Zdecydowanie bezpieczniej było pozostać w tak neutralnym miejscu, jak taras. No a do tego byłaby mogiła, gdyby mama się dowiedziała, że byłam sam na sam z jakimś facetem w jego pokoju. Zamordowałaby mnie i jego, jak nic! Nie mogłam się więc zgodzić na tak niemoralną propozycję!
Tego wieczora dowiedziałam się o Sasuke kolejnych rzeczy, wśród których znalazła się także data jego urodzenia. Dla zabawy zgadywaliśmy swoje znaki zodiaków. Rozmawialiśmy o Paryżu, o powrocie do Japonii. Okazało się, że nasz autokar był wypożyczony z czeskiego lotniska, które właśnie, jako jedno z niewielu oferowało taką możliwość. Wyszło więc na to, że Uchiha razem z panem Akinori lecieli razem z nami do kraju, co przyznam szczerze, bardzo mnie ucieszyło.
Gdy tak lepiej się poznawaliśmy, znów zaczęły się wędrówki. Tym razem kilka osób mijało nas zmierzając do pokoju uroczej pani blondyneczki, która i nas zaprosiła na wino. Najpierw z pokoju wyszła mama. Sasuke niemal od razu się ode mnie odsunął, jednak ja automatycznie się do niego przysunęłam, niwelując stworzoną przez niego odległość. Uważałam, że mimo wszystko mojej mamy nie należało się bać. Nie zwróciła nam uwagi, tylko zwyczajnie poinformowała mnie, że woda w łazience leje się, jakby chciała, a nie mogła i po tych słowach poszła w gości. Potem na horyzoncie pojawiły się ciocie i pani Kurenai. Zmierzały w tym samym kierunku, co mama i kilka innych osób. Trochę po drodze pobłądziły, ponieważ wybrały nie tą ścieżkę, co było trzeba. Z Sasuke przez chwilę się z nich śmialiśmy, ale w końcu wskazaliśmy im właściwą drogę i w efekcie dotarły do nas.
— A wy idziecie, czy nie? — wystarczyło jedno spojrzenie na siebie, żebyśmy zgodnie zdecydowali, że z chęcią się przyłączymy.
Wszyscy zebraliśmy się w jednym malutkim pokoiku. Było nas dosyć sporo, miejsca nie było wiele, dlatego też musieliśmy się maksymalnie ścisnąć. Ale daliśmy radę! Cały czas siedziałam obok Sasuke, z którym stykałam się nogą, aczkolwiek nie miałabym nic przeciwko, gdyby kazano mi usiąść mu na kolanach, w celu zaoszczędzenia miejsca. Oj spodobało mi się!
Mąż kobiety, która nas zaprosiła, otworzył jedną butelkę i każdemu nalał odrobinę trunku, aby dla każdego wystarczyło. Kilkanaście minut później podobnie postąpił z drugim winem. Śmiechu było, co nie miara. Niemal całe dwa tygodnie pobytu w Europie zostały dokładnie skomentowane. Korzystaliśmy maksymalnie z ostatniego wieczoru, podsumowując wszystko, co na tym wyjeździe nas spotkało. Kolejną noc mieliśmy już spędzić w autokarze, wracając do Czech.
My dwoje nie siedzieliśmy długo. Uchiha musiał iść spać, aby następnego dnia rano być wypoczętym i gotowym do drogi, a ja chciałam jeszcze umyć włosy. Sasuke spróbował tylko jednego wina, więc pusty kubeczek odstawił na szafkę i zaczął się zbierać. Widząc to, raz dwa dopiłam moją porcję alkoholu i oświadczyłam, że też będę iść, bo muszę się umyć. Któraś z osób zebranych zaśmiała się, że mam nie udawać, bo oni już tam doskonale wiedzą, że idę faceta odprowadzić. Parsknęłam śmiechem i wychodząc, rzuciłam przez ramię, że właśnie to zrobię przy okazji. Uchiha na mnie zaczekał i razem opuściliśmy pokój. Zatrzymaliśmy się przy schodkach, które prowadziły na parter. Sasuke objął mnie i pocałował.
— A może przyjdziesz włosy umyć do mnie? — nie byłby sobą, gdyby na pożegnanie nie rzucił czegoś właśnie w tym stylu. Ze śmiechem, uderzyłam go dłonią w klatę. Po jeszcze jednym pocałunku na dobranoc, wróciłam do swojego pokoju.
Wzięłam sobie ręcznik, szampon, balsam i maszynkę do golenia. Umycie głowy rzeczywiście zajęło mi w cholerę dużo czasu! Mama miała rację, gdy mówiła, że woda koszmarnie leci! Byłam wściekła. Na głowie miałam pełno piany i nawet nie mogłam jej porządnie spłukać! Przez moment nawet zastanawiałam się, czy może rzeczywiście nie skorzystać z propozycji Sasuke i nie użyczyć sobie jego łazienki, ale równie szybko doszłam do wniosku, że pan Akinori pewnie wrócił już do pokoju, a akurat z nim nie chciałam mieć nic do czynienia. Jego zboczenie za bardzo mnie przerażało!
W końcu udało mi się zmyć pianę z włosów i mogłam zabrać się za golenie nóg. Nie wiem, czy to z nożykami było coś nie tak, czy co, ale jeszcze nigdy, w całym moim życiu nie pocięłam się aż tak bardzo! Bez wielu strumieni krwi i niemal zerwanych kawałków naskórka się po prostu nie obyło!
*
Następnego dnia pobudka nie była już aż tak wczesna, jak poprzednio, ale zbyt długo też nie dali nam pospać. Na zewnątrz nadal było ciemno, gdy razem z mamą ruszyłyśmy z bagażami w stronę autokaru, przy którym, jak zawsze kręcili się już kierowcy. Oddałam Sasuke moją walizkę i pognałam z powrotem do pokoju. Poprzedniego wieczora siostry zakonne poprosiły nas, abyśmy w miarę możliwości pozdejmowali pościel i wrzucili ją do specjalnego kosza. Mama do tego zadania wyznaczyła właśnie mnie. Wzięłam przy okazji z pokoju swój bagaż podręczny i uprzednio zdjętą oraz poskładaną pościel i zamykając drzwi na klucz, wróciłam pod autokar. Dopiero po załatwieniu tych wszystkich spraw i wrzuceniu bagażu podręcznego do wnętrza autokaru, mogłam spokojnie zaszyć się z Sasuke za pojazdem. Znów bez żadnych zbliżeń, zaczęliśmy rozmawiać. W zasadzie zauważyłam, że my non stop ze sobą gadaliśmy, ale jakoś niewiele z tego wyniosłam, niewiele się o nim dowiedziałam. Na miejscu byłoby więc tutaj pytanie w stylu: "czego do cholery dotyczyły te wszystkie nasze rozmowy?!".
Śniadanie było bardzo szybkie, ale zdecydowanie sycące. Przewodnik kazał nam najeść się do pełna, bowiem czekało nas całodniowe zwiedzanie Paryża. Po posiłku znów podeszłam pod autokar i tam stałam z Sasuke. Zresztą to już weszło nam w nawyk. I nawet zauważyłam, że za każdym razem, za wszelką cenę staraliśmy się do siebie dopasować. On robił krok w lewo i ja robiłam krok w lewo. Ja przesuwałam się do przodu i on też przesuwał się do przodu. Chciałam ciągle być jak najbliżej niego. Dotykać go i czuć go blisko siebie.
Przy autobusie stałam z nim do końca. Wszyscy z naszej grupy zajęli już swoje miejsca, aż wreszcie zostaliśmy całkiem sami. Chciałam go pocałować, jednak miałam świadomość, że mama i ciotki, uważnie się nam przyglądały.
Gdy w końcu i ja wkroczyłam do autokaru, mama zaczęła się ze mnie śmiać, że jak tak dalej będę wchodzić ostatnia, to w końcu mnie zostawią i pojadą beze mnie. Ale w sumie wtedy zostałabym z Sasuke. Innymi słowy nie miałabym nic przeciwko temu. Nie widziałam żadnego problemu!
*
Paryż okazał się totalną porażką! Nasz przewodnik, który mimo swojego nieogarnięcia był w porządku, załatwił nam innego faceta, który miał nas oprowadzić po tym mieście miłości. Był to stary dziadek, który miał problem, żeby nadążyć za grupą; zachowywał się, jak totalny buc i był szowinistą, który na każdym kroku, w każdej możliwej sytuacji krytykował kobiety dosłownie za wszystko! Idiota do kwadratu! Na dodatek na calusieńki dzień musiałam rozstać się z Sasuke.
Pod Luwr w ogóle nie podeszliśmy. Dla mnie to było równoznaczne ze strzeleniem sobie w kolano. Przecież po wieży Eiffla to był najważniejszy obiekt w Paryżu. Właściwie jedynym, co dobrze zapamiętałam z tej koszmarnej wyprawy, był właśnie wyjazd na sam szczyt najbardziej rozpoznawalnej budowli świata. Akurat udało nam się trafić na zachód słońca, którego zjawiskowość wręcz zapierała dech w piersiach. Ciekawy był też nocny rejs promem po Sekwanie, jednak zdecydowanie nie mógł się on równać z wieżą Eiffla.
Paryż zdecydowanie mnie nie zachwycił. Miasto, jak miasto – brudne, głośne, zatłoczone. Nie było w nim nic specjalnego i nie rozumiałam, czym wszyscy się tak zachwycali.
Po zwiedzaniu ruszyliśmy do autokaru. Przez chwile szłam na równi z naszym przewodnikiem, jednak, gdy tylko zobaczyłam nasz autobus i kierowców, wyszłam na prowadzenie. Prawdę mówiąc, w ciągu tego jednego dnia jak diabli stęskniłam się za Sasuke.
Przechodząc obok niego, dałam mu znać, że jestem maksymalnie zmęczona, po czym jak burza wpadłam do środka autobusu. Stanęłam, jak słup soli, gdy zdałam sobie sprawę z faktu, że na każdym siedzeniu leżała reklamówka z "suchym" prowiantem. Wprawdzie mieliśmy mieć piknik na zakończenie wyjazdu, jednak z powodu późnej pory, pozostało nam jedynie cieszyć się tym. Wewnątrz siatki znajdowała się długa francuska bagietka, hermetycznie zapakowany rogal z nadzieniem malinowym, sok jabłkowy i kilka innych smakołyków. Każdy zabrał sobie coś dobrego i wyszedł na zewnątrz. Ja postąpiłam podobnie. Porwałam rogalika i wybyłam przed autokar. Podeszłam do Sasuke, który stał z boku i pił Coca-Colę z puszki.
— I jak wrażenia po Paryżu? — warknęłam, zła. Chciałam, jak najszybciej wyrzucić te wspomnienia z głowy. Zawiodłam się na maksa. Zaczęłam mu się żalić. Oświadczyłam, że było okropnie, bo niewiele zobaczyliśmy, a przewodnik był do kitu.
— Nigdy więcej tutaj nie wrócę! — mruknęłam na podsumowane.
— A Coli chcesz? — wyciągnął w moim kierunku puszkę z napojem. Uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Najpierw odmówiłam, ale gdy od razu zaproponował mi to drugi raz, wzięłam ją od niego. Upiłam łyka i z powrotem oddałam jemu. I w ten sposób zaczęliśmy pić Coca-Colę na zmianę, nawet wtedy, gdy na moment dołączyła do nas cioteczka Shizune. Szybko chyba jednak zauważyła, że wolimy być sami, bo po krótkiej chwili i wymianie zdań na temat jej wrażeń po Paryżu, po prostu odeszła od nas.
Sasuke na chwilę mnie opuścił. Od początku wyjazdu był odpowiedzialny za przygotowywanie ciepłych napojów, z ekspresu zabudowanego w autokarze. Tak było i tym razem. Czekając na niego, usiadłam sobie na krawężniku i zaczęłam jeść rogalika. Nie dotarłam nawet do połowy, gdy Uchiha pojawił się przy mnie. Usiadł obok i podsuwając mi pod nos puszkę Coli, rozpoczął rozmowę.
Niestety wszystko, co dobre, zdecydowanie zbyt szybko się kończyło. W końcu trzeba było zacząć się zbierać. Oczywiście wszyscy zaczęli wchodzić do autobusu, a ja ciągle stałam razem z Sasuke w pobliżu środkowych drzwi wejściowych do pojazdu. Wszyscy mijający nas, szeroko się do nas uśmiechali. Odniosłam wrażenie, że mieli nas już wtedy za coś w rodzaju pary. Sasuke też chyba wyciągnął taki wniosek, bo w pewnym momencie, bez jakiegokolwiek skrępowania, czy zastanawiania się, czy przypadkiem moje ciotki i mama nas nie podglądają zza szyby, nachylił się nade mną i pocałował mnie przelotnie w usta. Było to delikatne, jak muśnięcie motyla, ale przez to niemal dostałam skrzydeł!
*
Podczas pierwszego postoju przebrałam się w ubrania wygodne do spania i jazdy. W końcu od samego rana miałam na sobie długą, dresową spódnice. Gdy Sasuke zniknął w toalecie, ja stałam obok autokaru z panem Jiraiyą i przez chwilę rozmawialiśmy o studiach. Powiedział mi, że nienawidził sesji i zawsze uważał, że czegoś takiego w ogóle nie powinno być. Okazało się, że studiował jakiś kierunek ścisły – fizykę lub chemię. Prawdę mówiąc nie słuchałam go zbyt uważnie. Cały czas obserwowałam, czy Sasuke już wyszedł, czy jeszcze nie. Na szczęście pan Jiraiya był inteligentnym człowiekiem, toteż szybko domyślił się, że na kogoś czekałam i po prostu pożegnał się ze mną i sobie poszedł. Chwilę później koło mnie stał już Sasuke. Pocałował mnie! Znowu! Wprawdzie było to na tyłach autobusu, ale dla mnie liczył się sam fakt słodkiego buziaka. Kiedyś ktoś mi powiedział, że całowanie to najlepsza czynność na świecie. Wtedy w to nie wierzyłam, a teraz ciągle nie miałam dość. To zdecydowanie było najcudowniejsze zajęcie!
W nocy było jeszcze kilka postojów, które albo przespałam, albo tradycyjnie spędziłam z Sasuke w pobliżu autokaru.
*
Pierwszy poranny postój mieliśmy na ogromnej stacji benzynowej. Oczywiście wszyscy od razu ruszyli do toalet, aby odświeżyć się po nocnej podróży. Na szczęście byłam prawie na samym na początku kolejki, która z każdą chwilą coraz bardziej się wydłużała.
Gdy w końcu dotarłam do wolnej kabiny, przebrałam koszulkę na tą z napisem: "NO PROBLEM! GIVE ME A KISS!". Przy umywalce założyłam soczewki, umyłam zęby i poczesałam się, po czym wróciłam do autokaru.
Stała już tam mama z ciociami i panią Kurenai. Zauważyłam, że Sasuke znów robił kawy, jednak, gdy skończył podszedł do nas. I o dziwo wręczył mi jeden kubek z parującą cieczą, mimo że wcale go o to nie prosiłam. Ten gest był taki kochany, że aż chciałam go uściskać.
Jakimś cudem ciocia Shizune zeszła na temat naszych relacji. Powiedziała mi, że zawsze mnie uwielbiała. Dowiedziałam się, że przed jej ślubem, gdy miałam około pięć lat, byłam z nią wybierać jej suknie ślubną. Obiecała mi, że kiedyś zorganizuje mi wieczór panieński, bo sama nigdy takiego nie miała. Wspomniała, że gdy byłam mała, to przez moją burzę różowych loczków, wyglądałam, jak cherubinek. Sasuke przysłuchiwał się temu z coraz szerszym uśmiechem.
— Ta koszulka mi się podoba — powiedział, kiedy wszyscy zaczęli wsiadać do autokaru, a ja znów zostałam z nim przy wejściu.
— A napis z tyłu widziałeś? — zapytałam, odwracając się na moment do niego plecami.
— Właśnie dlatego ją tak bardzo lubię. No i nie ma żadnego problemu, bo całować mógłbym cię cały czas… — zaśmiał się, po czym bardzo szybko nachylił się nade mną i mnie pocałował. A potem powiedział mi coś, co już nie raz słyszałam między innymi w czasie nocnych postojów, a mianowicie, że on by tak chciał, żebym spała z nim w – jak to pieszczotliwie określił – trumnie, która była niczym innym, jak specjalnym miejscem dla kierowców, w którym mogli odpoczywać po lub w trakcie podróży.
— Spadaj! — mruknęłam, szturchając go w bok.
— No ale nie ma w tym żadnych podtekstów! — zastrzegł, słysząc moją reakcję na tą propozycję oraz  widząc moją minę — Mam na myśli, że chciałbym żebyś po prostu leżała koło mnie i żebyśmy tak sobie spali… Na inne wyczyny za bardzo nie ma tam miejsca — zaśmiałam się z ostatniego stwierdzenia. Tych poprzednich słów to ja się zdecydowanie nie spodziewałam. Brzmiało to prawie, jak jakieś wyznanie.
W dalszej drodze powrotnej zdarzały się jeszcze postoje, podczas których albo spacerowaliśmy razem po okolicy, albo po prostu kręciliśmy się za autokarem. Nie wierzyłam mu, gdy mówił mi, że jeszcze się spotkamy. Byłam jednak pewna jednego – będzie mi brakować tych pocałunków i pieszczot, jakie on mi oferował. Nie chciałam się z nim rozstawać.
*
Najbardziej rozczarował mnie ostatni postój już na lotnisku w Pradze, w oczekiwaniu na nasz samolot, do którego mieliśmy bardzo dużo czasu. Pan Akinori razem z Uchihą odtransportowali autobus na specjalny parking i uregulowali opłatę za wynajem. Po skorzystaniu z toalety usiadłam na parapecie przy ogromnym oknie. Nade mną stało państwo Noda, mama i cioteczka Tsunade. Zaczęłam jeść jabłko, jednocześnie przyglądając się Sasuke, który bardzo szybko wrócił wraz z drugim kierowcą. Chciałam zrobić cokolwiek… wszystko, byle tylko spędził ze mną tych ostatnich kilkadziesiąt minut wolnego czasu, jaki mieliśmy do wylotu. A jednak on najwyraźniej bardzo dobrze bawił się, stojąc całkowicie z boku wraz z cioteczką Shizune, panią Kurenai i panem Akinori. Ja, jako małolata nie chciałam wtrącać się im do rozmowy. Już raz przez przypadek to zrobiłam, tamtego wieczora, gdy w Castelo Branco umówili się na wino. Nieważne, jak bardzo pragnęłam towarzystwa Sasuke, nie potrafiłam mu przeszkadzać, widząc ten szeroki uśmiech na jego ustach, skierowany wyłącznie do cioci.
*
Lot do Japonii trwał bardzo krótko. Początkowo obawiałam się, że zahaczymy o kilka innych portów lotniczych, ale szybko okazało się, że polecimy bezpośrednio do kraju. Przez cały czas w samolocie siedziałam z daleka od Sasuke, który wylądował na samym przedzie. Pocieszał mnie jednak fakt, że ciocia Shizune była jeszcze dalej od niego, niż ja.
Na lotnisko w pobliżu Osaki dotarliśmy już po godzinie dziewiętnastej. W głównej hali na każdego czekali bliscy. Od razu ruszyłam do drzwi wyjściowych. Byłam obładowana wszystkim, co stanowiło mój bagaż podręczny: torbą z aparatem, niemal słodkim plecakiem w groszki, małą poduszeczką, kurtką, dwoma swetrami, telefonem oraz słuchawkami, które przewiesiłam przez szyję, a niewielki odtwarzacz MP3 wsunęłam do kieszeni dresowych spodni. I dodatkowo za sobą prowadziłam walizkę. Miałam ochotę się popłakać. To były ostatnie chwile, podczas których mogłam patrzeć na Sasuke i z nim rozmawiać. Było mi tak strasznie smutno!
— A spróbuj się ze mną nie pożegnać! — przechodząc obok Uchihy, przywaliłam mu z poduszeczki. A niech ma za karę, że w Pradze mnie porzucił ponownie na rzecz cioci.
— O to się nie martw! — zaśmiał się. Po przejściu przez drzwi wyjściowe z lotniska, od razu namierzyłam ten właściwy samochód. Bardzo dużo osób z naszej grupy, także stało już na parkingu i żegnało się ze sobą. Uśmiechałam się do każdego, kogo mijałam. Wrzuciłam wszystko do bagażnika i przywitałam się z tatą. Po chwili dołączyła do nas mama. Ja jednak, czym prędzej wróciłam do Sasuke, który także wyszedł już na zewnątrz — No chodź tu do mnie, gwiazdeczko! — rozłożył szeroko ramiona, a ja wtuliłam się w niego.
— Będę za tobą tęsknić — mruknęłam. Wtedy pocałował mnie po raz ostatni. Czułam się, jak na planie jakiegoś filmu romantycznego. Staliśmy objęci pośrodku tłumu i całowaliśmy się na oczach wielu ludzi. Nie interesowało nas nic poza tą chwilą. Czułam, jak stado motyli w moim brzuchu, poderwało się do lotu. Brakowało mi już tylko ulewnego deszczu, jak to często bywało w tych wszystkich romansach.
A potem po prostu jak gdyby nigdy nic się rozeszliśmy. On w swoją stronę, a ja w swoją. Coś, co ledwo się rozpoczęło, tak szybko dobiegło końca. Siedząc na tylnym siedzeniu samochodu i jadąc do domu, starałam się za wszelką cenę powstrzymać łzy, które uparcie próbowały wypłynąć z moich oczu. Nie chciałam płakać. Nie zamierzałam pokazać rodzicom, jak bardzo było mi przykro, że to wszystko już się skończyło.
*
Od razu po powrocie do domu i przywitaniu się z dziadkami oraz młodszym bratem, weszłam na Facebooka i zaczęłam nadrabiać zaległości na "Tajnej misji". Dziewczyny zapisały tam tyle ciekawych rzeczy, że czytanie ich w niektórych momentach wręcz doprowadzało mnie do niepohamowanych ataków śmiechu. Najlepsza z tego wszystkiego była jednak ich dyskusja, jaką wywołała moja ostatnia wiadomość, która brzmiała: "Wieczorem, w Paryżu może będę mieć Internet, to sobie popiszemy xD". Cała ich konwersacja wyglądała mniej więcej tak:
"Tenten: Po 1 - jak będziesz w Paryżu, to ja już widzę, jak my sobie popiszemy, zważając na fakt, że Paryż to niby miasto miłości! Haha ;) Aczkolwiek ja tam w Paryżu nic romantycznego nie widzę! xD
Hinata: Tenten! Kocham cię! W końcu ktoś, kto się Paryżem nie jara! xD
Tenten: Ha! Miło mi xD No, ale serio widzę inne miejsca, które są bardziej romantyczne, niż zatłoczony Paryż!
Hinata: I zardzewiała wieża Eiffla!
Tenten: A po 2, to ostatnio miałam okazję przypomnienia sobie tych baz całych i Saku jakieś dwie na pewno zaliczyłaś, jeśli nie trzy xD Chyba, bo już ich nie pamiętam za dobrze…chwilę zajęło mi przypomnienie sobie, o jakie bazy chodziło… Na początku wakacji, oglądając głupią amerykańską komedię zauważyłyśmy, że większość facetów, miała przysłowiowe bazy, które stopniowo odhaczali podczas zdobywania jakieś laski. Wtedy doszłyśmy do wniosku, że dlaczego tylko chłopaki mogą mieć taki system? Stworzyłyśmy sobie nasze własne bazy! Jednak dopiero kolejna wiadomość od Hinaty wszystko mi rozjaśniła i dokładnie je przypomniała!
Hinata: 1 trzymanie za ręce, 2 całowanie, 3 dotykanie, 4 pieszczoty, 5 pójście na całość xD
Tenten: Co? Przed tym nie było punktu 4!
Hinata: Oj tam! Był, ale go nie pamiętałam xD Tenten Ty z Nejim już pół roku, a nie dotarliście tak daleko, jak Saku w ciągu paru dni xD
Tenten: Blahaha! Fakt! Z ciężkim sercem muszę przyznać, że Saku nas pobiła!
Hinata: No! Kurde! Jakby nie było to nawet mnie…
Tenten: Czemu? Ha! Ale patrz, u niej się nie liczy, bo ominęła 1. Chyba, że mi coś umknęło?
Hinata: No fakt… Chyba ominęli xD
Tenten: Haha! No widzisz! Czyli dyskwalifikacja xD Chyba, że nas jeszcze czymś zaskoczy!
Hinata: No co Ty! W ogóle czekaj! Zaraz wrócę… — wtedy nastąpiła chwila przerwy, po czym, po kilku minutach Hina znów napisała — Gadałam z Saku przed chwilą!
Tenten: O! I co u niej?
Hinata: Sasuke xD
Tenten: No i co dalej? Mów!
Hinata: Nie wiem, bo gadałyśmy o studiach. Ale na pewno z nią był, bo coś go tam było słychać… No i się rozciągali!
Tenten: Że what?!
Hinata: Ja tego interpretować nie będę xD
Tenten: Haha, ale jak to rozciągali? Ej ja sie aż boje, jak ten Paryż na nich zadziała dziś :P
Hinata: No tak mi powiedziała no xD Haha xD I wierzysz w magię Paryża?
Tenten: Ja nie, ale to Sakura xD NIBY BABY, A JEDNAK SIĘ RÓŻNIMY! Więc u niej wszystko może się zdarzyć xD
Hinata: Wiesz co Ci powiem?
Tenten: Co? xD
Hinata: Ona jest jeszcze bardziej szalona, niż ja xD"
Na tym ich konwersacja się urwała. Oczywiście musiałam to skomentować. Na mnie też magia Paryża nie działała, a już na pewno, po tym jakże okropnym jego zwiedzaniu! Wszystko dokładnie im opisałam w bardzo wielu wiadomościach krótszych lub dłuższych, z zaznaczeniem, że za ręce też się z Sasuke trzymałam! I znowu on na dobre osadził się w mojej głowie.
*
Następnego dnia od samego rana latałam i wieszałam na podwórku wyprane ubrania. Do wieczora musiałam się spakować, bo czekał mnie w końcu powrót do Osaki. Rok akademicki zaczynał się za kilka dni. Około południa dogadałam się z ciocią Shizune i poszłam do niej w odwiedziny. Chciałyśmy wymienić się zdjęciami z wyjazdu. Zamierzałam jechać na rowerze, ale plany pokrzyżował mi fakt, że ktoś pod moją nieobecność popsuł mi siodełko. Zrobiłam więc sobie krótki spacer.
Ciocia jak zwykle zrobiła nam kawę, włączyła laptopa i gdy pliki zgrywały się z mojej karty pamięci na jej dysk, po prostu sobie plotkowałyśmy. Pytała mnie o Sasuke. Ciekawiło ją, czy tylko spacerowaliśmy tamtego wieczoru w Castelo Branco, gdy wyszliśmy razem. Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, że czasami siedzieliśmy na ławce w ogrodach. Więcej szczegółów jej nie podałam. Po tej krótkiej wstawce na jego temat, powróciłyśmy do komentowania wrażeń z tego wyjazdu i ciocia nawet zaproponowała, żebyśmy w przyszłym roku znów wybrały się do Europy, tylko na przykład w stronę Bałkanów. Taki pomysł bardzo mi się spodobał!
Od cioci Shizune, powędrowałam do cioteczki Tsunade, aby jej też zgrać swoje zdjęcia. U niej zostałam niemal siłą przymuszona do zjedzenia kilku placuszków Okonomiyaki. Nie przepadałam za bardzo za nimi, ale przecież nie wypadało tego mówić. Po tym nieplanowanym obiedzie, wróciłam do domu. Takie odwiedziny i rozmowy, z pewnością dobrze mi zrobiły, bo chociaż na momenty zapomniałam o Sasuke. Tego samego dnia po południu poszłam do fryzjera. Kiedyś słyszałam, że gdy kobieta zmienia fryzuję, to znaczy, że zamierza zmienić faceta. Ścięłam i wycieniowałam włosy.
Następnego dnia tata zawiózł mnie, Tenten i Hinatę do Osaki. Ta druga od razu wróciła do domu, ponieważ zajęcia zaczynała dopiero za tydzień. Ja natomiast zostałam w mieszkaniu z Hiną. Zaczęłyśmy od rozpakowania się i posprzątania, ponieważ przez dłuższy czas nikt tam nie zaglądał. Potem, nie mając nic to jedzenia, stwierdziłyśmy, że pójdziemy na miasto. Coś nas podkusiło, że ubrałyśmy się w krótkie sukienki, założyłyśmy szpilki i tak odstawione wyszłyśmy.
Było dla mnie dosyć sporą nowością, gdy zdałam sobie sprawę, jak wielu facetów się za nami oglądało. Nigdy jeszcze aż tak wyraźnie tego nie zauważyłam! Udało nam się nawet wyłapać tekst, w stylu: "ach! Kobiety to jednak piękna rzecz!". Wprawdzie można by się było zastanawiać, czy bycie określoną, jako rzecz, jest aż takie fajne, ale liczył się sam fakt uzyskania takiego komplementu, od zupełnie obcych mężczyzn. W ramach obiadokolacji poszłyśmy na pizzę. W restauracji spędziłyśmy trochę ponad godzinę. Potem pochodziłyśmy po sklepach w centrum handlowym i wróciłyśmy do mieszkania. W drodze powrotnej wstąpiłyśmy jednak jeszcze do spożywczego i kupiłyśmy wódkę. Chciałyśmy opić ostatni dzień wakacji.
Na kilku kieliszkach, jak to początkowo założyłyśmy, się nie skończyło. Opróżniłyśmy całą butelkę zero siedem we dwie. W efekcie dostałyśmy takiej głupawki, jak jeszcze nigdy! Pod wpływem dobrego humoru i zdecydowanej lekkomyślności, pozwoliłam Hinacie napisać do Sasuke. W końcu skoro dał mi swój numer, to miałam do tego całkowite prawo! W wiadomości zapytałam, jak się ma? Nie liczyłam za bardzo na SMSa zwrotnego, jednak bardzo szybko dostałam odpowiedź! Odpisał mi, że jutro do mnie zadzwoni.
Nie spodziewałam się tego, ale kolejnego dnia, po powrocie z zajęć, gdy zaczęłam przygotowywać obiad, mój telefon zaczął wibrować. Myślałam początkowo, że to mama, dlatego to zignorowałam. Jednak ciekawska Hinata, zerknęła na wyświetlacz i z głośnym piskiem podekscytowania poinformowała mnie, że dzwoni do mnie nikt inny, jak Sasuke! Zostawiłam wszystko, co robiłam i jak strzała wpadłam z kuchni do salonu. Rzuciłam się na wersalkę i odebrałam. Dotrzymał słowa i zadzwonił – z radości mogłabym latać! Gadaliśmy ze sobą tylko krótką chwilę. Powiedział mi, że zatrudnił się już w innej firmie przewozowej w Kioto i właśnie osobiście transportuje tam swój nowy autokar. Pytał, jak się mam, więc w skrócie opowiedziałam mu o pierwszych zajęciach i wczorajszym wyjściu na miasto. Potem się pożegnaliśmy i obiecując, że znów się do mnie odezwie, rozłączył się. Ta krótka, ale jakże miła rozmowa bardzo poprawiła mi humor.
*
Mijały kolejne dni, a Sasuke ponownie się nie odezwał. Z każdym dniem coraz bardziej traciłam nadzieję, że znów do mnie zadzwoni. Chodziłam coraz bardziej przybita. Tęskniłam za nim, pomimo, że nie powinnam. Ta relacja od początku powinna być dla mnie jedynie przelotną znajomością i niczym więcej. Miałam od razu wyrzucić go z głowy, ale za cholerę nie potrafiłam! Naiwna chyba zakochałam się w facecie nie dosyć, że dużo starszym, to do tego kompletnie nie w moim typie, z tyloma widocznymi w moim mniemaniu wadami charakteru. A jednak coś sprawiło, że zwróciłam na niego uwagę, że przy nim ignorowałam wszystko to, co zawsze przeszkadzało mi w rozmowach i kontaktach z chłopakami. W ciągu dwóch tygodni w Europie, stopniowo stawał się moim ideałem.
Dziesiątego października skontaktowała się ze mną ciocia Shizune. Poinformowała mnie, że główny organizator naszej wycieczki – pan Naoki, który w ostatniej chwili przed wyjazdem został przeniesiony na inny oddział w firmie, chce się z nami spotkać. Termin ustalili na czternastego października, we wtorek. Niesamowicie się ucieszyłam, ponieważ akurat w ten dzień miałam nieobowiązkowy wykład.
W poniedziałek po zajęciach, które miałam na dziewiątą rano wróciłam z Osaki do domu. Nie, żeby to było tak, że koniecznie chciałam być na tym spotkaniu. Jeśli tak miałam na to spojrzeć, to wolałabym zaoszczędzić jeny wydane na transport i zostać w Osace. A jednak ja musiałam tam być! Dlaczego? Odpowiedź była niesamowicie prosta i brzmiała: Sasuke. Wciąż jeszcze nie pogodziłam się z tym, że przestał się odzywać. On mógł być na tym spotkaniu i jeśli tak by się stało, ja też musiałam się tam zjawić.
Spotkanie odbyło się w niedużym lokalu – chyba jedynym w naszej wiosce. Byli niemal wszyscy, który wzięli udział w podróży, a także pan Naoki oraz pan Akinori. Sasuke nie przybył. Ciocia Shizune powiedziała mi, że podobno był w trasie. Nie wiem, ile było w tym prawdy, jednak mimo to, cały czas zerkałam w stronę drzwi, skrycie licząc, że zaraz wejdzie przez nie Uchiha. Nadal za nim tęskniłam, a z każdym dniem ta tęsknota zamiast maleć, rosła.
Na spotkaniu głównie za pośrednictwem rzutnika oglądaliśmy zdjęcia – moje i cioci Shizune oraz piliśmy wina. Niefortunnie się złożyło, że w pewnym momencie na ścianie wyświetliła się fotografia przedstawiająca mnie z Sasuke na Cabo da Roca. Wszyscy ludzie, którzy wiedzieli o moich relacjach z kierowcą (a wiedzieli o nich wszyscy) zaczęli wydawać odgłosy podobne do wiwatowania i klaskali. Pan Naoki zaśmiał się, że  czekał tylko na takie perełki. Ja jednak nie podzielałam ich entuzjazmu. Zrobiło mi się maksymalnie smutno.
Po powrocie do domu niemal utonęłam we łzach! Przez kilka ładnych godzin pisałam z Hinatą i Tenten na Facebooku i żaląc się im, beczałam, jak małe dziecko. Potem klęcząc na kolanach, przed krzyżykiem, jaki był pamiątką z mojego bierzmowania, zaczęłam "rozmawiać" z Bogiem. Zarzucałam mu, że potraktował mnie w najgorszy z możliwych sposobów. Przez prawie całe dwa tygodnie prosiłam go o szczerą miłość. Gdy uświadomiłam sobie, że Sasuke zaczął bardzo wiele dla mnie znaczyć i pomyślałam sobie: "Bóg nie postawił go na mojej drodze bez powodu – to na pewno miłość, o jaką prosiłam", on po prostu odszedł i przestał się mną interesować.
Pod wpływem silnych negatywnych emocji weszłam na sklep internetowy i kupiłam gruby, srebrny notes, z którego postanowiłam zrobić pamiętnik. Wzięłam kartkę oraz długopis i zaczęłam spisywać wszystko, czego doświadczyłam od dnia wylotu do Europy. Siedziałam do rana, skrobiąc na papierze najskrytsze myśli i wydarzenia, o których w wielu przypadkach wiedzieliśmy tylko ja i Sasuke. Ile ja tej nocy wylałam łez i jaki stos zużytych chusteczek higienicznych powstał obok łóżka . Jeszcze nigdy w życiu nie byłam aż tak zrozpaczona.
W środę z rana wróciłam do Osaki. Zajęcia rozkręciły się już na dobre, toteż nauka zaczęła zajmować coraz więcej mojej uwagi.
Szesnastego października postanowiłam definitywnie skończyć z Sasuke. Powoli znikał z moich myśli. Wtedy też usunęłam jego numer, nie chcąc mieć już z nim nic wspólnego. No i po co miałam sobie zaśmiecać telefon bezużytecznymi rzeczami? Nie zamierzał się już do mnie odezwać? Trudno… Miałam jeden kontakt mniej. A to był dopiero początek robienia porządków w głowie, sercu i życiu.
Dwa dni później – osiemnastego października siedziałam w mieszkaniu w Osace, na łóżku przed laptopem i robiłam coś kompletnie leniwego, w przerwie na czytanie książki potrzebnej na zajęcia, gdy dostałam SMSa. Pewnie, gdybym spodziewała się tej wiadomości, to w ogóle bym nawet na nią nie spojrzała, jednak biorąc pod uwagę, że akurat z nikim nie pisałam, zerknęłam na ekran. Widząc numer, z jakiego nadeszła wiadomość i początkowy jej fragment, przeraziłam się! W oczach zebrały mi się łzy, ręce zaczęły się trząść, serce zaczęło bić szybciej. Miałam cholerną ochotę, żeby go zamordować! Już miałam względny spokój, który on musiał zakłócić! Prawie pogodziłam się z odrzuceniem, porzuceniem i wykorzystaniem i było mi z tym dobrze…
Hinata widząc mój stan i wiedząc, co od jakiegoś czasu się ze mną działo na samo wspomnienie Sasuke, od razu zrozumiała, od kogo dostałam tego SMSa i w jednej chwili znalazła się przy mnie. Przytuliłam się do niej. Miałam łzy w oczach – prawie się przy niej pobeczałam! Kazała mi się wziąć w garść i długo czekać nie musiała. Chwilowy smutek, żal i rozczarowanie szybko zastąpiła złość… Wręcz wściekłość! Otworzyłam jednak wiadomość i biorąc głęboki wdech, przeczytałam ją.
— "Co tam u Ciebie, Sakurcia słychać? Tęsknię za tobą, gwiazdeczko ty moja."
Poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Stojąc i czekając, aż woda w czajniku się zagotuje, wymyślałam różne wersje tego, co mu odpiszę. Przez pełne wyrzutu zdania z wieloma wykrzyknikami, po czułe i tkliwe wyznania. Przechodziłam od skrajności w skrajność. W końcu, z kubkiem herbaty usiadłam na stole i mu odpisałam:
— "O! Cześć! U mnie całkiem nieźle. Tęsknisz? DOPRAWDY? A co u Ciebie?" — na wiadomość zwrotną chwilę czekałam, ale wreszcie dotarła.
— "Cały czas jeżdżę, ale nie ma dnia, żebym o Tobie nie myślał. O Twoich zgrabnych nóżkach i kręconych włoskach." — no po tym, po prostu myślałam, że zwymiotuję. Chcąc zmienić temat, zapytałam go, gdzie obecnie przebywa i czy z powodu wyjazdu rzeczywiście nie mógł pojawić się we wtorek na spotkaniu po podróży do Europy. To drugie pytanie pozostawił bez odpowiedzi. Dowiedziałam się, natomiast, że teraz znajdował się w prefekturze Aomori. Na samym końcu wiadomości znalazły się natomiast takie frazy, jak: "chciałbym się teraz przytulać do Ciebie", "pragnę całować Twoje usta", czy ponowne "tęsknię za Tobą".
"Nie nudzi Ci się za bardzo w tej Twojej nowej pracy, że masz czas pisać do mnie o takich pierdołach?" — wspominając o pierdołach miałam na myśli te wszystkie słodkie zdania, którymi mnie traktował w SMSach. Zapytał, czy według mnie to są pierdoły. Albo mnie nie zrozumiał, albo zrozumiał aż za dobrze. Postanowiłam więc go troszkę podpuścić i dałam mu do zrozumienia, że nie mnie to wiedzieć, żeby on mi powiedział, co o tym sądzi.
"To są poważne sprawy, skarbie. Gdybym mógł teraz być z Tobą, to bym Ci to wytłumaczył" — już ja wiedziałam, jak on by mi to wyjaśnił. Tylko znów postanowiłam zgrywać idiotkę — "Mój sposób jest niezawodny! Jak się spotkamy, to Ci go zdradzę!"
"Mam się bać? No ciekawe, czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczymy?" — odpisał mi, że mam potem nie być zdziwioną, gdy nowiuśkim autokarem, jakim obecnie jeździł, pojawi się pod moją uczelnią." — "Który raz ja już to słyszę? Pod mój wydział raczej nie podjedziesz, bo jak profesorki poparkują, to nawet rowerem ciężko tam wjechać…" — kim jak bym była, gdybym mu nie wytknęła, że już wiele razy mi obiecywał, że na pewno się spotkamy,a efektów tego jakoś nie było. Kazał mi się o nic nie martwić. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale zapytałam go, co obecnie porabiał. I w efekcie dowiedziałam się, że leżał w łóżku i myślał o mnie. Wytknęłam mu lenistwo, za co dostałam po uszach.
"Jutro o drugiej w nocy jadę dalej, więc to chyba nie jest lenistwo?" — dla pewności zapytałam, czy wyjeżdża jeszcze tej nocy, a gdy to potwierdził, napisałam mu, że w takim razie chyba powinien już spać, żeby na podróż być wypoczętym — "Skoro tak troszczysz się o mnie, to dobrze. Sakurciu, idę spać. Życzę Ci dobrej nocy. Do usłyszenia."
*
Więcej się nie odezwał. Zakończył słowami dającymi nadzieję, że w niedługim czasie ponownie dostanę od niego SMSa, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Mijały godziny, dni i tygodnie. Jego numer wrócił na swoje zaszczytne miejsce, zaraz po naszej wymianie wiadomości tamtego feralnego wieczora, jednak już na początku listopada ponownie go wykasowałam z telefonu. Tłumaczyłam sobie, że jeśli jeszcze kiedyś zamierza się do mnie odezwać, to na pewno to zrobi, niezależnie od tego, czy będę go mieć zapisanego w kontaktach, czy też nie.
Stopniowo było mi trudniej i łatwiej zarazem. Sasuke coraz rzadziej pojawiał się w moich myślach, jednak jeśli już takie coś miało miejsce, to były to myśli bardzo intensywne. Nie raz w takich chwilach wyobrażałam sobie, co by było; jakby wyglądała nasza rozmowa, gdyby do takowej doszło. Raz były to scenariusze bardzo miłe, a znów innym – pełne wyrzutu i żalu. Zastanawiałam się, jak by to mogło być, gdybyśmy jeszcze kiedykolwiek się spotkali. A jednak rozczarował mnie. Nie było to nic miłego, biorąc pod uwagę, jak bardzo mi na nim zależało.
Od osiemnastego października, kiedy ze sobą pisaliśmy, przez prawie dwa miesiące nie dał żadnego znaku życia. Niemal w każdej chwili traciłam nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek się ze mną skontaktuje. A spotkanie było już kompletnie absurdalną rzeczą. Było mi maksymalnie smutno z tego powodu. Czułam się oszukana i porzucona.
*
Nadeszły kolejne święta Bożego Narodzenia. Znów byłam sama, gdy jedne moje koleżanki znajdywały swoje drugie połówki, a inne z kolei obwieszczały światu, że się zaręczyły. W moich oczach było to zdecydowanie niesprawiedliwe! Święta tradycyjnie spędzałam w domu. Wśród rodziny. Przed kolacją wigilijną było bardzo dużo roboty, więc jako starsze dziecko – bo na młodszego brata nie mogłam w ogóle liczyć – biegałam od jednego rodzica do drugiego i pomagałam im niemal we wszystkim. Przygotowania szły bardzo sprawnie.
Gdy byłam mała, zawsze wypatrywałam pierwszej gwiazdki, jednak wraz z osiągnięciem pewnego wieku, porzuciłam zwyczaj ślęczenia przy oknie i po prostu zdałam się na rodziców. Do kolacji zasiedliśmy równo z wybiciem na zegarze godziny osiemnastej. Tradycyjnie pomodliliśmy się, zjedliśmy przygotowane potrawy i zaczęliśmy dzielić się opłatkiem. Byłam bardzo wdzięczna wszystkim, że nie życzyli mi, jak co roku, znalezienia sobie faceta. Chyba wtedy wyszłabym i trzasnęła drzwiami. Ile można było tego słuchać?!
*
Wieczorem siedziałam na łóżku w moim pokoju, w czerwonej piżamie w kratę, z kubkiem parującej herbaty z miodem i uzupełniałam kalendarz – prezent znaleziony pod choinką, gdy z leżącego nieopodal mnie telefonu zaczęła wydobywać się znana mi melodia, którą miałam ustawioną na dzwonek połączenia przychodzącego. Przelotnie zerknęłam na wyświetlacz i zobaczyłam nieznany numer. Nie miałam pojęcia, kto mógł do mnie dzwonić o tak późnej porze i do tego w wigilię Bożego Narodzenia, dlatego czym prędzej odebrałam. Nie zdążyłam jednak się odezwać, gdy usłyszałam coś, co pobudziło moje serducho do szybszego bicia.
Cześć gwiazdeczko… — ten głos rozpoznałabym w samym środku nocy, na drugim końcu świata. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
— Sasuke…
 

~*~



Witajcie moi kochani po tak długiej przerwie! Nawet nie wiem, czy ktoś jeszcze tutaj zagląda, ale jeśli tak, to niech wie, że bardzo cieszę się z tego powodu. 
Opowiadanie mimo licznych trudów udało mi się opublikować jeszcze w trakcie świąt Bożego Narodzenia. Mam nadzieję, że chociaż troszkę się Wam spodoba. Liczę, że błędy się nie pojawią, bo sprawdzałam go kilka razy, jeśli jednak jakieś by jeszcze się ukryły, to serdecznie za nie przepraszam! Wiem też, że w części drugiej jest jakieś bagno z czcionką, bo gdzieś w połowie w jednym fragmencie się zmienia. Kombinowałam, jak się dało, ale w końcu i tak nie wyszło z tego nic poza fochem na Blogspota i całe to nieogarnięcie systemu.
Na koniec, korzystając z okazji, że mamy dziś drugi dzień wspomnianych świąt Bożego Narodzenia, pragnę złożyć Wam serdeczne życzenia. Tradycyjnie dużo zdrówka, radości, ciepła, wszechogarniającej miłości i błogosławieństwa Bożego. Życzę Wam, aby świat Was kochał. Życzę dużo wolnego czasu, niewielu obowiązków i jak najmniej stresów. Spełnienia wszystkich marzeń, co do jednego - bez wyjątku. Radości tworzenia czegoś nowego i dzielenia się tym z innymi ludźmi. Wielkiego bogactwa, jakim jest życie przeżyte tak, jak najbardziej tego chcecie. I na koniec życzę Wam, abyście pamiętali o tym, co jest naprawdę ważne i żebyście mieli odwagę, aby robić to, czego pragniecie i iść przez życie swoją własną drogą. Ach! No i wystrzałowego Sylwestra w rewelacyjnym gronie. Żeby Nowy Rok był jeszcze lepszy i jeszcze owocniejszy niż ten! :*
Tego i jeszcze więcej życzy Wam
Katsumi Tako. 

Trzymajcie się cieplutko i do następnego! :*



3 komentarze:

  1. Jednopartówka jak zwykle niesamowita! Uwielbiam twoje opowiadania ;) za każdym razem zaskakujesz mnie czymś nowym. Oby tak dalej! Podoba mi sie, że Stworzyłaś nową osobowość Sasuke. Jeszcze niegdy nie spotkalam opowiadania z Sasuke w podobnym wydaniu wiec masz za to dużego plusa ;) Początkowo nie podobało mi się, że miedzy nim a Sakurą jest tak duża różnica wieku jednak potem zrozumiałam, że stwarza to cudowny nastrój :D nie mogę zrozumieć dlaczego Sasuke zainteresował sie kobietą starszą od niego poza tym posiadającą męża gdy młodsza i wolna była nim wyraźnie zainteresowana. Zastanawiam sie cz miedzy nim a ciotką doszło do czegoś wiecej ale mam nadzieję że nie. Jednak reakcja Tsunade daje wiele do myslenia...

    Mam nadzieje, ze to nie koniec tej histori ponieważ bardzo mnie ona zaciekawiła ;) Poza tym pozostało wiele niewyjaśnionych wątków. Stworzyłaś cudowne postaci i przemyślałaś przebieg akcji. Wszystko zaplanowałaś genialnie więc uważam, że to opowiadanie zasługuje na ciąg daLszy ;) Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz :D

    W pewnhm momencie w tekście pojawia się imię Ewa oraz jeszcze jedno określające Sasuke jednak nie mogę go sobie przypomnieć. Zastanawiam się czy to zwykły błąd czy kryje się za tym coś więcej. Mam nadzieję, że moje przeczucia okażą się błędne.

    Rownież chcialam Ci życzyć Wesołych Świat spędzonych w gronie najbliższych oraz udanego sylwestra! Wierze, że w żbliżającym się roku wena cie nie opuści i będziemy mieli możliwość nadal cieszyć sie twoją tworczoscią :D Trzymam za to kciuki!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podobało :P To naprawdę wiele dla mnie znaczy! :P

      Co do dwóch pojawiających się w tekście imion błędnych, no cóż... Z czystym sumieniem przyznaję (chociaż zamierzałam to zachować wyłącznie dla siebie), że historia jest oparta na wydarzeniach, które rzeczywiście miały miejsce i są mi dosyć bliskie - kilka rzeczy przerysowałam, trochę dopowiedziałam, ale nooo...
      W niektórych momentach pisząc to opowiadanie, mimochodem wpisywałam imiona realnych odpowiedników, jednak sądziłam, że wszystko od razu poprawiłam. Jak się okazuje, jednak chyba nie wszystko, skoro dwie "perełki" się pojawiły (mam nadzieję, że nie więcej). W każdym razie już to znalazłam i poprawiłam.
      Taki tam faux pas, wynikający z nieuwagi i pośpiechu (i pewnie późnej pory, bo ostatnie części pisałam już grubo po północy)...

      Dlatego też w sumie przebieg akcji jest "przemyślany" :D

      Rzeczą, która została przeze mnie w 100% wymyślona, jest zakończenie. Nie chciałam w tak cudowny czas, jakim są święta publikować historii bez happy endu, więc stworzyłam takie, a nie inne zakończenie - otwarte, abyście mogli dopowiedzieć sobie, jak dalej mogłaby potoczyć się historia Sakury i Sasuke.

      Prawdę mówiąc, nie przewidywałam dalszego ciągu tej historii, ale może, może kiedyś :D

      Na koniec (gdy już chyba wszyściutko wyjaśniłam :D) bardzo dziękuję za życzenia. A co do weny... Ona jest zawsze. Gorzej z czasem :P

      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  2. Kiedy pojawi sie cos nowego? Wczoraj przeczytalam caly blog i bardzo podoba mi sie twoja tworczosc. Wiec czekm na cos nowego. Zakonczenie wiele daje do myslenia i juz wyobrazilam sobe wiwle zakonczen tej jakze codownej historii :-)

    OdpowiedzUsuń