22 czerwca 2013

Give me love... ~ cz.3



20 września 2012r.

Nie chciałam go zranić! Tak bardzo tego nie chciałam! Czemu w jednej chwili pragnęłam z nim porozmawiać, a zaraz potem odepchnęłam go, przez co upadł. Przecież chciałam, aby on był szczęśliwy. Kochałam go przecież! Przecież ja to ciągle sobie powtarzam, ale nie mogę... Wiem, że nie możemy być razem. Ja jestem aniołem, a on tylko człowiekiem. Ja jestem czymś podejrzanym, a on jest policjantem, który ściga podejrzanych! Moje życie ostatnio to jedno wielkie niepowodzenie i ból... A on ma przecież żyć szczęśliwie! Nie chciałam go kochać, jednak stało się. I ja nie mam od tego uczucia ucieczki, ale on jeszcze może być szczęśliwy. Nawet jeśli jego szczęście wiąże się z Ino. Dręczy mnie ta sprawa z nim. Zachowałam się okropnie. Nie potrafię pojąć, dlaczego od niego uciekłam. Przecież był jedyną osobą, której ufałam i poza Itachim, jako jedyny rozmawiał ze mną jak z równym sobie! Więc pytam się sama siebie: DLACZEGO?!  Czemu ludzie, a w tym ja nie potrafią zachowywać się godnie i czemu tak ciężko przychodzi nam szanowanie innych?

22 września 2012r. (WIECZOREM)

Chciałam przeprosić Sasuke i poszłam na cmentarz. On prawie zawsze tam był, gdy przychodziłam, jakby wyczuwał, że tam się znajdę. Jednak tym razem się nie pojawił. Chciałam się do niego przytulić. Chciałam wyżalić i serdecznie przeprosić. Mogłabym nawet powiedzieć mu o skrzydłach i moim bólu... Zrobiłabym wszystko, gdyby tylko to mogło wszystko rozwiązać i sprawić, że wybaczyłby mi moje karygodne zachowanie... Nie było jednak go. Przez głupie błędy zaprzepaściłam wszystko! Jaką ja jestem idiotką!!! Nienawidzę się!!! Na grobie rodziców znalazłam jedną strzałę. Była inna niż wszystkie, które miałam do tej pory. Ta była biała, jednak ostrze miała czarne, a ja końcu obwiązana była czerwoną wstążką.
Dziwna, bo jedyna! I niepowtarzalna...

23 września 2012r.

Dziś postanowiłam iść znów na dyskotekę. Zostało mi zaledwie dwadzieścia czerwonych strzał - to były moje ostatnie. Gdy po czarnych pojawiały się czerwone, to po czerwonych nie pojawiło się nic - miałam ich coraz mniej. Była jeszcze ta biała, którą znalazłam na cmentarzu, jednak nie chciałam jej póki co używać. Nie wiedziałam co stanie się po tym, gdy skończą czerwone, jednak czułam silną potrzebę wykorzystania ich.

~*~

Weszła do wielkiej sali. Ledwo było coś widać. W powietrzu unosił się dym z papierosów, który mieszał się ze sztuczną mgłą. Było szaro, ciemno i śmierdziało potem, alkoholem. Sakura nie przepadała za czymś takim, jednak tu było najwięcej ludzi. Niektórzy tańczyli, inni całowali się w kątach ogromnego pomieszczenia. Ci ludzie nie wierzyli w nic, czego nie mogli dotknąć - w takim też razie nie wierzyli w Boga. Zielonooka sunęła powoli do przodu. W prawej dłoni trzymała jedną ze strzał i przesuwała nią powoli po ludziach. Gdy w końcu natrafiła na pierwszą "ofiarę", wbiła jej zaostrzony przedmiot w brzuch. Innych "raniła" w plecy, czy w jeszcze inne części ciała. Ludzie reagowali na to inaczej niż zwykle. Zawsze padali sobie w ramiona, a tym razem w ich oczach widziała ból, strach i niedowierzanie. Czyżby strzały przestały działać? Czy one już nie roznoszą miłości? Miłość przestała istnieć? Sakura stanęła na środku sali i rozłożyła ramiona. Nie miała już więcej strzał. Z jej skrzydeł wypadło kilka kolejnych piór, które spopieliły się i pozostał po nich jedynie szary pył. W jednym momencie jej ciało przeszył ogromny ból. Głośną muzykę przeciął jej przerażający krzyk. Zdawało się jednak, że nikt tego nie usłyszał. Nikt nie przejął się krzyczącą dziewczyną, która upadła po chwili na ziemię. Ludzie tańczyli dalej - nieczuli na cierpienie innych.

~*~

24 września 2012r. (KOŁO POŁUDNIA)

Nie wiem, jak znalazłam się u siebie, jednak obudziłam się rano na moim brudnym materacu, a wokół mojego ciała rozsypane były czarne i czerwone - od krwi, pióra. Dziś znów poszłam na cmentarz. Znów z nadzieją, że go tam spotkam. Znów jednak go nie było... Tak jak wczoraj. Znów miałam nadzieję i się zawiodłam. Miałam wracać, gdy wpadłam na kogoś. To nie był Sasuke, ale Itachi. W jednej chwili podjęłam szybką decyzję. Mam nadzieję, że Itachi spełni moją prośbę, ponieważ pomimo lęku, chcę wypełnić moje małe postanowienie. Jestem do tego zdolna! Dziś jest taka piękna pogoda. Ludzie spacerują, cieszą się i spędzają miło czas z rodziną. A ja jak zwykle będę siedzieć na materacu i wpatrywać się w jedyne zdjęcie moich rodziców, jakie mi po nich pozostało.
Chyba, że stanie się coś innego.

24 września 2012r. (PÓŹNYM WIECZOREM)

To już ta pora. Wczoraj podjęłam decyzję i nie mam zamiaru z niej zrezygnować. Nie chcę się wycofywać. W końcu jestem Haruno... A oni nigdy się nie poddają! Wiedziałam, jednak że mimo wszystko nie byłam jeszcze gotowa na tak wielki krok, jednak postanowiłam, że pokonam lęk i pokażę wszystkim na co mnie stać. Tak więc...
Do nigdy!

~*~

To było więcej niż dziwne... Przez dwa dni Itachi unikał mnie jak ognia - akurat to rozumiałem, biorąc pod uwagę fakt, że pokłóciliśmy się ostatnio, chyba jak jeszcze nigdy w życiu. Nie próbowałem dotrzeć do niego na siłę. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Nie było to trudne zadanie, ponieważ on mieszkał w jednym domu z narzeczoną, a ja w byłej posiadłości rodziców sam. Wiedziałem jednak, że prędzej czy później będę musiał znów się z nim porozumieć, ponieważ ostatnio wszystkie kolacje jadaliśmy razem u nich. Był to pomysł Aki, która nie raz była świadkiem naszych kłótni. Dzięki temu mogła nas kontrolować. Kilka dni temu Sakura odepchnęła mnie. Chciałem jej pomóc za wszelką cenę. W jej oczach było tyle smutku i niechęci do życia. I ta krew, która ciekła z jej ran... A gdy powiedziała, że pewnie długo nie będzie żyć, to we mnie coś pękło. Może wydać się to śmieszne, że facet i do tego policjant, mówi takie tkliwe rzeczy, jednak taka była prawda. Moje zimne i twarde serce, zaczęło się topić pod wpływem jej smutnego spojrzenia, ciepłego głosu i jakiejś dziwnej aury, która roztaczała się nad nią i jasno świeciła. W zaledwie kilka godzin zdałem sobie sprawę, że musze do niej dotrzeć. Wiedziałem, że ma problemy. Wiele słyszałem o jej ciotce -skąpa materialistka, która ma gdzieś rodzinę i znajomych. Podobno żyła tylko dla pieniędzy... O dziwo o Sakurze nikt nic nie wiedział. Wczoraj dzwoniła do mnie Aka. Żaliła się, że Itachi chodził jakiś nieobecny. Czasami wchodził do kuchni, aby jej w czymś pomóc, jednak prawie od razu uciekał. Przeczuwałem, że coś ukrywał i nie chodziło tu wcale o nasza ostatnią kłótnię... Kolacje ostatnio mijały w ciszy. W końcu po sprzątnięciu ze stołu, postanowiłem z nim porozmawiać. Aka wyszła do kuchni, a ja usiadłem koło niego na kanapie.
-Co się dzieje? - zapytałem prosto z mostu, po czym jasno dałem mu do zrozumienia, że ma mi wszystko powiedzieć. O dziwno nie zaczął wymyślać, że starszemu bratu się nie rozkazuje, tylko od razu przeszedł do rzeczy.
-Spotkałem dziś na cmentarzu Sakurę. Była załamana, jednak obiecałem jej, że nie będę wnikać. Nie wiem o co chodziło, ale prosiła, aby Ci przekazał, że zależy jej, abyś przyszedł do jej mieszkania pod wieczór, że chce Ci coś wyjaśnić, pokazać, czy coś w tym stylu.
-I mówisz mi to dopiero teraz?! - byłem wściekły. Ona postanowiła mi się wyżalić, a przynajmniej miałem taką nadzieję, a on mówi mi to dopiero teraz. Nie słuchałem tego, co dalej mówił, tylko od razu wybiegłem do przedpokoju, ubrałem się i czym prędzej wskoczyłem do samochodu i pomknąłem pustymi ulicami miasta do miejsca, do którego jakiś czas temu ją odprowadziłem. Nie wiedzieć czemu, miałem złe przeczucia. Byłem prawie pewny, że coś się stało, jednak nie chciałem dopuszczać do siebie żadnych złych myśli. Gdy tylko dotarłem pod właściwy adres, zacząłem dobijać się do drzwi. Nie przejmowałem się tym, że mogłem przeszkodzić domownikom w posiłku lub przygotowaniach do snu. Dla mnie w tej chwili liczyła się tylko Sakura, która chciała, abym do niej przyszedł. Po chwili otworzyła mi jakaś starsza kobieta, która spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem.
-Dobry wieczór pani. Szukam Sakury Haruno. Czy ona tu mieszka? - uprzejmie się przywitałem i przedstawiłem sprawę. Kobieta wyglądała na nieuprzejmą, a ja wolałem, żeby nie zamknęła mi drzwi przed nosem.
-Mieszka - mruknęła niechętnie, po czym odsunęła się i gestem ręki pokazała mi, że mam iść za nią. Posłusznie to zrobiłem, zamykając za sobą drzwi.
-Schodami w dół i pierwsze drzwi po lewej - odparła, wskazując mi na odrapane drzwi, na których widniał wyblakły napis "PIWNICA". Na chwilę zwątpiłem. Myślałem, że mieszka normalnie... W życiu nie pomyślałbym, że żyje w zwykłej piwnicy. Czym prędzej ruszyłem na dół. Było tu wilgotno, zimno i w kątach wisiało mnóstwo pajęczyn. Nie lubiłem takich miejsc, a myśląc, że w takim syfie mieszkała Sakura, przeraziłem się. Przecież ona mówiła mi, że ma własny pokój, że ma wszystkiego pod dostatkiem i niczego jej nie trzeba. Czy była aż tak skromna, czy może nie chciała się nikomu przyznać, że mieszka tak, jak mieszka? Gdy tylko stanąłem na ostatnim stopniu schodów i odszukałem dłonią włącznik światła, zapaliła się jakaś pojedyncza żarówka. Nic tu nie miało sensu. Znalazłem jej pokój, co wcale nie było trudne. Na drzwiach po prawej widniał napis "GRACIARNIA", a na przeciwko, na hebanowych drzwiach namalowany był jedynie biały "X". Zapukałem raz, drugi, trzeci, jednak nikt mi nie odpowiedział. Po drugiej stronie panowała całkowita cisza. Miałem kilka lat doświadczenia jako policjant, jednak nigdy nie czułem takiego strachu. Nie wiedząc, co mam robić, niepewnie nacisnąłem na klamkę i delikatnie uchyliłem drzwi, zaglądając przesz małą szparkę do środka. Zauważyłem róg materaca i jej nogi, lekko podkulone. Czyżby czekając na mnie, zasnęła? Zastanawiałem się chwilę, czy wejść, czy nie, jednak w końcu ciekawość tego, co chce mi powiedzieć, zwyciężyła i ostrożnie wszedłem do środka. To co działo się później, chyba na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Nawet nie wiem kiedy znalazłem sie przy niej. Leżała na brudnym materacu, w jej szyi tkwiła biała strzała, a z rany wypływało bardzo dużo krwi. Najprawdopodobniej przebiła sobie tętnicę. Drżącymi rękami, zacząłem szukać tętna. Nic... W całym tym małym pomieszczeniu panowała głucha cisza. Nawet się nie zorientowałem, kiedy z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Myślałem, żeby zacząć ją reanimować, jednak... przecież ona już nie żyła... Była martwa. Nie widziałem także sensu we wzywaniu karetki. Byłem policjantem i także miałem wpojone zasady pierwszej pomocy. Tylko komuś, kto już odszedł nie da się pomóc... Delikatnie uniosłem jej głowę i położyłem na swoich kolanach. Dopiero teraz w oczy rzuciło mi się to "coś". Z jej pleców wyrastały skrzydła, z których z każdą chwilą wypadało coraz więcej piór. Nie były one białe, tylko czarne i poplamione krwią - jej krwią. Nie potrafiłem pojąć co się stało. Czy wcześniej była aniołem? Czy upadła? A może miała dość życia na ziemi? W jednej chwili pojąłem, że ona nie zasłużyła na los, jaki ją spotkał. Znałem ją długo. Zawsze była dla mnie bliską osobą. A teraz nagle umarła? Popełniła samobójstwo? Czy właśnie to chciała mi pokazać?  To było w ogóle do niej niepodobne. Zawsze myślałem, że ona boi się śmierci, a jednak odważyła się na coś takiego. Nachyliłem się nad jej głową i płacząc jak małe dziecko, ostrożnie zacząłem głaskać jej puszyste, różowe włosy. Ona była taka piękna i delikatna. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem? Dlaczego nie potrafiłem jej pomóc? Czy trzeba było jej śmierci, abym wreszcie pojął, jak bardzo mi na niej zależało? Czy ona musiała umrzeć, abym ja zrozumiał, jak wyjątkowym uczuciem ją darzę? Czy to wszystko było konieczne?! Można powiedzieć, że nie, ponieważ te ważne rzeczy w pewnym stopniu uświadamiałem sobie każdego dnia, gdy ją widziałem, jednak dopiero teraz pojąłem jak silne były te emocje, które mnie popychały w jej stronę i które sprawiały, że z każdym dniem zakochiwałem się w niej bardziej i bardziej...
-Sakura... Dlaczego nie pozwoliłaś mi dotrzeć do siebie? Czemu nie dałaś sobie pomóc? Życie przecież mogło być takie piękne... - powoli i delikatnie ułożyłem jej ciało na materacu. Chwilę jeszcze wpatrywałem się w nią, po czym bez chwili zastanowienia złożyłem na jej ustach pierwszy i zarazem ostatni pocałunek.
-Kocham cię, Sakura - po tym wstałem, wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer do Itachiego. Trzeba było zadzwonić na policję i na pogotowie. Ja sam nie miałem na to ochoty. Właśnie zginęła kolejna ważna dla mnie osoba. Najpierw rodzice, a teraz ona. W słuchawce usłyszałem głos brata i już miałem mu przedstawić sytuację, jednak coś mnie przed tym powstrzymało. Tym czymś był głuchy odgłos za mną. Nigdy nie wierzyłem w cuda i także tym razem odwróciłem się z przekonaniem, że nerwy płatają mi figla. W słuchawce telefonu słyszałem pokrzykiwania Itachiego, jednak to dla mnie się nie liczyło. Upuściłem słuchawkę i z niedowierzaniem ruszyłem przed siebie. Sakura leżała w pozycji, w jakiej ją zostawiłem, jednak jej oczy były szeroko otwarte i wpatrzone w sufit. Jej powieki raz za razem przykrywały zielone tęczówki. Ona mrugała. Patrzyła w sufit i mrugała! Wciąż leżała w kałuży własnej krwi, jednak na jej plecach nie było już skrzydeł, strzała leżała obok niej, a jedynym śladem po niej była czerwona ranka na szyi w kształcie serca. Czym prędzej podszedłem do niej i gwałtownie przytuliłem. Z moich oczu znów płynęły łzy. Sakura zaczerpnęła ze świstem powietrza i jęknęła głucho. Chyba sprawiłem jej ból. Puściłem ją, po czym odwróciłem w swoją stronę i spojrzałem głęboko w jej zagubione oczy.
-Czyli cuda jednak się zdarzają - mruknęła prawie bezgłośnie. Wzięła do ręki strzałę i przyjrzała się jej dokładnie. Widziałem, jak jej źrenice się rozszerzają. Wpatrywała się w napis wyryty w strzale: "Jest tylko jeden ratunek dla zmęczonej duszy - miłość do drugiego człowieka..." - Dziwne, ale chyba prawdziwe - uśmiechnęła się delikatnie, odkładając przedmiot na materac.
-Chyba uwierzę w magię. Mógłbym przysiąc, że odeszłaś na zawsze - mruknąłem - Sakura... Nie rób mi tego nigdy więcej - poprosiłem cicho, po czym znów ją przytuliłem - Kocham cię Sakura... - nic nie odpowiedziała. Po chwili jednak poczułem jej usta na swoich. Tym razem były one ciepłe i miękkie, a nie tak jak wcześniej zimne i martwe. Teraz byłem już w pełni świadomy, że mur wokół mojego serca został zburzony, a wszystkie lody stopniały. Nie potrzebowałem wyjaśnień, co do tej dziwnej historii ze strzałą i skrzydłami. Chciałem być po prostu przy niej. Wreszcie byłem szczęśliwy...

~*~

26 września 2012r.

A jednak żyję... Poza lekkim bólem w szyi, nic mi nie dolega. Mogę powiedzieć, że zostałam uleczona. Jedynym śladem po mojej próbie samobójczej jest małe serduszko - dziwna blizna po strzale. No i strzała, na której pojawił się ten dziwny napis... Zastanawiałam się, czy gdyby Sasuke mnie nie znalazł, to czy ktoś by się mną zainteresował i czy byłabym teraz wśród żywych? Myślałam też nad tym, czy ożyłabym, gdyby nie wyznał mi miłości? Sam mi się przyznał, że pocałował mnie i powiedział, że mnie kocha, gdy leżałam na materacu. Sądzę, że cała ta sprawa ze strzałami, łukiem (swoją drogą on także zniknął) i skrzydłami miała doprowadzić właśnie do takiego końca. To się chyba nazywa przeznaczenie. Szkoda tylko, że ból temu towarzyszący musiał być tak koszmarny... No w każdym razie żyję i mam się dobrze... Sasuke od razu zabrał mnie razem z moimi rzeczami (które ograniczały się do ramki ze zdjęciem rodziców i pluszowego misia, którego dostałam od nich na piąte urodziny) do swojego domu i powiedział, że zamieszkam z nim, niezależnie od tego co się stanie. Powiedział też, że gdy tylko odzyskam wszystkie siły i będę gotowa, to będziemy walczyć o spadek po moich rodzicach, który zagarnęła ciotka. Nie zależało mi na pieniądzach, jednak Sasuke uparł się, że sprawiedliwości musi stać się za dość. W końcu był policjantem... tylko moim!

~*~

12 czerwca 2015r.

Więc jeszcze raz:
Mam dwadzieścia jeden lat. Jestem szczęśliwa... Musze przyznać, że wreszcie i ja znalazłam miłość. Widać nie tylko miałam sprawiać, aby ludzie się kochali (co, przyznam szczerze wymknęło mi się w końcu spod kontroli), ale może także sama przez to miałam odnaleźć to cudowne uczucie. Ta kwestia zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Teraz jestem już żoną i matką. Nigdy nie sądziłam, że tak szybko wyjdę za mąż, a tym bardziej, że w tak młodym wieku będę mieć dziecko. Pół roku temu urodziłam córeczkę... Jest identyczna jak jej tatuś. Ma czarne włoski i takie same błyszczące, również czarne oczka. Radość Sasuke była nieprawdopodobna, gdy pierwszy raz wziął Aiko na ręce. Uroczy widok - uwierzcie mi... I w końcu po wielu trudach i ciężkich przeżyciach, mogę powiedzieć, że los obdarzył mnie czymś tak wspaniałym... Pełnia szczęścia i dwie najcudowniejsze osoby pod słońcem, to cały mój świat, któremu nigdy nie pozwolę zniknąć.
Nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek znajdzie ten dziwny zapis z mojego jakże pokręconego życia, jednak niech wie, że chcę aby odnalazł w końcu to bezgraniczne szczęście i miłość oraz aby wszystkie marzenia spełniły się. I przede wszystkim niech pamięta:
CUDA SIĘ ZDARZAJĄ!!!

Żegnam...

1 komentarz:

  1. smutne, ale wypełnione miłością, cudownie to napisałaś,Gratuluje że wymyśliłaś coś tak niesamowitego. Pozdrawiam
    Yuki-chan

    OdpowiedzUsuń