10 czerwca 2013

Chodz! Odkryjmy razem czlowieka! ~ cz.1



Z jednego z pomieszczeń w dużym domu można było co jakiś czas usłyszeć głośne krzyki kobiety, a już po chwili płacz dziecka. Pan domu stojący pod drzwiami uśmiechnął się radośnie i z entuzjazmem wszedł do pokoju. Na łóżku leżała kobieta oblana potem, a w swoich drżących wciąż dłoniach trzymała małe zawiniątko. Spod białego koca dochodziło ciche kwilenie noworodka. Mężczyzna podszedł bliżej i odebrał od kobiety dziecko. Była to dziewczynka. Jej główkę pokrywały delikatne różowe włoski, a duże zielone oczka lustrowały go z ciekawością. Ren z miłością i delikatnością pogładził główkę swojej córeczki i oddał ją kobiecie.
-Jak ją nazwiemy kochana? – zapytał siadając na brzegu łóżka.
-Sakura… Będziesz najpiękniejszym i najmądrzejszym dzieckiem w całej Japonii – szepnęła Satoko i zemdlała. Koło kobiety zaczęły biegać pielęgniarki i służba, ktoś zabrał jej dziecko, a mężczyznę wyproszono za drzwi.
~*~
Zmieniały się pory roku, pory dnia. Tak samo jak one, zmieniała się także Sakura. Z niemowlęcia stała się najpierw śliczną dziewczynką, rozpieszczaną przez rodziców; a następnie zbuntowaną nastolatką. Ten okres był według niej najlepszy, pomijając jedno wydarzenie, a mianowicie śmierć matki, z którą początkowo nie mogła się pogodzić. Ojciec chcąc wynagrodzić jej to cierpienie kupował jej wszystko, czego ona pragnęła. W ten sposób stawała się coraz bardziej zepsutym i pustym człowiekiem. Wykorzystywała różne sztuczki, które opanowała do perfekcji, aby okręcać sobie ludzi koło palca i wyciągać od nich to, na czym jej zależało, to czego pragnęła. Teraz była już osiemnastoletnią córką prawie najbogatszego mężczyzny w mieście. Chodziła do prestiżowej, prywatnej szkoły. W owej placówce miała dwie przyjaciółki i chłopaka. Sakura pomimo tego, że była piękna, to również była rozkapryszona, chciwa, próżna i zachłanna. Ludzi oceniała po wyglądzie i zawartości portfela. Chodziła do najlepszych sklepów, ubierała się u znanych projektantów. Dużo podróżowała i dzięki temu zwiedziła pół świata. Życie uważała za ulotną chwilę, z której należy korzystać, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zejdzie się z tego świata. Często chodziła na imprezy. Nigdy nie miała żadnych ograniczeń, zakazów. Nie musiała pracować i wykonywać niepotrzebnych zadań. Miała wolną rękę i to bardzo jej się podobało.
~*~
Opuściła kolejny dzień w szkole. Nauczyciele narzekali, że często jej nie ma, jednak jej ojciec usprawiedliwiał jej wszystkie nieobecności. Tym razem dzień spędzała ze swoimi dwoma przyjaciółkami w centrum handlowym. Za dwa miesiące w jej szkole miał odbyć się najważniejszy bal w całym roku szkolnym. Był to bal poprzedzający egzaminy na studia. Sakura nie widziała sensu w pisaniu owego testu jednak jako uczennica szkoły musiała do niego przystąpić. Zielonooka twierdziła uparcie, że jej studia nie są potrzebne, bo i tak nigdy nie będzie pracować, więc to będzie dla niej tylko niepotrzebne tracenie czasu w życiu.
-Wybrałaś coś Saku? – zapytała czerwonowłosa dziewczyna w kusym stroju, przeglądając sukienki na manekinach. Nazywała się Karin i była córką jednego z ministrów.
-Ciągle nie mogę się na nic zdecydować. To wszystko jest takie tanie… Chyba zamówię sobie coś z Paryża – mruknęła niezadowolona i wyjęła swoją komórkę – A tobie Ino, jak idzie? – dziewczyna zapytała długonogiej blondynki, a jednocześnie na telefonie wybrała numer do swojego chłopaka – Hej kotku! – pisnęła wesoło do słuchawki, całkowicie ignorując dwie pozostałe dziewczyny..
-Coś się stało?
-Co teraz robisz? Może byśmy się spotkali na mieście – zaproponowała.
-Obecnie jestem w salonie z samochodami, ale za jakieś 15 minut będę w samym centrum…
-To cudownie! Będę czekać w restauracji „Pod Smokiem”  za 10 minut! Do zobaczenia skarbie! – nie czekając na jego odpowiedź rozłączyła się i spojrzała na przyjaciółki – Złotka muszę iść… - pocałowała obie dziewczyny w policzki i zabierając swoje rzeczy ze skórzanego fotela, wyszła ze sklepu, a następnie z centrum handlowego. Jej celem była restauracja w samym środku miasta, gdzie często jadała obiady ze znajomymi, czy ojcem. Zasiadła przy stoliku w najdalszym kącie dużej sali i czekała na chłopaka. Nie kochała go, jednak był on przystojny i przede wszystkim bogaty. Razem tworzyli cudowną i podziwianą parę, której wszyscy zazdrościli. Ona – piękna niczym grecka bogini, pożądana, seksowna i bogata. On – przystojny, utalentowany. Jego obrazy znajdowały się w wielu galeriach sztuki w Tokio. Idealna partia dla niej.
~*~
Dwie dziewczyny, które zostały w sklepie zaczęły się śmiać po wyjściu Sakury ze sklepu. Szczerze jej nienawidziły, jednak była ona najpopularniejszą dziewczyną w szkole, a jak to się mówi: „przyjaciół dobrze jest trzymać blisko siebie, a wrogów jeszcze bliżej”. Ino odwiesiła sukienkę, którą podała jej zielonooka twierdząc, że podkreśli ona kolor niebieskich oczu Yamanaki.
-Ja sobie zamówię sukienkę z Paryża, bo tutaj nic nie ma – powiedziała piskliwie Karin, przedrzeźniając Haruno.
-Ja jestem bogatą panienką…
-Spałam ze wszystkimi facetami po kolei…
-Mogę mieć wszystko, co chcę i ty mi to dasz…
-Kocham cię… Kupisz mi słonia w butelce…
-Albo cały świat, żebym mogła mieć wszystko za darmo…
-Jestem taka skromna, słodka i popularna…
-Jaka ona jest głupia! – pisnęła podekscytowana blondynka – Ona myśli, że wszyscy ją kochają, a tak naprawdę, to nikt jej nie lubi… Muszę zadzwonić do Saia… Niech oleje wreszcie tą laleczkę…
-Faceci latają za jej dupą, a nie za buźką i serduszkiem – zawtórowała jej czerwonowłosa – Wszystko bym dała, żeby straciła wszystko! Ciekawe, co by wtedy zrobiła – obie zaśmiały się pogardliwie, wyobrażając sobie zielonooką żebrzącą o jedzenie.
~*~
Czekała na niego już 10 minut. Już dawno powinien być w restauracji. Sakura coraz bardziej się denerwowała. Nie lubiła, gdy ktoś nie spełniał jej oczekiwań, a Sai ciągle się spóźniał. Miała go dość, ale w szkole nikt inny poza nim nie spełniał jej wymagań. Westchnęła po raz kolejny i zamknęła oczy. Trwała tak przez dłuższą chwilę, gdy nagle poczuła jak ktoś koło niej siada. Spojrzała na owego osobnika i wskazała władczo swój policzek, na którym zrezygnowany chłopak złożył szybki pocałunek.
-Spóźniłeś się Sai… Już ci powtarzałam nie raz, że nie lubię, gdy ktoś się spóźnia na spotkanie ze mną – powiedziała z wyraźną złością w głosie.
-Ja…
-Wiem, że ty przepraszasz! Ciągle tylko przepraszasz, a ja tylko niepotrzebnie za każdym razem marnuję czas, czekając na ciebie! – warknęła nie patrząc na niego. Upiła łyka kawy i westchnęła głośno, po czym przytuliła się do ramienia chłopaka.
-Chciałaś czegoś konkretnego ode mnie? – zapytał po chwili ciszy, a zielonooka spojrzała na niego pod byka.
-To już nie mogę spotkać się z moim chłopakiem? –  mruknęła niezadowolona i odsunęła się od niego – Masz do mnie o coś pretensje? Zrobiłam ci coś złego? Może jestem tak wspaniała, że nie możesz już znieść presji z powodu przebywania koło mnie? Albo może moja uroda cię przytłacza? Karin i Ino nie narzekają… Są takimi wspaniałym przyjaciółkami! Całkowicie mnie rozumieją! Nie tak, jak ty… – pytała doszukując się powodów, dla których on miałby już jej nie chcieć i jednocześnie zachwalając dwie dziewczyny. Nawet nie wiedziała jak się myliła co do swoich „przyjaciółek”.
-Właściwie to… - przerwał mu dźwięk jego telefonu – Musze odebrać… Sorry – przyłożył słuchawkę do ucha – Coś się stało?... Jestem z Sakurą… No nie wiem… Dobra, dobra… Zaraz tam będę… - rozłączył się i spojrzał niepewnie na Haruno. Prawda była taka, że gdy coś nie szło po jej myśli, potrafiła zrobić scenę na całą restaurację lub inne miejsce, w którym by się znajdowali.
-Jasne! Leć! Przecież wszystko jest ważniejsze ode mnie… - zielonooka odwróciła się do niego plecami, założyła ręce na piersiach i zamknęła oczy. Czekała na jakiś pocałunek, albo pożegnanie, ale się nie doczekała. Wstała wściekła, położyła pieniądze na stoliku i klnąc wyszła z restauracji. Ludzie spuszczali głowy, gdy przechodziła obok nich. Koło niej roztaczała się złowroga i chłodna aura, która powodowała, że nikt nie chciał z nią zadzierać. Na dworze mocno zaczęło się chmurzyć. Jeszcze nie padało, ale deszcz był nieunikniony. Nagle zrobiło się ciemno. Sakura szybko przeszła do swojego samochodu i odpaliła silnik. Od urodzenia żyła w świecie bezpiecznym, bogatym. Jej matka od najmłodszego naiwnie wpajała jej, że twory natury są dla niej, a jedynie burze to złość bogów na ludzi. Z takim myśleniem Sakura szła przez życie. Uważała, że kwiaty powinna dostawać tylko ona, że rośliny powinny rosnąć tylko dla niej. Kiedyś kazała zwolnić swoją niańkę za to, że powiedziała, że to Bóg tworzy wszystkie rośliny i zwierzęta i dzieli je między ludzi sprawiedliwie. Była wtedy zazdrosna, że każdy biedak może mieć to, co ona. Nie podobało jej się to wtedy i nie zadowalało jej to i teraz. Nieraz patrzyła zawistnie na kobiety, które dostawały od swoich mężczyzn kwiaty. Sai też początkowo kupował jej piękne bukiety, jednak z czasem coraz bardziej oddalali się od siebie i chłopak przestał się o nią tak bardzo starać, jak na początku. Po kilu minutach Haruno była już pod swoim domem. Wciąż jeszcze nie padało, co tylko utwierdzało zielonooką w przekonaniu, że natura faktycznie jest po jej stronie. Zaparkowała samochód pod schodami prowadzącymi do domu i szybkim korkiem weszła do budynku. Drzwi oczywiście otworzył jej lokaj, któremu podała kluczyki i rozkazała wstawić samochód do garażu. Mężczyzna posłusznie wykonał jej polecenie. Sakura skierowała się do gabinetu ojca. Chciała z nim porozmawiać o jej relacjach z Saiem i o całej niesprawiedliwości, która ją dotyka. Idąc korytarzem słyszała krzyki mężczyzn. Jej ojciec miał gości, których najprawdopodobniej nie lubił. Podeszła do drzwi i bez pukania otworzyła je. Nie widziała sensu pukania do drzwi w jej własnym domu. Poza tym musiałaby wykonać jakąś pracę, czego bardzo nie lubiła. Gdy ona weszła, cała rozmowa nagle ucichła. Trzej mężczyźni, a w tym jej ojciec spojrzeli na nią.
-Pamiętaj co ci powiedzieliśmy i uważaj, bo nigdy nie wiesz, co stanie się następnego dnia! – warknął jeden z mężczyzn i z dumnym uśmiechem jako pierwszy opuścił pokój. Drugi podszedł natomiast do niej i spojrzał jej w oczy.
-Byłabyś idealną żoną… Szkoda, że mój syn nie chce pustej lalki – zaśmiał się głośno i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.
-Nie jestem pusta, idioto! – ryknęła zielonooka i usiadła z gracją na fotelu za biurkiem. Jej ojciec stał przy oknie, za którym padał deszcz. Burza rozszalała się na całego w jednej chwili. Sakura podparła głowę jedną ręką, a swoje spojrzenie skierowała na paznokcie w drugiej dłoni.
-Sakura mam ci do przekazania niemiłą informację – zaczął jej ojciec, jednak ona zbyła to teatralnym ziewnięciem. Nie interesowało jej to, co mężczyzna chciał jej przekazać. Przecież to ona miała mówić, a nie on.
-Co się znowu stało, kochany tatusiu? – zapytała z ironią, na co Haruno zmierzył ją surowym wzrokiem. Nie przejęła się tym, ponieważ on zawsze ją straszył, ale nie był w stanie nic jej zrobić. Kochał ją nad życie, a ona to wykorzystywała.
-Niedawno cały nasz majątek wydałem na zakup akcji. Miały iść w górę… Mieliśmy zostać milionerami, a może nawet i lepiej… miliarderami! – krzyknął podekscytowany.
-No ależ to cudownie! Jaki w takim razie jest problem?
-No właśnie taki, że akcje wcale nie poszły do góry, a ich wartość zmalała do kilku jenów. Straciliśmy praktycznie wszystko. Dodatkowo jestem zadłużony w banku – opadł na fotel po drugiej stronie biurka i ukrył twarz w dłoniach.
-Tato wiesz, że nie lubię tego twojego czarnego humoru… Masz przestać się wygłupiać! – młoda Haruno zaśmiała się wesoło i wstała z zamiarem wyjścia z pomieszczenia.
-Ja nie żartuję Saku… Jesteśmy bankrutami! – krzyknął mężczyzna wstając z ledwo zajętego miejsca – Jesteśmy biedni córeczko!
-Jaki masz plan w związku z tym? Liczę, że odzyskasz wszystkie pieniądze… Wiesz jak bardzo spadnie moja reputacja w szkole, gdy ludzie się o tym dowiedzą? – znów interesowała ją tylko opinia innych i pieniądze. Słusznie ludzie określali ją mianem pustej dziewczyny, bez serca.
-W celu odzyskania całego majątku, wyjdziesz za mąż za syna jednego z bogatych panów. Chłopak dużo podróżuje, więc będziesz mogła razem z nim zwiedzać świat… No i jest bardzo bogaty, więc nie będziesz narzekać. Musisz tylko zerwać z Saiem…
-Kiedy go poznam? – oczy dziewczyny zaświeciły się z podekscytowania. Dla bogatego podróżnika była w stanie zrobić wszystko!
-Na razie jest w Ameryce i wróci dopiero za jakiś miesiąc. Do tego czasu możesz dalej umawiać się z Saiem, ale potem niezwłocznie będziesz musiała go rzucić – wytłumaczył jej wszystko w skrócie.
-Oczywiście ojcze… Powiedz mi jeszcze tylko, czy jest przystojny… Ja nie mogę umawiać się, a tym bardziej się żenić z kimś, kto nie będzie przynajmniej tak idealny jak ja… - pisnęła wesoło.
-Jest inteligentny i przystojny skarbie… Tak, jak oboje tego chcemy!.. Dzieci z was będą najpiękniejszymi aniołkami na świecie! – mężczyzna objął delikatnie swoją córkę – Matka na pewno byłaby z ciebie bardzo dumna! -  w tym momencie, gdzieś niedaleko, bardzo głośno uderzył piorun. Całe niebo rozdarła jasna błyskawica. W całym domu wysiadł prąd. Zielonooka drgnęła niezauważalnie.
-Cieszę się tato, że o mnie myślisz – dziewczyna ucałowała ojca w policzek – Jestem zmęczona, więc pójdę się położyć – wyszła z pomieszczenia. Mężczyzna zapalił w pokoju świecę. Drzwi trzasnęły.
-DAN! – krzyknęła zielonooka, a po chwili koło niej pojawił się starszy mężczyzna ze świecą – Zaprowadź mnie do pokoju … W pokoju zostaw dwie świece. Za dwie godziny przyjdź je wszystkie pogasić.
-Tak jest panienko! – powiedział mężczyzna i zaprowadził Sakurę do jej sypialni, oświetlając jej dokładnie drogę.
~*~
Przyjechała rano do szkoły wściekła jak osa. Jej ukochany samochód nie chciał zapalić, więc musiała jechać swoim drugim autem, które na ludziach nie robiło tak dużego wrażenia, jak poprzednie. Dodatkowo wychodząc z pokoju podarła sobie spódniczkę i musiała się po raz kolejny tego dnia przebierać. Jej kosmetyczka dostała dzień wolny, bo jej syn trafił do szpitala, więc musiała malować się sama, co nie wyszło jej najlepiej. W szkole nie mogła nigdzie znaleźć swoich przyjaciółek, a Sai oświadczył jej, że po szkole chce się z nią spotkać w restauracji, gdzie ich wczorajsze spotkanie nie wyszło. Cały dzień minął szybko. Nauczyciele kpili z niej jak zwykle. Nazywali ją księżniczką, pytali co się stało, że pojawiła się w szkole. Jej to jednak nie przeszkadzało, a wręcz cieszyła się, że była w centrum uwagi wszystkich. Biorąc pod uwagę, że ona może się spóźnić na każde spotkanie, postanowiła zaczekać kilka minut w parku przed szkołą. Gdy miała już pewność, że nie będzie punktualnie w restauracji, wstała z ławki i zaczęła powoli iść w stronę samochodu, a następnie odjechała do centrum miasta. Dziś znów zapowiadało się na deszcz, jednak ona po raz kolejny się tym nie przejmowała. Była pewna, że zacznie padać, gdy ona wróci do domu. Auto zaparkowała na miejscu przy chodniku i skierowała się do wejścia, przy którym czekał na nią Sai z uśmiechem. Podeszła do niego i jak zwykle wskazała na swój policzek. Nie doczekała się jednak pocałunku.
-Z nami koniec Sakura – powiedział zadowolony.
-Słucham?! – krzyknęła zła. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy? W odpowiedzi na jej niezadane pytanie z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople deszczu, który z czasem przybierał na sile. Sakura nie wiedziała co powiedzieć. Stali razem pod zadaszeniem przy restauracji i patrzyli na siebie. Sai zadowolony, a Sakura zszokowana – Mogę wiedzieć, dlaczego ze mną zrywasz?
-Nie mam zamiaru chodzić z biedaczką – odrzekł ze spokojem. Wciąż się śmiał, co zaczynało irytować Haruno.
-Co?! – ryknęła wściekła i zbliżyła się do niego.
-Wiem, że jesteś biedna… Takie wiadomości szybko się roznoszą… Ale na ciebie widać to nie działa, bo tatuś znalazł ci już mężunia, prawda? – zakpił z niej – A poza tym nie mam zamiaru być z lalką taką jak ty… Może i wewnątrz jesteś śliczna, słodka i seksowna, ale w środku… W ogóle masz coś w środku? Inteligentna to ty jesteś, ale udajesz taką idiotkę, że jedyne co można zrobić, to złapać się za głowę…
-Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? – zapytała spokojniej. Jego słowa w ogóle na nią nie podziałały. Ona wiedziała, jaka była, a Sai kłamał, żeby jakoś wytrącić ją z równowagi. Przecież ona była skromna, miła i lubiła pomagać innym. Oczywiście praca nie wchodziła w rachubę, skoro miała pieniądze i status w społeczeństwie.
-Tak… Od dwóch miesięcy chodzę z Ino – to akurat wywołało w niej wielką wściekłość. Uderzyła bruneta z otwartej dłoni. Na policzku został ślad, a głowa poleciała w bok. Dziewczyna mimo, że wyglądała na słabą, to miała siłę.
-Jesteś największym idiotą na świecie! Wczoraj też do niej poleciałeś prawda? Fajnie się zabawiliście? Było gorąco, prawda?! Nawet sobie nie wyobrażasz z iloma ona już spała… Lepiej się przebadaj kotku! – warknęła. Sai już nic nie odpowiedział. Odwrócił się jedynie i śmiejąc się odszedł. Gdy Sakura miała już pewność, że chłopak jej nie widzi, usiadła na chodniku i nie przejmując się deszczem, rozmytym makijażem i brudnym ubraniem, zaczęła płakać. Ukryła twarz w dłoniach i płakała. Czuła się upokorzona. Nikt jej nie rozumiał. Pierwszy raz od tak dawna, jej oczy znów napełniły się gorzkimi łzami. Nie wiedziała ile w takiej pozycji spędziła czasu, gdy nagle poczuła ruch koło siebie. Odwróciła głowę w bok i czerwonymi od płaczu oczami spojrzała na osobnika, który ośmielił się jej przeszkodzić.
-Hej! – chłopak uśmiechnął się ciepło. W jego czarnych oczach widać było cień radości, ale i współczucia, skierowanego w jej stronę – Nazywam się Sasuke.
-Nie zadaję się z pospólstwem – warknęła zła i odwróciła twarz w bok, tak aby nie patrzeć na niego.
-Słucham? – zapytał brunet nie wiedząc do końca, o co jej chodzi. On tylko grzecznie się jej przedstawił i chciał pomóc.
-To, co słyszałeś… Nie lubię się powtarzać! – mruknęła i wstała, aby następnie skierować się do swojego samochodu. Wsiadła do środka i próbowała odpalić, jednak auto nawet nie drgnęło. Przeklęła siarczyście pod nosem i wściekła otworzyła drzwi. Ten chłopak wciąż siedział tam, gdzie go zostawiła. Wysiadając z auta krzywo postawiła nogę. Coś chrupnęło. Najpierw raz, a potem drugi. Dziewczyna pisnęła z przerażenia i bólu. Spojrzała w dół. Obcas w jednym z butów był złamany, a noga niesamowicie ją bolała. Mimo to nie poddawała się i postanowiła ruszyć do przodu. Przed upadkiem uratował ją refleks bruneta, który pojawił się przy niej w jednej chwili. Dziewczyna lekko oszołomiona nie zareagowała początkowo, jednak już po chwili uparcie się wyrywała. Chłopak postawił ją na ziemi. Sakura postanowiła postawić nogę na ziemi, jednak bolała ją przy każdym ruchu.
-Może jednak zawieźć cię do szpitala? – zapytał uprzejmie brunet i uśmiechnął się w jej stronę, przytrzymując ją i chroniąc przed upadkiem.
-Czym? Rowerem? – zakpiła z niego.
-Jeśli nie odpowiada ci moja pomoc, to możesz sama doczołgać się do szpitala, bo wydaje mi się, że twoja noga jest złamana. Masz wybór. Albo będziesz się czołgać, co cię wyjątkowo upokorzy, jak mniemam, lub możesz jechać ze mną taksówką. Nie mogę niestety zaoferować ci samochodu, ponieważ swój niedawno sprzedałem i szukam innego – zielonooka zamyśliła się – Nie żebym narzekał, ale jest mi niewygodnie, gdy się tak na mnie opierasz całym ciałem, więc mogłabyś się pospieszyć z odpowiedzią.
-Weź mnie na ręce i zanieś do tej całej taksówki. Nie chcę złamać kolejnej nogi – warknęła. Zrezygnowany brunet wziął ją na ręce, tak jak sobie tego zażyczyła i podszedł do jezdni. Zaraz koło nich zatrzymał się żółty pojazd, do którego Sasuke wsadził zielonooką, a sam zajął miejsce koło kierowcy. Gdy pierwszy raz ją zauważył, wiedział, że dziewczyna jest divą. Mimo to miał również przeczucie, że ona tylko gra, że udaje, aby przystosować się do swojego otoczenia. Dziewczyna miała niesamowitą urodę i wyglądała na bogatą panienkę. Przypuszczał, że to właśnie pieniądze zrobiły z niej osobę bez wnętrza. Dziewczyna spodobała mu się i miał nadzieję, że pozwoli mu się do siebie zbliżyć. Chciał jej pomóc i pokazać jej, że nie pieniądze są najważniejsze. W takim przekonaniu został wychowany. Matka zawsze wpajała mu, że świat jest piękny i należy go szanować, że pieniądze nie dają szczęścia, że miłość i przyjaźń są najważniejsze. Wierzył temu i według tych zasad żył. Co z tego, że na jego koncie były tysiące i że jego ojciec był bogatym biznesmenem, który zarabiał miliony. To nie miało dla niego znaczenia. Miał przyjaciół i rodzinę. Brakowało mu jeszcze jedynie ukochanej, z którą miał nadzieję spędzić resztę swojego życia.
-Jesteśmy – oznajmił taksówkarz.
-Niech pan poczeka tu na nas. Postaramy się wrócić jak najszybciej – powiedział Uchiha i wysiadł z samochodu. Wyciągnął Sakurę z pojazdu i zaczął kierować się z nią na rękach do szpitala. Pielęgniarki skierowały ich do jednego z gabinetów. Lekarz miał jednak pac jęta, więc musieli zaczekać. Sasuke posadził zielonooką na krześle a sam siadł naprzeciwko niej. Sakura zaczęła mu się uważnie przyglądać. Czarne potargane włosy, czarne oczy, niesamowicie przystojna twarz, idealna, wysportowana figura. Jego ubiór nie wskazywał jednak na to, aby był bogaty. Zwykłe, podarte u dołu, czarne jeansy; szary rozciągnięty t-shirt i czarna, wyblakła bluza z kapturem. Dodatkowo jego trampki były czymś ubrudzone i wyglądały, jakby niebawem miały się rozsypać. Każdy szanujący się bogacz, nigdy nie wyszedłby tak ubrany do ludzi.
-Proszę pani – z zamyślenia wyrwał ją głos pielęgniarki. Haruno spojrzała na nią z wyższością, tak, że młoda kobieta mimo woli się cofnęła.
-Słucham? – zapytała z dumą, widząc reakcję dziewczyny.
-Pan doktor prosi państwa do siebie – mruknęła i szybko się oddaliła. Sasuke znów wziął ją na ręce i wszedł z nią do gabinetu. Posadził ją na kozetce i zaczął kierować się z powrotem do wyjścia.
-Nie zostanie pan ze swoją partnerką? – zapytał lekarz spoglądając co chwilę to na niego, to znów na nią.
-To nie jest… - Sasuke odwrócił się do nich, zmierzył zielonooką wzrokiem – moja dziewczyna… Nie znam jej.
-Ale mimo to przyniósł ją pan tu…
-A miałem inny wybór? Tak to już jest, że należy pomagać słabszym – mruknął.
-To nich przynajmniej powie pan, czy wie, jak to się jej stało? – doktor podszedł do zielonookiej, która nadstawiła mu nogę do obejrzenia urazu.
-Tak to jest, gdy nie potrafi się chodzić w takich butach – obaj panowie sceptycznie spojrzeli na szpilki – A poza tym mam wrażenie, że skoro w środku pusto, to i kości puste szybciej się łamią – zaśmiał się. Pomimo tego,  że mu się podobała, miał ochotę podłamać jej dumę i wyjechać na jej ambicję. Podziałało.
-Nie jestem pusta, ty biedy idioto! – warknęła i tylko silny uścisk lekarza, powstrzymał ją od wstania z kozetki.
-Kostka moim zdaniem jest złamana, ale to potwierdzi nam zdjęcie. Proszę za mną – brunet znów nie mając wyboru zabrał ją na ręce i podszedł do urządzenia rentgenowskiego. Po chwili zdjęcie było gotowe.  Kość faktycznie była złamana.
-I co w związku z tym? – zapytała zielonooka, którą z powrotem umieszczono na kozetce. Podobało jej się to, że noszono ją na rękach. Powinna być traktowana tak zawsze.
-Dajemy na nogę gips i przez najbliższe trzy tygodnie posiedzisz w domu…
-Co?! – krzyknęła – Przecież szkoła beze mnie upadnie!
-To co słyszałaś… Jestem pewien, że twoja szkoła się nie zawali… A pan Uchiha dopilnuje, abyś dotarła do domu i twój ojciec dowiedział się o całej sprawie…
-Wy się znacie?! – zapadła chwilowa cisza.
-Byłem tu kilka razy z drobnymi urazami i pan doktor zdążył mnie już poznać – zaśmiał się. Nie mógł przed nią zdradzić, że firma jego ojca jest głównym dostawcą leków. Zarówno do tego, jak i do wielu innych szpitali i klinik na całym globie. Widząc, że lekarz otwiera usta, aby coś powiedzieć dodał – Dajcie jej wreszcie ten gips i niech już nie marudzi – mruknął i usiadł na krześle przy biurku. Lekarz więcej już nic nie mówił, tylko zabrał się do pracy. Po kilku minutach gips znajdował się na nodze głównej poszkodowanej.
-Czyli mam siedzieć w domu przez trzy tygodnie tak? – zapytał zielonooka z wyraźnym niezadowoleniem – Co ja będę robić tak długo?
-Może ktoś załatwi ci notatki z lekcji, które będziesz mogła nadrabiać… Albo poczytasz jakąś książkę, za którą już od dawna się zabierałaś… Jest wiele rzeczy, które możesz robić i się nie nudzić…
-W każdym razie nie możesz wykonywać zbędnych ruchów i czynności, bo wtedy czas noszenia gipsu może się znacznie wydłużyć, więc dla własnego dobra nie szalej – odezwał się znów lekarz – A teraz przepraszam państwa, ale czekają także inni pacjenci, więc dowidzenia – usiadł za biurkiem i czekał, aż opuszczą jego gabinet. Sasuke wziął dziewczynę znów na ręce i opuścił pomieszczenie. Pod szpitalem w ciągu dalszym czekała na nich taksówka. Chłopak posadził ją na tylnych siedzeniach i sam zajął miejsce z przodu.
-Gdzie mieszkasz? – zapytał jej, a ona spojrzała na niego jak na idiotę – Musimy zawieźć cię do domu, bo pozwolisz, że przypomnę, masz gips na nodze i twoje ruchy są w owej chwili ograniczone. Więc jak będzie? – urażona Haruno nie odpowiedziała, tylko na komórce wystukała adres i pokazała to brunetowi, który zaś wskazał miejsce kierowcy. Po kilkunastu minutach byli w jednej z bogatszych dzielnic Tokio. Taksówkarz zaparkował samochód pod domem, na który wskazywał adres. Sasuke najpierw podszedł do kierowcy, aby się z nim rozliczyć. Mężczyzna wysiadł z samochodu i zamknął za sobą drzwi.
-Ile płacimy, a raczej ile ja płacę, bo ta skąpa lala oczywiście mnie w tym nie wyręczy? – zapytał uprzejmie Sasuke.
-Masz gratis. Nie dość, że musisz się z nią użerać, to jeszcze miałbyś za nią płacić.
-Proszę nie żartować… Ile płacę – brunet zaśmiał się.
-Mówię jak najbardziej poważnie. Niech pan już zaniesie ją do domu i się nie przeciwstawia.
-Dziękuję panu bardzo! – chłopak podał mu rękę w geście podziękowania i pożegnania i obszedł samochód.
-Przydałby się jej ktoś, kto pokazałby jej, że w życiu to nie pieniądze są najważniejsze… - mruknął kierowca i wsiadł do samochodu. Sasuke otworzył drzwi i spojrzał wyczekująco na zielonooką, która siedziała z założonymi na piersiach rękami.
-Wysiadamy królewno – mruknął i po raz kolejny nie mając wyboru wziął ją na ręce. Taksówka odjechała dopiero, gdy stanął z nią przed drzwiami domu. Postawił ją na ziemi tak, że utrzymywała się na jednej nodze i opierała się o ścianę.
-Daj mi swoją komórkę – mruknął brunet.
-Jasne… Chyba sobie kpisz! Ja ci dam mój telefon, a ty weźmiesz nogi za pas i zwiejesz razem z nią – warknęła zła – Pospólstwa nie stać na zaawansowaną technologię, dlatego muszą kraść… Ciekawe ilu ludzi już okradłeś na ładne oczka, czy dobre czyny…
-Słuchaj idiotko! – chłopak nie wytrzymał – Zrozumiesz kiedyś, że wszystko nie kręci się tylko dookoła ciebie i pieniędzy? Jesteś głupia! – udał zamyślenie – Ciekawe ilu ludzi nazwało cię już pustą lalą, albo głupią lub idiotką… Jesteś świadoma, że ludzie są z tobą tylko dla kasy? Przejrzyj na oczy Sakura!
-Zamknij się! – warknęła wściekła. Myślała, że ktoś pojawi się koło niej, aby jej pomóc, ale nikt się nie zjawił. Ich krzyki mimo to pewnie słyszał cały dom.
-Taka prawda – brunet uśmiechnął się wesoło – Chciałem w twoim telefonie wpisać mój numer, żebyś w razie potrzeby mogła do mnie zadzwonić…
-I myślisz, że zadzwoniłabym? – zaśmiała się – W całym moim domu kreci się tyle służby, że gdybym tylko czegoś potrzebowała, to wystarczyłoby nacisnąć jeden mały guziczek nad moim łóżkiem… A teraz żegnam panie pospolity – dodała wrogo. Niezdarnie otworzyła drzwi i weszła do domu, po czym z hukiem znów je za sobą zamknęła, dokładnie przed nosem zaskoczonego bruneta.
-Nie poddam się i sprawię, że zmienisz swoje myślenie… - mruknął do siebie i skierował się w stronę wyjścia z posiadłości – Plan od jutra wcielę w życie – z takim nastawieniem dotarł do domu, a następnie zmęczony wrażeniami dnia owego zasnął, myśląc o pięknej lalce, którą miał okazję spotkać. Oboje zapomnieli jednak o dwóch rzeczach. Po pierwsze Sasuke miał przekazać ojcu Sakury informację dotyczące stanu zdrowia i profilaktyki leczenia nogi jego córki. Drugą sprawą był samochód zielonookiej, który wciąż stał na parkingu przed wejściem do restauracji. Teraz jednak nie było to już ważne.
~*~
Na zegarach wybiła właśnie godzina 6:30. Każda osoba z największą radością spałaby o tej porze w ciepłym i wygodnym łóżku. Nie wszyscy mogli sobie jednak pozwolić na taką przyjemność. W pewnym domu na nogi postawieni byli już wszyscy jego mieszkańcy i służba.
-Proszę! – lokator jednego z pokoi zezwolił na wejście. Było to odpowiedzią na donośne pukanie do drzwi. Do środka wszedł wysoki, przystojny brunet. Zamknął za sobą drzwi, a następnie związał gumką swoje długie, czarne włosy, które przerzucił na plecy.
-Co się dzieje braciszku?  - zapytał siadając na łóżku – Wczoraj wpadłeś do domu, nawet się nie przywitałeś z bratem, który wrócił z zagranicy…
-Potrzebuję twojej pomocy Itachi… 
~*~
‘Co za idioci! Nie mogliby już dać nam spokoju?’ taka myśl pojawiła się w głowie zielonookiej, gdy po raz kolejny ktoś zadzwonił do drzwi. Siedziała właśnie w swoim gabinecie i czytała książkę, która opowiadała o przygodach księżniczki patrzącej na świat przez pryzmat różowych okularów. Podobno była to bardzo psychologiczna książka. Rano listonosz przyniósł jej ją do domu, więc dopiero zaczynała zapoznawać się z jej treścią. Pomimo, że Haruno nie przepadała za nauką i szkołą, to uwielbiała czytać najróżniejsze książki. Gdy była mała, jej matka czytała jej bajki i to właśnie ona wpoiła zielonookiej zamiłowanie do tego zajęcia. Znów po całym domu rozległ się dźwięk dzwonka.
-DAN! – krzyknęła na całą posiadłość – Otwórz te cholerne drzwi i wypędź tych natrętów. Ojca nie ma! – nie przejmując się więcej tym co się stanie, znów pogrążyła się w lekturze książki, której Głowna bohaterka była taka sama, jak ona. Nagle do drzwi jej gabinetu ktoś zapukał. Niechętnie zezwoliła na wejście.
-Panienko Haruno, ktoś do pani – lokaj wycofał się i zostawił dwie osoby same sobie. Sakura chciała szybko wstać, jednak zachwiała się i upadłaby, gdyby nie szybki refleks jej gościa, który w porę ją złapał.
-Co tu robisz… ty? – warknęła niezadowolona, że znów musi jej ktoś pomagać.
-Przyniosłem ci coś – chłopak na chwilę urwał, po czym ze śmiechem dodał – Nazywam się Sasuke, jeśli byś nie pamiętała.
-Nie potrzebuję niczego od ciebie! – mruknęła i wyrywając się z jego objęć, podskoczyła na jednej nodze do fotela, na którym usiadła. Brunet chwilę milczał. Jego wzrok padł na książkę, a nikły uśmiech pojawił się na jego twarzy. Szybko jednak spoważniał i spojrzał na zielonooką.
-Przyniosłem ci notatki z dnia dzisiejszego i wczorajszego. Przepisz to sobie teraz, albo zrób sobie zdjęcia, zeskanuj, czy cokolwiek innego, bylebyś była w stanie mi to zwrócić, bo jeszcze dziś muszę oddać to twojej koleżance z klasy – Sakura zabrała od niego zeszyty i zerknęła na pierwszą stronę.
-Hinatka Hyuga… A to panna kujon nie musi się dziś uczyć? – zaśmiała się ironicznie i podskoczyła na jednej nodze z zeszytami do biurka, na którym stała drukarka. Już po chwili zeszyty powróciły do rąk bruneta, a zielonooka zapytała tonem dającym mu znać, że chcę się go pozbyć – Chciałbyś czegoś jeszcze?
-Właściwie… To tak – uśmiechnął się wesoło – Po pierwsze chciałbym, powiedzieć ci, że czytałem tą książkę – rzucił okiem na lekturę leżącą na ziemi – W którym jesteś rozdziale?
-Zaczęłam trzeci… Po co ci to wiedzieć? – zapytała podejrzliwie.
-Obiecaj mi, że przeczytasz dziś tylko do czwartego rozdziału włącznie i ani strony dalej.
-Nie wiem po co i dlaczego miałabym ciebie słuchać, no ale zgoda… - mruknęła niezadowolona z faktu, że ktoś zakazał jej czegoś, a w tym wypadku czytania książki, która tak bardzo ją wciągnęła. Jednocześnie była zdziwiona faktem, że tak szybko przystała na jego polecenie.
-Ponadto, po drugie… Chciałbym zabrać się jutro w jedno miejsce… Musisz się zgodzić, jeśli chcesz czytać książkę dalej – zaśmiał się z jej wściekłej miny.
-Dobra! – warknęła i powoli ułożyła się na dywanie.
-To wpadnę po ciebie jutro po 21 i zaprowadzę cię gdzieś – uśmiechnął się i skierował do drzwi – To do zobaczenia jutro – po tych słowach wyszedł.
-Po prostu świetnie! Będę chodzić z nim po mieście, gdy ruch jest największy… Mam nadzieję, że nie spotkam nikogo znajomego… - mruknęła do siebie i zwołała służącego, aby zaniósł ją do jej pokoju, gdzie w końcu będzie mogła spokojnie zasnąć i oderwać się od problemów.
~*~
Następny dzień nastał niezwykle szybko. Po śniadaniu zielonooka przeczytała kawałek książki, do rozdziału wyznaczonego przez bruneta, a przez resztę dnia niemiłosiernie się nudziła. Czas upływał bardzo wolno, a ona była zła na samą siebie za to, że zgodziła się wyjść z nim wieczorem. Gdyby wtedy mu odmówiła, to pewnie by sobie odpuścił, a ona zyskałaby tym samym święty spokój. W ogóle nie rozumiała dlaczego od samego początku, od ich pierwszego spotkania, on ingerował w jej życie i ciągle chciał jej pomagać. Mógł jej wtedy pomóc, ale potem dać już spokój, ale nie… On musiał załatwić jej notatki od dziewczyny, z którą ona rozmawiała raz w życiu… Musiał zabronić jej czytać książkę, która tak bardzo jej się podobała… I do tego musiał jeszcze się z nią umówić.
-Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz, ale wiedz, że nie zadaję się na dłuższą metę z plebsem – tymi słowami powitała go, gdy przyszedł po nią. Nic jednak na to nie odpowiedział, a jedynie zalecił, aby dziewczyna ubrała się ciepło, bo na dworze panuje chłód. Sakura niechętnie poszła się przebrać, a już po chwili jechali taksówką w stronę obrzeży miasta. Z jednej strony dziewczyna cieszyła się, że nie jadą do centrum Tokio, ale z drugiej strony była sama z chłopakiem, którego wcale nie znała. Po kilkunastu minutach samochód zatrzymał się pod wielką bramą cmentarza. Ciśnienie nagle jakby jej podskoczyło. Poczuła, że ogarnia ją panika.
-Chodź! I nie bój się, bo nic ci nie zrobię… Chcę ci tylko coś pokazać… - chłopak zaśmiał się z miny zielonookiej, która po chwili namysłu, dumnie wysiadła z pojazdu i zabrała za sobą dwie kule. Sasuke rzucił jeszcze w stronę kierowcy – Zaczeka pan tu na nas – i już po chwili wspinali się kamienną ścieżką w stronę kaplicy. Nie weszli jednak do niej, a podążyli dalej.
-Czego ode mnie chcesz? – Sakura coraz bardziej się denerwowała, a brunet nic nie chciał jej powiedzieć. Dodatkowo wspinanie się pod górkę o kulach bardzo ją wymęczyło, a brunet jakby nie zwracał na to uwagi.
-Pokażę ci Tokio nocą – odpowiedział poważnie i pociągnął ją w prawą, boczną ścieżkę. Dziewczyna krzyknęła wystraszona. Szybko jednak znów przybrała obojętną maskę i wyrwała swoje ramię z uścisku.
-Tokio nocą? Widziałam to już nie raz…
-Ale nie stąd… - przerwał jej. Kolejny raz odezwał się dopiero, gdy doszli do barierki, gdzie kończył się cmentarz – Tu leży moja babcia – mruknął Sasuke wskazując na jedną tabliczkę – Ale teraz to nie jest ważne… Spójrz na Tokio! Widziałaś kiedyś coś wspanialszego? – zachwycił się brunet i oparł o barierkę. Zielonooka usiadła natomiast na ławce, odłożyła kule i westchnęła głośno, patrząc przed siebie.
-Nie… To jest piękne, ale i ulotne, czyli tym samym nic nie warte – mruknęła obojętnie wpatrując się w dal.
-Czy zawsze jesteś taka dumna, wyniosła i obojętna? – Sasuke zadał to pytanie pół żartem, ale dziewczyna się zdenerwowała.
-Ty wcale nie jesteś lepszy! – warknęła zła – Mieszasz się do życia innych nawet ich nie znając! Próbujesz zdobyć przychylność ludzi bogatych, bo sam jesteś biedny… W ten sposób wykorzystujesz innych i jesteś fałszywy…
-Naprawdę masz o mnie takie zdanie? – chłopak uśmiechnął się wesoło i usiadł koło niej – Przecież mnie nie znasz. Zresztą nieważne... – dodał po chwili zastanowienia i zaczął szukać czegoś w kieszeni spodni – Mam coś dla ciebie… - w tym momencie wyjął złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie półksiężyca, którego końce łączył dość duży szmaragd – Ten naszyjnik dostała moja babcia od dziadka, gdy się poznali… Chciałbym ci to dać ze względu na to, że babcia była w młodości taka jak ty… Przynajmniej tak opisywał mi ją dziadek.
-Komu ukradłeś to coś? – zaśmiała się, na co chłopak się skrzywił.
-Dostałem to od babci przed jej śmiercią! – warknął, jednak szybko wziął głęboki wdech i uspokoił się – Szmaragd, tak jak i złoto są prawdziwe, więc nie musisz się obawiać, że będziesz nosić jakieś podróbki… Ale jeśli mi nie wierzysz, to możemy jutro zajechać do jakiegoś jubilera, żeby sprawdził jego autentyczność.
-To nie będzie konieczne… Tym razem ci zaufam… Najwyżej się ośmieszę – chłopak uśmiechnął się niezauważalnie, po czym zapiął naszyjnik na szyi dziewczyny. W głębi serca był bardzo szczęśliwy, ponieważ pierwszy krok planu został zrealizowany.
-Sakura? – zapytał. Zielonooka spojrzała na niego z ciekawością – Powiedz mi… Lubisz słodycze?
-Zależy jakie…
-Mój wujek ma niedaleko centrum małą cukiernię… Co byś powiedziała, gdybym jutro cię tam zabrał? – uśmiechnął się tak rozbrajająco, że Haruno mimo woli skinęła głową, zgadzając się na taką propozycję, a już po chwili przeklinała się za swoją głupotę. Chłopak natomiast zerwał się z ławki i niespodziewanie porwał dziewczynę na ręce i zwinnie podał jej kule. Dziewczyna mimo wszystko była lekka jak piórko. Już po chwili wracali do taksówki.
~*~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz