22 czerwca 2013

Give me love... ~ cz.1

(WERSJA POPRAWIONA)


12 czerwca 2010r.

Hej! Mam już szesnaście lat! Myślę, że powinnam opisać moje życie. W końcu prawie wkraczam w dorosłość! A to nie jest byle co... Do tej pory byłam grzeczną dziewczyną, ale teraz będę mogła wreszcie zaszaleć. Za kilka dni wyjeżdżam na obóz z moimi znajomymi. Rodzice wyjeżdżają na wakacje już za trzy, a my (bez ich wiedzy, bo nie chcieli mnie puścić!)opuszczamy Japonię, a naszym celem są Indie! Można powiedzieć, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem! Mam wspaniałych rodziców (z kilkoma wadami, ale tak naprawdę kto ich nie ma?!), przyjaciół i chłopaka! Mieszkam w białym domu z dużym ogrodem i basenem. Mój tata jest prawnikiem, a mama pracuje w szpitalu. Nie każdy ma szczęście być dzieciakiem z bogatego domu. Mam także psa - największy problem, z jakim zmagałam się przez ostatnie dni. Rodzice wyjeżdżają, ja wyjeżdżam, a psem nie miał się kto zająć. Na szczęście w Tokio mieszka także moja kochana ciotka! Uwielbia psy i zgodziła się nim zająć. Na niej zawsze mogę polegać! Tak samo jak na moim kochanym Naruto. Jesteśmy ze sobą już dwa lata! Zawsze wszyscy mówili, że to szczeniackie uczucie. Jednak nam jest ze sobą dobrze. Bardzo się kochamy. I nie planujemy póki co rozstania. O ile ono w ogóle kiedykolwiek będzie miało miejsce! Wieczorem idę z nim na randkę, więc... lecę!

~*~

12 czerwca 2012r.

Witaj... Mam osiemnaście lat. I chyba jestem nieszczęśliwa... Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak krótkie i kruche jest ludzkie życie. Zawsze żyłam chwilą, aż do czasu. W ułamku sekundy moje życie zawaliło się jak domek z kart. Wszystko, co było dla mnie cenne, nagle zniknęło. Miejsce bezgranicznego szczęścia towarzyszącego mi jeszcze przed dwu laty, zastąpiło rozczarowanie i rozpacz. Wtedy... Nie pojechałam z przyjaciółmi do Indii. Okazało się, że moja ukochana jeszcze wtedy ciotka, poinformowała ich o moich planach. Chcieli wrócić do mniej jak najszybciej. Padało, była słaba widoczność... Mieli wypadek. Zginęli na miejscu... Oboje... Po tym wszystkim "zajęła się" mną, a raczej majątkiem rodziców, ciotka. Tak naprawdę nigdy nie zależało jej na rodzinie, tylko na pieniądzach, które wreszcie zyskała. Zawsze grała kochającą siostrę, ciotkę. A prawdziwe oblicze przy nas skrywała bardzo głęboko. Dopiero po śmierci rodziców odkryłam jaka jest naprawdę.
Myślę, że potrzebuję pomocy... tylko niestety nie mam nikogo, do kogo mogłabym się o nią zwrócić. Wszyscy mnie opuścili. Naruto, którego odbiła mi moja najlepsza (wtedy) przyjaciółka Hinata; Ino i wszyscy inni, z którymi kiedyś spędzałam czas. Teraz jestem samotna. No chyba, żeby spojrzeć na towarzystwo bezdomnego kota, który co wieczór przychodzi do mnie. Mieszkam od prawie dwóch lat w jakimś pomieszczeniu, które w niewielkim stopniu przypomina pokój. Jest to piwnica, która znajduje się pod domem jakiejś babki. Kobieta toleruje mnie tylko dlatego, że czasami zrobię jej zakupy. Wiem jednak, że z miłą chęcią by mnie wywaliła. Tak samo jak zrobiła to moja ciotka, gdy szczelne odcięłam się od świata...
Od kilku dni ciągle pada. Z materaca na którym śpię wyskakuje coraz więcej sprężyn... Pokój zalewa. Jest brudno, mokro i śmierdzi! Nie potrafię zrozumieć dlaczego to wszystko mnie spotyka?!

15 czerwca 2012r.

Zastanawiałam się dziś, gdzie podziała się ta dumna Sakura Haruno sprzed kilku lat? Odpowiedź nasunęła się od razu... Zniknęła, gdy tylko zniknęli i oni. Odeszła razem z nimi do drugiego świata. Poddała się! Nie rozumiem dlaczego Bóg tak mnie ukarał? Czemu wtedy była koszmarna pogoda i czemu moja ciotka okazała się aż tak podłą osobą? Gdyby nie ona, oni szczęśliwie dotarliby nad ocen i tam spędzili kolejne wspaniałe wakacje, zamiast martwić się głupotą ich naiwnej córki. Nie rozumiem dlaczego wszystko, co najgorsze spotka zawsze tylko i wyłącznie mnie... Nie chciałam zostać sama! To już rok odkąd odeszli... Odkąd zostawili mnie samą na Ziemi, bez niczego. Dlaczego oni zginęli, a ja dalej żyję? Wolałabym odejść z nimi... Jednak mimo to ja boję się śmierci...
Niedawno ścięłam włosy. Teraz te różowe kudły sięgają zaledwie do moich wychudzonych ramion. Było mi ich niezmiernie szkoda, ale warunki, w jakich żyję nie sprzyjają długim włosom... Wiem, że narzekam, a powinnam się cieszyć, że mam dach nad głową...
MYŚLĘ JEDNAK, ŻE POWINNAM BYŁA UMRZEĆ Z NIMI!

20 czerwca 2012r.

Dziś nie pada... Świeci słońce i jest nawet ciepło... Od bardzo dawna nie byłam na zewnątrz... Dziś był pierwszy raz od kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu dni...  Nie wyszłam jednak do ludzi. Zawsze kryję się w cieniu. Za murem... Kiedyś zauważyła mnie tu Ino. Kiedyś wiele razy powtarzała mi, że mnie kocha jak siostrę, a potem upokorzyła i wyśmiał na oczach ludzi...  Po tym nie chciałabym spotkać nikogo, kogo znałam. To wszystko za bardzo boli... Moi przyjaciele opuścili mnie tak szybko. Wtedy, gdy ja najbardziej potrzebowałam ich wsparcia. Te wszystkie wydarzenia otworzyły mi oczy i pokazały, jak wygląda prawdziwe życie. Dopiero teraz dostrzegłam, że otaczali mnie egoiści, sami próżni ludzie, dla których jakiekolwiek więzi nie mają żadnego znaczenia! To było takie nieludzkie... Wystarczyło, że stracisz wszystkie bogactwa, a osoby bliskie od razu odwracają się od ciebie... Ludzie są po prostu fałszywi! Zrozumiałam, że kiedyś byłam taka sama jak ci wszyscy inni...
Od śmierci rodziców boję się świata... Wolę po prostu być sama.

23 czerwca 2012r.

Ostatnio coraz częściej budzę się zalana potem. Boli mnie wszystko, a szczególnie plecy... Nigdy nie czułam czegoś tak strasznego. To jest uczucie, jakby ktoś rozrywał moje ciało na kawałki. Ciągle śni mi się też jakiś koszmar, ale gdy się budzę, niczego nie pamiętam. Boję się! Tak bardzo potrzebuję kogoś bliskiego, ale wsparcia mogę szukać jedynie w tym kocie. On jest tak samo samotny i opuszczony jak ja... Chyba mogę nazwać go moim prawdziwym przyjacielem. Czasami, gdy siedzi mi na kolanach i patrzy na mnie, mam wrażenie, że on mnie rozumie. W jego oczach jest jakaś taka nieokreślona mądrość... Szkoda tylko, że on nie potrafi nic mi powiedzieć.
Chciałabym wrócić do normalnego życia... Chciałabym przestać bać się śmierci...

24 czerwca 2012r.

W pewnym momencie chyba przestałam liczyć już na jakikolwiek cud... Kilka miesięcy po śmierci rodziców wierzyłam, że to jednak zły sen i gdy tylko się zbudzę, oni wejdą do domu z uśmiechami i opowiedzą mi, jak było na wakacjach... Potem jednak zrozumiałam, że to wszystko wydarzyło się naprawdę i już nigdy ich nie zobaczę, nie usłyszę i nie przytulę. Po prostu przestałam oszukiwać samą siebie...
Ostatnio czuję się jakoś dziwnie. Plecy bolą mnie coraz bardziej. Nie wiem czym może to być spowodowane, ale strasznie przez to cierpię. Poszłabym do lekarza, ale nie mam pieniędzy. Nikt nie przyjmie mnie bez odpowiedniej zapłaty. Tacy ludzie już nie istnieją... Lekarzy z powołania już nie ma... A przynajmniej nie w Tokio!
Czuję, jakby w moim ciele coś się zagnieździło i jakby niebawem miało dać o sobie znać... Ujawnić się... Mam jednak nadzieję, że to tylko moja chora wyobraźnia płata mi figle.

29 czerwca 2012r.

RATUNKU!
TO BOLI!
Każdego dnia zwijam się z bólu... Niedawno bardzo przeszkadzał mi pewien odgłos. Teraz już wiem, że to był mój krzyk... Krzyczałam z bólu, który rozrywał moje ciało na kawałeczki... Z powodu tego potwornego bólu nie potrafię spać... Nie mogę już nawet żyć moim nudnym, smutnym życiem... Jestem wrakiem człowieka już nie tylko pod względem psychicznym, ale także i psychicznym. Jestem wychudzona i zmęczona. Coraz częściej leżę skulona na brudnym materacu i płaczę. Sama nie wiem dlaczego czuję się coraz gorzej. Czy to przez ból lub koszmary...
POTRZEBUJĘ POMOCY!

30 czerwca 2012r.

Ból, który ostatnio mnie męczył, zelżał. Teraz jednak nie potrafię ustać na nogach. Jestem bardzo słaba, wykończona... Wiem, że mam coś w sobie, ale nie wiem, co to jest... Jestem pewna tego, że coś jest ze mną nie tak. Koszmary zniknęły i ostatnie noce przespałam bardzo spokojnie. Nareszcie mogłam odpocząć... Mimo to jestem osłabiona... Koszmary koszmarami, ale to i tak ból był najgorszy i to głównie on nie pozwalał mi zasnąć. Czuję się, jakby powoli ulatywało ze mnie życie.
Mam wrażenie, że niebawem coś się stanie.

2 lipca 2012r.

W nocy nie spałam znów długo. Ból, od którego zdążyłam się odzwyczaić, powrócił do mnie ze zdwojoną siłą i na nowo zaatakował każdą komórkę mojego ciała, rozrywając je na strzępy. Swoje epicentrum miał w plecach. Nie wiem czym to jest spowodowane i dlaczego tak się dzieje, ale mam nadzieję, że to się kiedyś skończy! O nic innego nie proszę! Mój krzyk obudził babkę, która wpadła do mojego pokoju. Chyba nieźle ją wystraszyłam... Zapytała, co mi jest i rzuciła mi paczkę tabletek przeciwbólowych, które i tak mi nie pomogły. Pytała mnie, co mi się dzieje. Ja jednak nie wierzę w to, że ona się o mnie troszczy. Na pewno nie ona! Wiem, że najchętniej wyrzuciłaby mnie na ulicę i zabroniła zbliżać się do swojego domu. Już nie jeden raz dała mi to jasno do zrozumienia...

5 lipca 2012r.

Ciągle boli... Nie wiem czemu nic na to nie pomaga. Nie potrafię spać w nocy. Męczą mnie ciągle koszmary... i ból! Do tego coś się we mnie zmienia. Po pierwsze moje włosy wydłużyły się i pomimo kilku prób ścięcia ich - odrastają na nowo. Po drugie: czy wspominałam, że jeszcze wczoraj nosiłam okulary, ponieważ byłam ślepa, jak kret?  No więc teraz już nie muszę... Mój wzrok się wyostrzył i widzę wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Nie wiem, co się ze mną dzieje... Nigdy nie spotkałam się z czymś takim! Nie rozumiem tych zmian... Wszystko zaczęło zmieniać się w jednej chwili i tak niespodziewanie... Boję się coraz bardziej!  Zastanawiałam się czy czasem nie jestem na coś chora? W sumie w tych warunkach wszystko jest możliwe. Bród, smród, głód... Innymi słowy wszystko, co najgorsze. Moje obawy, że jestem na coś chora spotęgowało pojawienie się na moich plecach jakichś dziwnych krostek. Z niektórych z nich wydobywa się jakiś dziwny płyn. Początkowo strasznie śmierdział. Wyglądało to tak, jakbym się rozkładała, gniła... Ale teraz zapach jest inny. Ten płyn pachnie tak słodko. Można nawet powiedzieć, że bardzo przyjemnie. No i dodatkowo z niektórych krost wystaje coś ostrego, kłującego... Tak się zastanawiałam...  czy może ktoś na mnie eksperymentował w przeszłości, a skutki wydać dopiero teraz?
Tak bardzo chciałabym być normalna! Chciałabym wiedzieć, co się ze mną dzieje!
BŁAGAM...

10 lipca 2012r.

Dziś moja mama miałaby kolejne urodziny. Niestety nigdy już nie będę miała możliwości złożenia jej życzeń... Tak bardzo mi ciężko bez niej... Bez taty też, ale to z nią zawsze byłam najbliżej. Pomimo, że nie raz, nie dwa się kłóciłyśmy o często błahe rzeczy, to jednak była moją matką. Była najważniejszą osobą w moim życiu. Tak bardzo ich potrzebuję!
Dziś rano koło mojej głowy znalazłam jedną czarną strzałę. Początkowo myślałam, że może ktoś próbował mnie zabić, ale to było raczej niemożliwe. No bo przecież nikt mnie nie chce znać... Nikomu nic nie zrobiłam, a poza tym ta strzała była jakaś taka dziwna. Jakby magiczna? No w każdym razie inna. Wyjątkowo nietypowa...
Czy to możliwe, abym nie była człowiekiem? Czy istnieje prawdopodobieństwo, że człowiek może zmienić się w istotę nadprzyrodzoną? Ja chyba się zmieniam... tylko jeszcze nie wiem w co.

15 lipca 2012r.

Coraz bardziej nie rozumiem mojej sytuacji. Ze mną dzieją się naprawdę dziwne rzeczy! Po pierwsze: w ciągu tych pięciu dni znajdowałam w różnych miejscach mojego "pokoju" kolejne strzały. Nie wiem skąd i po co one mi są, ale mam ich już pięć.  Po drugie: moje włosy przybrały intensywniejszy odcień różu, są dłuższe i nabrały objętości. Wciąż nie mogę ich skrócić, bo i tak po chwili odrastają. Po trzecie: ból pojawia się i znika... Słabnie i przybiera na sile... W ciągu dalszym nic na niego nie działa. Raz skręcam się z bólu i czuję się jakbym umierała, a już kilka minut później czuję się, jakby nic mi nigdy nie dolegało. W pewnym sensie jest to przerażające uczucie. Nigdy nie wiem, kiedy mogę się spodziewać kolejnego ataku... To oczekiwanie też potrafi strasznie wykończyć człowieka. Wreszcie po czwarte: to jest najgorsze ze wszystkich! Z krost wydobywa się ciągle płyn, ale ostatnio zaobserwowałam też coś jeszcze. Materac był od krwi, a w niej leżało jedno szare pióro. Wyglądało jak ptasie, jednak było za duże, jak na okoliczne ptaki. Myślałam, że może przyniósł je kocur, ale już dość długo go nie widziałam... Zastanawia mnie... czy ono czasem nie wydostało się z mojego wnętrza, przez jedną z krost... To jest bardzo dziwne!

19 lipca 2012r.

Moje plecy zaczęły wyjątkowo obficie krwawić, a piór pojawia się coraz więcej. Niektóre z nich wypadają, a niektóre pozostają w moim ciele, co potwornie mnie irytuje. Ciągle nimi o coś zahaczam, coś strącam... Strasznie to kłopotliwe! Te pióra początkowo są czarne i zakrwawione, jednak potem przybierają barwę szarą, a krew znika... Od zawsze myślałam, że pióra istot nadludzkich są białe... Czy myliłam się? W każdym razie cały ten proces bardzo boli... Czasami ból staje się tak silny, że mam ochotę się zabić... To jest nie do wytrzymania! Ten ból, który towarzyszył mi od prawie miesiąca był niczym w porównaniu z tym. Sądzę, że całe to moje cierpienie jest spowodowane wydostawaniem się piór poza moje wnętrze. Irytujące "coś"... Mimo to zaciekawiło mnie to... Jakby nie patrzeć, w pewnym sensie jest to bardzo intrygujące zjawisko. Zastanawiam się czy ja stanę się ANIOŁEM?
Na Ziemi?...

27 lipca 2012r.

Mam skrzydła... Takie duże szaro-białe skrzydełka. Odkryłam, że ich kolor zależy od mojego nastawienia. Gdy pojawia się nadzieja (a pojawia się ostatnio bardzo często) przybierają kolor biały. Gdy dzień przeżywam jak co dzień są szare... Nie "działają" jednak. Nie latam i nie poruszam nimi... One tam po prostu są. Ból nareszcie zniknął i już nie cierpię... Liczę na to, że już nigdy nie będę musiała mieć z nim do czynienia... Ostatnie dni były dla mnie strasznym przeżyciem. Ale pozwoliły odkryć mi także kilka ciekawych rzeczy:
Raz: Z powodu bólu, od tygodnia nic nie zjadłam. Mimo to nie jestem głodna. Przyznam nawet, że wyglądam lepiej niż przed tymi wszystkimi dziwnymi zdarzeniami. Moje ciało nabrało kształtów. Nie widać już, że byłam wychudzona... Nie widać wystających kości, które tak bardzo mnie denerwowały.
Dwa: Z powodu lęku oraz bólu od kilku dni nie spałam. Nie jestem jednak zmęczona. Czuję się wypoczęta, jak jeszcze nigdy.
Chyba mogłabym pokochać takie życie... no ale wolałabym, żeby jednak byli przy mnie rodzice. Mieć przy sobie kogoś bliskiego zawsze jest lepiej!

28 lipca 2012r.

Dziś ku memu, naprawdę wielkiemu przerażeniu do mojego "pokoju" wpadła babka. Przyniosła mi jakieś stare ubrania... Czasami tak robiła, za co byłam jej mimo wszystko wdzięczna. Miała ona bowiem wnuczkę, która wyjątkowo często pozbywała się starych ubrań, które następnie trafiały do mnie. To był jeden z tych nielicznych darów od losu... Jej wnuczka była rozpieszczoną panienką, która nie szanowała tego, co miała. Była taka, jak ja zanim zmarli moi rodzice. W każdym razie, gdy babka wpadła do mojego pokoju, najwidoczniej nie zauważyła, że coś znajduje się na moich plecach... I dzięki Bogu! Nie wiem, jak miałabym jej wytłumaczyć, że mam skrzydła na plecach. To zdarzenie pozwoliło mi także odkryć kolejną ważną rzecz. A mianowicie: inni nie widzą moich skrzydeł. Najwidoczniej dostrzegam je tylko i wyłącznie ja! Jakie to jest wszystko dziwne! Moje życie zmieniło się w ciągu zaledwie kilkudziesięciu dni... Czy na lepsze? Tego dopiero muszę się dowiedzieć. Zastanawia mnie jednak jeszcze tylko jedna rzecz...
CZY JEST JESZCZE COŚ CO MOŻE MNIE ZASKOCZYĆ?

1 sierpnia 2012r.

Dziś poszłam na cmentarz. Pogoda była wyjątkowo paskudna! Nie pamiętam, żeby w te lato było aż tak zimno, wietrznie i deszczowo. Z rzeczy przyniesionych mi przez babkę wygrzebałam jakieś podarte, ale grube rajstopy; czarne spodenki i golf oraz czarną, jak cała reszta ubrań, jednak mocno wyblakłą bluzę z kapturem. Użyłam także wreszcie moich starych oficerskich butów. Trochę mnie ocierały, ale dało się w nich wytrzymać. Szczelnie się opatuliłam i wyruszyłam. Przy okazji odkryłam, że skrzydła przenikają przez ubrania i wszystko inne. Nikt poza mną, nie może ich także zauważyć, ani tym bardziej dotknąć. Mimo tej świadomości bałam się jednak, że ktoś może je zobaczyć... Jednak martwiłam się na zapas. One po prostu były dla wszystkich innych niewidzialne! Chciałabym być jak one. Niezauważona!

~*~

Szła powoli ulicami miasta. Cmentarz, do którego zmierzała był oddalony od jej ulicy o kilka kilometrów. Większość ludzi nie zwracała na nią uwagi, tak jakby jej życzenie bycia niewidzialną, zostało spełnione. Byli jednak i tacy, którzy oglądali się za nią. Wbrew wszelkim pozorom, nie przeszkadzało jej to. Najbardziej jednak martwiła się o skrzydła. Co stałoby się, gdyby ktoś je odkrył? Czy wtedy stałaby się królikiem doświadczalnym? Nie chciałaby czegoś takiego... Gdy przyszła na cmentarz, ściemniało się już. Tak długo nie opuszczała pokoju i walczyła ze swoimi zmianami oraz bólem, że zapomniała, że aby dotrzeć na miejsce o normalnej porze, trzeba wyjść odpowiednio wcześniej. Nigdy nie lubiła chodzić po mieście po ciemku. Po ulicach chodziło wielu niebezpiecznych typków. A ona przy sobie miała jedynie jedną strzałę, którą ostrożnie włożyła do wysokiego buta. Nie wiedziała nawet do czego owy przedmiot służy i czy będzie mogła się nim obronić w razie zagrożenia.

*

Na cmentarzu usiadła na ławeczce przy grobie rodziców. Od ich śmierci była w tym miejscu jedynym stałym bywalcem. Jej ciotka zabrała cały majątek rodziców Sakury, z którego sfinansowała pomnik i więcej nie pojawiła się w tym miejscu. Wszystkie pieniądze i dom miały należeć do zielonookiej, gdy tylko osiągnęłaby pełnoletniość. Niestety stało się inaczej i ciotka prawie całkowicie ją olała. Raz w miesiącu wysyłała jej jedynie trochę pieniędzy, które według niej miały wystarczyć na jedzenie i "mieszkanie" przez całe 30 dni. Czasami nie wystarczyło nawet na dwa tygodnie. Sakura jednak nic nie mówiła - wiedziała bowiem, że i tak mogła nie dostawać nic.
O nagrobek był oparty czarny łuk i kilka kolejnych strzał. Była pewna, że to dla niej. Strzały były identyczne, jak te, które od pewnego czasu znajdowała w swoim "pokoju".
Czas mijał, a ona wciąż siedziała na ławce. Cmentarz powoli pustoszał. Zrobiło się już całkiem ciemno i jeszcze zimniej. Dookoła panowała cisza, która potęgowała nieprzyjemną atmosferę. Każdy, nawet najmniejszy szelest przyprawiał ją o dreszcze. Bała się po raz kolejny i była tego znów w pełni świadoma. Nagle za sobą usłyszała - głośniejszy niż wszystkie inne - hałas. Ktoś za nią stanął na gałązkę. Dziewczyna zerwała się, szybko odwróciła i pisnęła z przerażenia, widząc za sobą ciemną postać. Po chwili jednak osobnik załączył latarkę, dzięki czemu mogła zobaczyć jego twarz. Od razu rozpoznała mężczyznę. Był to Sasuke Uchiha. Młody, przystojny i wysoki policjant. Gdy jej rodzice żyli, często widywała go na różnego rodzaju bankietach. Kilka miesięcy po śmierci jej najbliższych, zamordowano także i jego rodziców. On jednak miał to szczęście, że miał jeszcze starszego brata, który także był policjantem. On miał kogoś bliskiego, a ona została sama, bo ciotka miała ją gdzieś!
-Hej Sakura! - uśmiechnął się do niej. Od zawsze lubiła jego szczery, pełen ciepła uśmiech i te czarne niczym noc oczy - Świecisz, jakbyś była otoczona jakąś magiczną aurą - zaśmiał się, a ją na chwilę ogarnęło przerażenie. Pomyślała bowiem, że to przez skrzydła, jednak przecież nikt ich wcześniej nie dostrzegał, więc i w jego przypadku było to niemożliwe.
-Dobry wieczór panu - był od niej starszy zaledwie o pięć lat. Mimo to zawsze przy nim zachowywała kulturę i odnosiła się do niego z szacunkiem.
-Hej! Po co tak oficjalnie? No przecież się znamy! Już kiedyś prosiłem cię, żebyś mówiła mi po imieniu, a ty nadal swoje...
-Przepraszam, ale jestem młodsza. Nie wypada mi - zwróciła się do niego, uparcie patrząc na napis na nagrobku, gdy usiadł koło niej na ławeczce. W jednej chwili poczuła bijące od niego ciepło.
-Oj Sakura... Przecież jesteśmy znajomymi! A jeśli tak nie uważasz to zróbmy tak... - nastąpiła chwila ciszy. Zielonooka spojrzała w jego stronę i zaniemówiła. Mężczyzna wyciągał w jej kierunku swoją dłoń - Cześć. Nazywam się Sasuke. A jak tobie na imię? - zapytał, po czym znów szeroko się uśmiechnął. Wbrew jakimkolwiek hamulcom, Haruno zaśmiała się cicho z tego gestu.
-Jestem Sakura. Miło mi cię poznać - uścisnęła jego dłoń, po czym znów wbiła wzrok w nagrobek.
-To twój łuk? - dziewczyna liczyła, że może nie zauważy owego przedmiotu. Nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć. Przecież był policjantem i mógł ją oskarżyć za posiadanie broni, jaką prawdopodobnie stanowił łuk ze strzałami.
-W zasadzie to ktoś podrzucił mi go pod drzwi pokoju, a że się spieszyłam, to wzięłam go ze sobą. Nawet nie wiem, do czego mogłabym go użyć - po części skłamała, jednak nie mogła mu ujawni ć całej prawdy.
-I co zamierzasz z nim zrobić? - czuła się jak na przesłuchaniu. Chciała jakoś zmienić temat, tylko nie wiedziała, o czym mogłaby z nim rozmawiać. On wyjątkowo ją onieśmielał. Będąc z Naruto nigdy nie czuła się tak zakłopotana, jak przy Sasuke.
-Wezmę go do siebie i rzucę jak resztę gratów. Skoro ktoś mi go dał, to nie należy go wyrzucać, a wątpię, że mógłby mi się do czegoś przydać... Sam rozumiesz prawda? - zapytała z nadzieją, że skończy zadawać jej pytania.
-No oczywiście, że tak... - po raz kolejny szeroko się uśmiechnął - Długo tu tak siedzi? - Sakura w głębi duszy odetchnęła z ulgą. Przesłuchanie zakończone.
-Właściwie to nie wiem. Chyba straciłam poczucie czasu - mruknęła niepewnie, rozglądając się dookoła. Wyszła z domu, gdy było jeszcze w miarę jasno, a teraz zapadł już głęboki mrok.
-Hmmm... Jest już po dwudziestej drugiej - Uchiha spojrzał na zegarek, a później swój wzrok skierował znów na jej twarz.
-Czyli jestem tu już kilka godzin - w jednej chwili przeraziła się. Nigdy jeszcze nie spędziła tyle czasu na cmentarzu - Niebawem będę musiała wracać.
-Nie boisz się tak siedzieć tu sama? Ktoś może cię napaść .
-Od jakiegoś czasu przecież musze sobie radzić sama... Nie mam wyboru - ugryzła się w język. Nie chciała, aby wiedział, że została sama. On miał być przekonany, że zajmuje się nią ciotka. Po raz kolejny zapiekły ją oczy. Nie chciała płakać. Nie przy nim... Nie przy mężczyźnie! Chciała być silna i dawać to każdemu do zrozumienia.
-Wiesz, że ciągle się świecisz? - zapytał w zamyśleniu - Normalnie jakbyś była aniołkiem. Tylko skrzydełek ci brakuje - zaśmiał się nagle - Ale niedorzeczność! Przecież nie ma aniołów na ziemi.
-Świecę? Zabawne... Może to księżyc akurat tak pada? - w odpowiedzi oboje spojrzeli w stronę księżyca, który schowany był za drzewami.
-Chyba jednak nie - mruknął brunet i znów wbił wzrok w nagrobek.
-Chyba będę musiała już wracać...

~*~

2 sierpnia 2012r.

Wczoraj odprowadził mnie pod same drzwi do domu babki. Pytał mnie, jak się trzymam po śmierci rodziców. Czemu mieszkam sama i czy wszystkiego mam pod dostatkiem. Nigdy nie czułam się tak podle, gdy kogoś okłamywałam. Powiedziałam mu, że mieszkam ze starszą kobietą, której pomagam, że ciotka opłaca mi pokój i całe wyżywienie oraz, że niczego mi nie trzeba. To było straszne... Okłamałam jedyną osobę, którą darzyłam sympatią i która chciała mi jakoś pomóc. Ten mężczyzna był ideałem! Kiedyś byłam nim zauroczona... A potem on gdzieś zniknął, ja związałam się z Naruto i zapomniałam o nim. Nigdy nie spodziewałam się, że po śmierci moich rodziców będę miała okazję z nim porozmawiać. Tak normalnie... Na spokojnie. Szkoda tylko, że starszy i niestety nie mi przeznaczony. On był naprawdę wspaniałym człowiekiem, który zasługiwał na największe szczęście. A ja byłam tylko wyrzutkiem społeczeństwa...

5 sierpnia 2012r. (NAD RANEM)

Wczoraj wieczorem coś skłoniło mnie do wyjścia. Ze sobą zabrałam łuk i strzały. Sama nie wiem czemu. Miałam wrażenie, że kierowała mną jakaś obca, niewidzialna siła. Szłam przez park... Na ławce całowała się jakaś para. Wydawali się być tacy szczęśliwi! Zazdrościłam im z całego serca... Bardzo chciałabym spotkać kogoś, kto pokochałby i mnie. Szłam także ulicami - już opustoszałymi. Gdzieniegdzie plątali się jeszcze jacyś pijani mężczyźni, a prostytutki czekały na kolejnych "klientów". Kompletnie nie rozumiem, co ludzie takiego widzą w oddawaniu swojego ciała byle komu oraz w spożywaniu nieprzebranych litrów alkoholu. Przecież to głupie i nieludzkie... Ostatnim miejscem, w którym byłam był most. Długi most, który wznosił się nad rzeką. Szeroką i głęboką rzeką. Gdyby ktoś się nie bał śmierci, to droga byłaby wolna - PROSZĘ SKAKAĆ! Na owym moście stała kolejna para zakochanych... Całowali się bardzo zachłannie. Początkowo myślałam, że to prostytutka z jakimś napalonym mężczyzną, jednak gdy padło słowo "kochanie" ta opcja przepadła. Nie myślałam o tym, co robię...

~*~

Sakura stała do pary tyłem. Zapewne nie zwróciłaby na nich większej uwagi, gdyby nie fakt, że gdy zrobiła kolejny krok do przodu, usłyszała krzyk kobiety pomieszany z głośnym szlochem. Odwróciła się gwałtownie i zamarła z przerażenia. Kobieta leżała na ziemi i trzymała się za policzek, a nad nią stał mężczyzna z wciąż uniesioną ręką. Chyba jednak nie była to szczęśliwa para. Sakura chciała podbiec do nich czym prędzej i jakoś ochronić kobietę przed mężczyzną, jednak sparaliżował ją ból.
-Czego się gapisz? - warknął mężczyzna i zrobił krok w jej kierunku. Sakura zamarła z przerażenia. Te słowa były skierowane do niej i on zmierzał również w jej stronę. Czyżby miała być jego kolejną ofiarą?
-Odsuń się! - warknęła groźnie. Ból mieszał się z narastającą wręcz agresją. Zielonooka chciała, aby ta kobieta była szczęśliwa i była prawie pewna, że to może stać się tylko przy boku tego agresywnego mężczyzny. Widziała w jej oczach tą miłość, jaką najprawdopodobniej ta kobieta czuła wobec tego mężczyzny. Ból w jednej chwili ustał, a ona straciła niejako panowanie nad samą sobą. Zza siebie wyjęła łuk - potężny, owinięty czarną szarfą przedmiot, który spowodował, że na twarzy mężczyzny pojawił się szok i strach, który jeszcze bardziej się powiększył, gdy zielonooka wyjęła z buta jedną ze strzał.
-Kim ty jesteś?! - wrzasnął przerażony mężczyzna i w ułamku sekundy odwrócił się i zaczął czym prędzej uciekać. Sakura przygotowała się do strzału, jakby robiła to już wielokrotnie, po czym precyzyjnie wycelowała w mężczyznę, który po chwili został "raniony" strzałą w plecy - ze strony, po której znajdowało się serce. Strzała jednak nie postawiła po sobie śladu. W momencie zderzenia się ostrego narzędzia z jego ciałem, przedmiot uległ destrukcji, a mężczyzna gwałtowanie się zatrzymał, po czym zamrugał i jednej chwili upadł koło płaczącej wciąż kobiety I objął ją ramieniem. Zaczął składać na jej twarzy delikatne pocałunki, mówił jej że ją kocha i przepraszał ją. Sakura obserwowała to przez chwilę z delikatnym uśmiechem na ustach, po czym odwróciła się i podążyła w przeciwną stronę, prosto do "domu".

~*~

6 sierpnia 2012r.

Sama nie wiem co to było. Co we mnie wtedy wstąpiło! Najpierw myślałam, że to sen... Jeden z moich kolejnych koszmarów... Że wcale nie postrzeliłam tego mężczyzny! Zachował się okropnie, a ja byłam zła widząc, jak on ranił tą kobietę... Ale przecież to nie był powód, żeby go atakować! Przecież to było niedorzeczne... Na świecie wielu ludzi rani się nawzajem. To była tylko jedna, skłócona para. Myślę, że źle zrobiłam. Ciągle miałam wrażenie, że to tylko mi się śni... Niestety bolesna rzeczywistość dotarła do mnie, gdy zdałam sobie sprawę, że jedna ze strzał zniknęła, a zamiast niej pojawiła się inna - krwistoczerwona. Mimo to wciąż nurtuje mnie sprawa z tym mężczyzną... Ja go postrzeliłam i on jakby przejrzał na oczy i zaczął okazywać kobiecie miłość... To było śmieszne! Przyszła mi nawet do głowy myśl, że może stałam się Amorem... Tyle, że to tylko wymyślona postać, która nie ma prawa bytu w realnym świecie!
Czy może jednak istnieje szansa, że ja właśnie stałam się mityczną, fantastyczną postacią?
Czy jestem bożkiem miłości?

15 sierpnia 2012r.

Dziś z samego rana udałam się znów na cmentarz. Ostatnio jestem tam częstym "gościem"... Nie wzięłam łuku, ale znów zaopatrzyłam się w strzałę. Łuk za bardzo rzucał się w oczy. Skrzydeł ludzie nie widzieli, by były one połączone ze mną i były niejako magiczne. Łuk był przedmiotem najprawdopodobniej ludzkim i pochodzącym z tego świata, dlatego mógł go zauważyć każdy. Nie wiem tylko kto go stworzył i czemu trafił on akurat do mnie! Dziś czułam się wyjątkowo samotnie. Potrzebowałam po prostu czyjegoś towarzystwa. W głębi serca liczyłam, że na cmentarzu spotkam Sasuke. Niestety tym razem się nie pojawił...

~*~

Tego dnia lekko padał deszcz. Tegoroczne lato nie należało do najprzyjemniejszych. Było chłodno, jednak jej nie przeszkadzało to. Nie miała ciepłych ubrań, jednak musiała jakoś sobie radzić. Przecież skoro odważyła się już niejednokrotnie opuścić "pokój" to przecież, nie zaszyje się na nowo w tym brudzie i smrodzie, gdy na zewnątrz robi się tak pięknie. Na miejscu dojrzała bruneta, który pochylał się nad jednym z marmurowych grobów. Początkowo myślała, że to Sasuke, którego bardzo chciała spotkać. Pomyliła się jednak. Owym mężczyzną okazał się Itachi, który kładł właśnie kwiaty na grobie swoich rodziców. Zielonooka podeszła cicho i powoli do grobu. On zawsze jakimś cudem potrafił ją rozszyfrować. Nie rozumiała, jak to robił, ale w tej chwili nie było jej to na rękę. Bała się, że odkryje jej sekret i pozna jej problemy. Dziewczyna myślała, żeby położyć tylko skromny bukiecik na grobie swoich rodziców i czym prędzej uciekać, jednak nie zdążyła nawet się schylić, gdy brunet odwrócił twarz w jej stronę i delikatnie się uśmiechnął. Sakura miała wrażenie, że jego oczy prześwietlają ją na wylot. Po chwili podszedł do niej, usiadł na ławeczce i poklepał miejsce koło siebie. Zielonooka niepewnie zasiadła obok niego i wbiła wzrok w nagrobek.
-Co się stało, że jesteś taka przygnębiona? - on nigdy nie owijał w bawełnę. Gdy była młodsza i spędzała z rodzeństwem Uchiha dużo czasu, lubiła jego troskę. On zawsze potrafił podnieść ją na duchu i niejednokrotnie pomagał jej w rozwiązywaniu problemów. Teraz jednak było inaczej. Jej problemy były bardziej skomplikowane. Nie chodziło o zgubienie głupiej lalki, czy rozlanie soku. W jej życiu wiele się zmieniło... Poza tym nie chciała, aby jej kłamstwo wyszło na jaw. Kilka dni wcześniej okłamała Sasuke, gdy tłumaczyła mu, że u niej wszytko w porządku.
-Wydaje ci się Itachi. Mam się naprawdę dobrze! - próbowała go przekonać, patrząc w jego oczy. Były czarne, jednak nie miały tej głębi, którą zauważała u Sasuke.
-Kłamiesz - wystarczyło to jedno stwierdzenie, aby jej serce gwałtownie przyspieszyło - Widzę, że coś cię gryzie, ale skoro nie chcesz to nie mów.
-Przepraszam - mruknęła, spuszczając wzrok. Znów czuła się podle. Kłamała po raz drugi. Kolejny raz zataiła prawdę o swoim losie przed ważną osobą, przed kimś z kim dawniej była blisko.
-Muszę już niestety iść, ale pamiętaj, że gdy tylko będziesz chciała porozmawiać, to wiesz, gdzie mnie szukać... W końcu wciąż jestem twoim przyjacielem - posłał jej delikatny uśmiech, po czym wstał i machając na pożegnanie, powoli się oddalił. Sakura znów została sama.

~*~

4 komentarze:

  1. Witaj. Dziękuje za komentarz na moim blogu. w prawdzie czytałam już kiedyś to opko, ale skusiłam się i jeszcze raz to zrobiłam. Podoba mi się jak wyrażasz emocje, jak manipulujesz językiem, by wydobyć to o czym myślisz. Forma pamiętnika w tym wydaniu przypadła mi do gustu, chociaż dajesz dużo opisów, mało dialogów, ale przecież można to zmienić. Po to jest możliwość wyrażania własnego zdania w komentarzu, by autor mógł zauważyć swoje błędy. Oczywiście jeżeli Tobie podoba się taki styl to ja się nie wtrącam, jednakże zbyt częste opisy mogą przynudzać. Poza tym wszystko jest w jak najlepszym ładzie i składzie..^^ Także życzę Ci mnóstwo weny i żeby w Twojej główce kiełkowały nowe pomysły..^^

    Toriko T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem niezmiernie wdzięczna za to, że wyraziłaś swoją opinię. Dziękuję za pochwałę, jak i krytykę. Takie uwagi są bardzo ważne. W końcu uczymy się na błędach :) Cieszę się, że podoba Ci się, to co piszę. Pomysłów jest aż nadto i ciężko się zdecydować na jeden :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. *o* <3333
    OMG!
    Ahahhaaha, jest pięknie. biorę się za dalsze czytanie.. ale ahhh.
    Zauroczyłaś mnie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. jak nic zerżnięte z teledysku "give me love" ed'a sheerann'a

    OdpowiedzUsuń