HISTORIA ÓSMA – SASUKE
Była
połowa maja, gdy rozstałam się z Nejim. Od tego czasu nikogo nie potrafiłam
sobie znaleźć. Faceci, albo wyglądali jak idioci, albo zachowywali się jak
idioci. Żaden nie był idealny. Wielkimi krokami zbliżała się osiemnastka Ino.
Pamiętacie ją jeszcze? Słodka blondyneczka, która niegdyś była moim największym
wrogiem, a teraz nie możemy bez siebie praktycznie żyć. O dziwo ona nie
planowała wielkiej imprezy na sto osób. Zaprosiła najbliższe koleżanki, dwóch
kolegów i dwóch kuzynów. Właśnie na tej imprezie "poznałam" Sasuke...
Pamiętacie go może jeszcze z historii o Shikamaru? Wspominałam o nim... To ten
dzieciak, którego nie terroryzowałam w przedszkolu, ze względu na jego
starszego brata. Teraz był to już mega przystojny brunet z czarnymi niczym noc
oczami. Uchiha wrócili już jakiś czas temu i z Sasuke miałam już kontakt w
szóstej klasie, jednak była to ulotna znajomość. On najwidoczniej mnie nie
pamiętał, a ja udawałam, że pierwszy raz widzę go na oczka. Już kiedyś mi się
podobał, ale wtedy było to bardzo dziecinne uczucie. Tym razem zapowiadało się
na coś większego. Przynajmniej tak myślałam pod wpływem alkoholu. W każdym
razie ten jeden wieczór, który spędziliśmy razem na urodzinach Ino, zalicza się
do jednego ze wspanialszych w całym moim życiu! Jednak wszystko od początku.
Był piątek... Przed godziną 17:00... Ubrana w zwiewną, krótką sukienkę i w
wysokich szpilkach, przybyłam do restauracji, która wynajęta była na wyłączność,
specjalnie na życzenie Ino. Mój szofer (czytać - tata) miał mały problem z
trafieniem tam (Tokio wbrew pozorom to bardzo skomplikowane miasto), jednak z
pomocą nawigacji dotarłam wreszcie na miejsce. Złożyłam Ino życzenia i razem z
nią zasiadłam na tarasie przed restauracją. Otaczał ją wysoki żywopłot, dzięki
któremu byliśmy chronieni przed ciekawskimi spojrzeniami przechodniów. W środku
sali siedzieli jej dwaj kuzyni i dwaj koledzy. Byłam pierwszą z zaproszonych
dziewczyn (a podobno zawsze się spóźniam). Razem z Ino czekałyśmy na resztę. W
końcu przybyły dwie kolejne osoby. Nie znałam ich, jednak szybko się
zgadałyśmy. Była nas już łącznie ósemka. Brakowało jeszcze czwórki gości.
Dziewczyny miały się spóźnić. Siedziałyśmy sobie na tarasie i gadałyśmy o
głupotach, gdy dołączyli do nas szanowni panowie. Przedstawili się. Kuzyni Ino
nazywali się Naruto (tak, tak... ten Naruto, z którym chodziłam w ósmej klasie)
oraz Sasuke (szarmancki przystojniak, który w ogóle mnie nie pamiętał). Jej
koledzy natomiast nazywali się Gaara i Kankuro i byli rodzeństwem. Ino opisała
Sasuke jako jej najukochańszego kuzyna, do którego nie pozwoli zbliżyć się
żadnej dziewczynie. Od razu dowiedzieliśmy się, że mają zakład. Wynikało z
niego, że Sasuke nie może do 25 roku życia mieć dziewczyny. W innym wypadku
będzie musiał kupić Ino najnowszy model porsche (dla niego było to nic, bo jego
wujek, który się nimi opiekował od śmierci ich rodziców, był prezesem
największej korporacji w całej Japonii, więc był mega bogaty). Ino zawołała nas
na salę. Kelner wjechał z dużym, różowym (bo jakże by inaczej) tortem. Rozlano
do kieliszków szampana. DJ puścił podkład pod starą, znaną przyśpiewkę, a
mianowicie pod "sto lat!". Zaczęliśmy śpiewać. Żeby była jasność -
nie fałszowaliśmy. Nasz śpiew dało się znieść...! Po torcie i szampanie
przyszła kolej na pierwszego kieliszka wypitego na cześć solenizantki. Jakże
mogłabym nie wypić za jej zdrowie. Po chwili wjechali z jedzeniem. Póki co
niczego innego nie robiliśmy poza siedzeniem przy stole. Muzyka grała gdzieś
tam w tle. W końcu wstał Sasuke i poprosił Ino do tańca. Jako najukochańszy
kuzynek miał pierwszeństwo zatańczenia z solenizantką. Ja tańczyłam z Gaarą.
Był przystojny, ale młodszy o rok. Albo miałam tylko takie wrażenie, albo mu się
spodobałam. Niestety ja miałam na oku innego osobnika. Na sali było dość jasno,
przez co zabawa jakoś się nie potrafiła rozkręcić. Wypiliśmy po drugim
kieliszku i ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz. Sasuke gadał z DJ, a Ino postanowiła,
że pójdzie poszukać grubych zasłon do powieszenia na oknach w celu odcięcia
światła i zaciemnienia sali. Chciałam iść za nią, ale zostałam złapana od tyłu
i podrzucona lekko od góry. DJ puścił jakąś wolniejszą piosenkę. Zaczęłam
tańczyć z Sasuke. Moja radość była ogromna, ale nie pokazywałam tego po sobie.
W pewnym momencie odwrócił mnie do siebie tyłem i trzymał tak przez chwilę. Czy
wspominałam wam, że on zawsze był dupkiem zdobywającym dziewczyny niczym
kolejne trofea? On podobał się im, dzięki czemu mógł mieć każdą. Nie obrażając
go jednak... Miał chłopak po prostu urodę, talent - grał na gitarze, perkusji,
śpiewał, kochał rocka i jazdę konno. I powiedzcie mi jak się w nim tu nie
zakochać. Wracając jednak na imprezę. Jak on mnie tak trzymał tyłem do siebie,
nagle odwróciłam głowę w lewo. Nie wiem czy ja zawsze muszę zrobić coś w
nieodpowiednim momencie, ale przez ten nagły odwrót głowy pocałowałam go.
Akurat nachylał się nad moim ramieniem. Szybko od niego odskoczyłam i zaczęłam
się tłumaczyć, że nie chciałam (ale było miło...), a on świnia zamiast odpuścić
to przyciągnął mnie do siebie, powiedział "słodko" i znów mnie
pocałował. Ale mi było ciepło! Przeszkodził nam odgłos kroków. Ino schodziła ze
schodów i stukała obcasami. Sasuke przerwał pocałunek i znów wróciliśmy do
tańca. Ta cwana blondynka weszła na salę z szerokim uśmiechem i kazała nam się przestać
zabawiać tylko jej pomóc. W efekcie stałam na wysokim parapecie i wieszałam na
karniszach zasłony. Na ziemi stał Sasuke i Ino i wpatrywali się w moje
poczynania (jakby kurcze facet nie mógł tego zrobić... Pewnie wolał patrzeć na
moje majtki, które jestem pewna dostrzegał z dołu). Mówię wam... Masakra!!! Tyle
facetów dookoła, ale to kobieta musi wspinać się po parapetach i wykonywać
prace na wysokościach! No ale dość już o tym. Gdy na sali było już ciemniej,
wyszliśmy na dwór do reszty (swoją drogą Sasuke pomógł mi zejść z parapetu, a
konkretnie złapał mnie w locie z niego - potknęłam się o długą zasłonę i
byłabym z hukiem zlądowała na ziemię...). Siedzieliśmy tam jakiś czas. Sasuke
nabijał się z Ino, że na imprezę wybrała takie miejsce, do którego nikt nie
potrafił trafić. Twierdził, że na dachu powinien być transparent z napisem
"Tu Ino ma osiemnastkę!". Wybuchowy charakterek mojej przyjaciółki
dawał o sobie znać podczas ich wymiany zdań. Oni się kłócili i przedrzeźniali,
a my mogliśmy się pośmiać. Gdy wróciliśmy w końcu na salę, było już po godzinie
20:00. Jak ten czas strasznie szybko leciał. Wreszcie zaczęła się prawdziwa
zabawa. DJ puszczał same zagraniczne hity, do których świetnie się
tańczyło. Powoli miałam dość Gaary. Jednego razu miałam szczęście i w porę
zauważyłam, że on zmierza w moją stronę. Szybko wstałam od stolika i zaczęłam
iść w przeciwną stronę niż on. Jak się domyślałam, chciał mnie poprosić to
tańca... Znowu... Może nie byłoby nawet tak źle, gdyby nie fakt, że on
potwornie tańczył i byłam cała podeptana. Buty musiałam zdjąć, bo w wysokich
obcasach tańczyło mi się niewygodnie (wychodzę z założenia, że w butach się nie
chodzi (a tym bardziej nie tańczy!), tylko w butach się wygląda! To taka moja
święta zasada...) i teraz na boso wywijałam na parkiecie. Uciekając przed
Gaarą, który przekrzykiwał głośną muzykę i proponował mi taniec (a ja udawałam,
że go nie słyszę), wpadłam nagle na przeszkodę w postaci przystojnego ,
umięśnionego (można powiedzieć, że zabolało jak na niego wpadłam...) bruneta -
Sasuke. Widząc moją rozpacz, postanowił pomóc mi uporać się z natarczywym
kolegą i zaprosił mnie do tańca. To był może trzeci taniec jaki tańczyliśmy
razem (znacznie częściej z nim piłam, ale to szczegół...). Już pomału zaczynało
mi szumieć w głowie od nadmiaru alkoholu, jednak dzięki temu byłam też
odważniejsza (nawet bardziej niż zwykle...). Oświadczyłam Sasuke, że on jest
najbardziej nieprzewidywalnym tancerzem na świecie! Gdy z nim tańczyłam, to raz
byłam przy samej ziemi, wygięta w jego ramionach, a zaraz potem fruwałam dzięki
niemu pod sufitem, bo mnie łapał w talii i unosił do góry. Sasuke ratował mnie
niejednokrotnie przed Gaarą. W końcu powiedziała mu, że wynajmę go na swojego
prywatnego ochroniarza. Zgodził się ze śmiechem. Jak on się bosko śmiał! Przed
północą, przy którymś z kolei już tańcu z Sasuke oświadczyłam mu, że jeśli nie
ma nic przeciwko, to zabiorę go ze sobą na bal przed egzaminami. Nie wiem czy
był pod wpływem alkoholu, czy był w pełni poważny, ale odpowiedział mi, że
będzie zaszczyconym mogąc mi towarzyszyć i że pójdzie z miła chęcią. Z radości
rzuciłam się na niego i dałam mu buziaka w policzek. Ino za wszelką cenę
chciała go upić, a mnie najwidoczniej razem z nim, bo w jednym z momentów
wręczyła nam piwo i kazała go wypić. Usiedliśmy więc na tarasie przed
restauracją i zaczęliśmy na spółkę opróżniać puszkę z piwem. Nie ma to jak
mieszanie różnych rodzajów alkoholu. Tyle dobrze, że nie było wina, bo na nie
reaguję najgorzej. Gdy tak siedzieliśmy zachciało mi się iść do toalety.
"Zabłądziłam" jednak i wylądowałam na sali. W efekcie lekkiego
zamroczenia oparłam się o parapet przy otwartym oknie i podziwiałam gwiazdy na
niebie, które tego dnia pięknie błyszczały na niebie. Nagle kątem oka
dostrzegłam w szybie okna postać Sasuke, który zakradał się do mnie. Udawałam,
że o nim nie wiem i czekałam na to, co zrobi. Po chwili złapał mnie w talii i
odwrócił w swoja stronę. Zaczął się ze mnie śmiać, że nie umiem udawać, że o
niczym nie mam pojęcia. Dostałam buziaka w policzek. Posadził mnie na
parapecie. Objęłam go rękami za szyję i tym razem to ja pocałowałam go w
policzek. W jednej chwili przerzucił mnie przez ramię i w efekcie zwisałam głową w
dół i modliłam się, aby spod krótkiej sukienki nie było mi widać majtek.
Niesiona tak przez niego na podwórko czułam się jak worek ziemniaków. Dosłownie...
Postawił mnie dopiero na środku rozległego trawnika, który znajdował się na
tyłach budynku. W sali DJ puścił wolny kawałek, a my zaczęliśmy do niego
tańczyć i jednocześnie się wygłupiać. W pewnym momencie pośliznęłam się na
mokrej od rosy trawie i wylądowałam na ziemi, ciągnąc go za sobą. Nie
wstawaliśmy. Leżeliśmy tak patrząc raz na siebie, a raz w niebo. Przerwał nam
głos Ino, która przez mikrofon informowała, że dwoje idiotów tarzających się po
trawie ma natychmiast wracać do sali. Zadedykowała też nam piosenkę. DJ o dziwo
puścił mój ulubiony kawałek. Nie minęła minuta, a już w najlepsze tańczyłam na
sali z Sasuke. Po kilku kolejnych przetańczonych piosenkach i po kilku
kolejnych wypitych kieliszkach, zaczęło nam obojgu już kompletnie odwalać. W
pewnym momencie odkryłam, że Sasuke ma łaskotki. Wykorzystałam więc tą wiedzę
przeciwko niemu i z czystą premedytacją zaczęłam się nad nim
"znęcać". On nie był mi jednak dłużny i już po chwili ja wiłam się
pod jego dotykiem. W końcu - co było pewnie nieuniknione - wylądowaliśmy oboje
na podłodze. Ja miałam gorzej, bo leżałam pod nim, a on wciąż mnie łaskotał. W
końcu udało mi się go zepchnąć z siebie i tym razem to ja zasiadłam na nim
okrakiem i kontynuowałam śmiechową "zabawę". Jak się pewnie domyślacie,
moja dominacja nie trwała długo, bo prawie natychmiast znów znalazłam się po
nim. Turlalibyśmy się pewnie po ziemi jeszcze dłużej, jednak na salę wkroczyła
znów Ino i rozdzieliła nas. A było wtedy tak zabawnie! Było już koło godziny
4:00 nad ranem. Impreza dobiegała końca, ale wiadomo że kiedyś musiała się w
końcu skończyć. Najlepsze nadeszło na koniec. To było takie słodkie, że aż
chyba za słodkie. A mnie już powoli mdliło. Grzecznie usiadłam sobie na
parapecie, aby się przewietrzyć. Światło było już zapalone i pozostałe cztery
osoby: Ino, Gaara, Kankuro i Sasuke zaczynali sprzątać, a dokładnie to pomagać
pozostałej obsłudze restauracji. Mi Ino odpuściła, bo bała się, że przy
gwałtownym ruchu narobię im jeszcze więcej sprzątania. Sasuke najwidoczniej tez
się znudziło zbieranie pustych butelek, bo przysiadł się do mnie. Był jakiś
niewyraźny, ale nie pytałam. Ułożyłam się wygodniej na parapecie, oparłam o
ramę okna i pozwoliłam mu położyć głowę na moim brzuchu. Prawie zasnął na mnie,
ale było mi bynajmniej przyjemnie. Niekiedy próbowałam go łaskotać, a on mnie,
jednak w końcu skończyło się na tym, że moje ręce unieruchomił na swoim
brzuchu, w stalowym uścisku swoich dłoni. Nie było szans na oswobodzenie się.
Po kilkunastu minutach wreszcie mnie puścił, a ja zaczęłam bawić się jego
włosami. Dowiedziałam się kiedy ma urodziny. Okazało się, że dokładnie w ten
sam dzień, co mój tata. Wtedy chyba rodzą się sami wspaniali ludzie. W końcu
przyjechał mój transport do domu. Sasuke też musiał już wracać, bo obsługa
chciała już zamykać salę, a Ino też już się zbierała. On jaki kochany kuzynek
nocował u niej, a ja wracałam do domu. Sasuke narzekał, bo twierdził, że ja
zapewne rano zrobiłabym mu masaż. Może i bym zrobiła... Ale to mało istotne.
Następnego dnia rano obudziłam się z ogromnym kacem. Wszystko jednak wspaniale
pamiętałam i nie byłam zadowolona z mojego postępowania. Wszystko od razu
opisałam w SMS-ach Hinatce, a z Temari postanowiłam się spotkać po południu i
wszystko jej opowiedzieć. Jak sie spodziewałam Temari ostrzegała mnie przed
nim, bo sama się bardzo dawno na nim zawiodła i nie chciała, żebym ja też
cierpiała. Co jednak z tego, że już jakby było za późno... Ja byłam nim
zauroczona i tyle! Hinata natomiast jak zawsze gdy chodziło o facetów, którzy
mnie zainteresowali, fantazjowała, kombinowała i przesadzała. Po prostu szalała
z niepotrzebnej radości. Po spacerze z Temari siedziałam w domu na łóżku przed
laptopem i czytałam książkę, którą pożyczyła mi dawno temu Ino. Byłam
zalogowana na Facebooku, którego coraz zadziej używałam, jednak nie zwracałam
na to uwagi. Nagle moje skupienie nad książką, która coraz bardziej mnie
wciągała, przerwał dźwięk wiadomości. Okazało się, że na owym Facebooku napisał
do mnie nie kto inny tylko Sasuke Uchiha... Ciasteczko, z którym miło spędziłam
ostatnią imprezę. Pisałam z nim chwilę. Głównie to on żalił mi się, że musiał
spać na podłodze i że rano nie miał mu kto zrobić masażu. Narzekał też na to,
że Ino zbyt wcześnie wygoniła go z materaca i z domu, bo była z kimś umówiona.
A ja śmiałam się jak głupi do sera przed ekranem laptopa. Nagle do mojego
pokoju wpadła Lynn. Jak zwykle na dole sama otworzyła sobie drzwi i pobiegła na
piętro, aby upomnieć się o spacer. Pisanie z Sasuke tak mnie wciągnęło, że
zapomniałam o całym świecie. Nie miałam pojęcia, że było już tak późno.
Poprosiłabym tatę, żeby z nią wyszedł, jednak rodzice wyjechali na jakieś
spotkanie służbowe i miałam dom wolny. Musiałam więc pożegnać się z Uchihą. Napisałam
mu, że muszę wyprowadzić psa. Zapytał, gdzie zazwyczaj chodzę, więc odpisałam,
że do parku niedaleko mojej ulicy. Pożegnaliśmy się i już miałam się wylogować,
gdy napisała do mnie Ino. Lynn zaczęła się niecierpliwić i pomrukiwała, leżąc
na moim nowym dywanie. Zapytałam jej (tak, gadam z psem...), czy może nie
odpuścimy sobie spacerku, jednak jej warknięcie upewniło mnie w przekonaniu, że
nawet nie mam co o tym marzyć. Odczytałam wiadomość od Ino, w której naśmiewała
się ze mnie i z Sasuke oraz zaznaczała, że jej kuzyn powinien już chyba
oszczędzać na porsche dla niej. Podogryzałabym jej, gdyby nie fakt, że Lynn
chodziła po moim pokoju i już wyraźnie niezadowolona, głośno warczała.
Przeprosiłam Ino i wytłumaczyłam, że musze wyprowadzić psa i wreszcie się
wylogowałam i włączyłam laptopa. Szybko przebrałam się w krótkie spodenki i
top, więziłam telefon, słuchawki i smycz na psa i razem z moją towarzyszką
opuściłam dom, uprzednio dokładnie zamykając wszystkie drzwi i okna. Drogę do
parku jak zwykle pokonałyśmy truchtem. Na miejscu przeszłyśmy już jednak do
powolnego, spacerowego kroku. Nagle przed nami wyskoczyła jakaś postać z psem.
Było już ciemno pomimo tego, że było lato. Na spacery z Lynn wychodziłam
zazwyczaj o 21:00, jednak tym razem przez dwoje osobników, wyjście z psem
opóźniło się o całą godzinę, w efekcie czego, gdy doszłam do parku, była już
22:15 i było już dosyć ciemno. Widząc nieznajomego z psem, Lynn spięła się i
zaczęła warczeć ostrzegawczo. Ja też przyjęłam obronna pozycję. Będąc z Nejim,
nauczyłam się kilku chwytów i ciosów. Wyprostowałam się dopiero, gdy usłyszałam
śmiech tajemniczej osoby. Niepewnie zbliżyłam się i po chwili w nikłym świetle
niedaleko stojącej latarni, dostrzegłam twarz Sasuke. Zła uderzyłam go z pięści
w ramię, na co syknął urażony i złapał się za bolące miejsce. Mimo wszystko
miałam siłę w łapkach. Lynn najwidoczniej zaprzyjaźniła się z Fu - owczarkiem
niemieckim Sasuke. Dowiedziałam się, że nie tylko moi rodzice mają bzika na
punkcie tej rasy, a także Itachi, który podobno na sam widok tych psów dostaje
bzika. Psy gdzieś biegały po parku, a my dwoje szliśmy powoli i gadaliśmy,
czasami zaśmiewając się do łez. Było już po północy, a my nadal spacerowaliśmy.
Obeszliśmy park kilka razy dookoła. W końcu przyszedł czas na wracanie. Sasuke
odprowadził mnie pod sam dom. Do łóżka padłam z myślą, że nie będę robić nic w
związku z nami. Doszłam do wniosku, że jesli jemu na mnie będzie zależeć, to
sam coś w końcu wykombinuje. Do końca roku szkolnego spotykaliśmy się w parku z
psami i spacerowaliśmy do późnej nocy. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy
o Sasuke. Spotkałam też Itachiego, który zmartwiony częstymi wyjściami brata i
jego późnymi powrotami, postanowił go śledzić do wiedzieć się, gdzie on znika.
O dziwo rozpoznał mnie od razu. A przecież ostatni raz widziałam go, gdy byłam
w przedszkolu. Sasuke o mało się nie wywalił, gdy się dowiedział, że już
wcześniej się znaliśmy. Trochę się powściekał, że nic mu nie powiedziałam, ale
szybko mu przeszło (zasługa wszechmocnych łaskotek...). Po zakończeniu roku
szkolnego (czy wspominała, że kończyłam już drugą klasę szkoły średniej? Za
kilka dni miałam obchodzić moje osiemnaste urodziny!) zabrałam go na lody do
jednej z moich ulubionych kawiarenek. Tam na moje nieszczęście spotkaliśmy
Naruto z jego nową laską, która była byle warta, co zużyta chusteczka higieniczna.
Z Naruto grzecznie się przywitałam, natomiast jej posłałam dumne spojrzenie i
zapytałam jej wprost, czy aż tak bardzo lubi denerwować i zawodzić ludzi.
Udawała, że nie ma pojęcia o co chodzi, więc wytłumaczyłam jej, że widziałam
dzień wcześniej jak całowała się z jakimś brunetem pod lampą w parku (to był
jeden dzień, gdy Sasuke nie mógł mi towarzyszyć). Naruto był wściekły, a ona
się jeszcze głupio tłumaczyła i twierdziła, że ja kłamię. Tym razem na moje
szczęście do kawiarni wszedł owy brunet i zdziwiony podszedł do nas widząc
rudzielca klejącego się do Naruto. Dzięki mnie laska straciła dwóch facetów za
jednym zamachem. No cóż... Nie ma to jak narobić sobie wrogów. Gdy zostałam już
tylko ja, Sasuke i Naruto, do nas podeszła Hinatka ze swoim chłopakiem, który
gdy tylko zobaczył blondyna, od razu zaczął mu dogryzać. Na pierwszy rzut oka
widać było, że wyjątkowo za sobą nie przepadają. W końcu Hinatka nie wytrzymała
(co było bardzo dziwne, bo ona nigdy nie podnosiła głosu) i kazała się Danowi
zamknąć, po czym zerwała z nim i kazała odejść. Zrezygnowany chłopaczek
posłuchał się i po chwili już go nie było. Za to Naruto umówił się z moją
przyjaciółką. Gdy wychodzili ostrzegłam go, że jak tylko ją skrzywdzi, to
rozliczę się z nim. Pokiwał tylko głową i wybiegł za Hinatką. On najwidoczniej
musiał się mnie bać. I dobrze, bo tak powinno być. Od zawsze uważałam, że to
kobiety miały najważniejszy głos, a mężczyźni byli tylko dobrym, albo złym
dodatkiem do nich, a ich jedynym zadaniem było prezentowanie się godnie przy
nowej parze butów czy torebce. Miałam jednak wrażenie, że Sasuke po pierwsze
nie dałby się traktować jak dodatek - on musiał być na równi z kobietą, a po
drugie nie potrafiłabym nim pomiatać - przynajmniej wtedy. Kilka dni później
już siedziałam w tym samym miejscu jedynie z Hinatką i żaliłam się jej. Sasuke
nie odezwał się do mnie przez ponad tydzień od naszego ostatniego spotkania w
tej samej kawiarence. Może źle to ujęłam... Ja się jej nie żaliłam. Ja w jej
obecności rzucałam pod adresem Uchihy same najgorsze wyzwiska. Ja wiedziałam,
że on latał za babami jak... Pozwólcie, że nie skończę... Nie mam ochoty się
pogrążać. W ogóle gdzieś jakby wyparował, zniknął. Nigdzie nie mogłam go
znaleźć. Ani w parku, ani w kawiarni, ani na Facebooku. Po postu jakby zapadł
się pod ziemię, wyparował! Chodziłam na spacery z Lynn sama z głupią nadzieją,
że on jednak się zjawi jak za pierwszym razem. Nie pojawiał się jednak, a ja
wciąż czekałam...
-Sakurcia! Co ty tam znowu bazgrzesz w tym swoim
laptopie? Jesteśmy ze sobą już rok, a ty ciągle tam coś piszesz i piszesz i nie
chcesz mi powiedzieć co to! - dziewczyna słysząc głos swojego chłopaka szybko
zapisała plik i wyłączyła wspomniany sprzęt. Spisywanie swojej miłosnej
historii zajęło jej rok, a wciąż jeszcze nie skończyła. Przecież musiała
napisać jeszcze jak doszło do tego, co było teraz, ale chłopak skutecznie ją
rozpraszał. Po chwili w drzwiach pojawił się wysoki, wysportowany i opalony
brunet. Jego czarne oczy dokładnie zlustrowały dziewczynę, która powitała go z
uśmiechem na ustach, który on od razu odwzajemnił, po czym z rozmachem rzucił
się na łóżko.
-Nic, nic kochanie! - odpowiedziała na jego pytanie i
ze stoickim spokojem podeszła do niego i usiadła okrakiem na jego kolanach.
Musnęła lekko jego usta, po czym zaśmiała się wesoło z jego niezadowolonej
miny. Mieli już oboje 19 lat... Teraz mogli jeszcze więcej niż rok temu.
-Czy ty w ogóle kiedykolwiek mi to pokażesz? - zapytał
z westchnieniem - Jak taka otwarta dziewucha może mieć przede mną jakiekolwiek sekrety?!
Przecież to niedopuszczalne! - wyraz jego twarzy doprowadził różowowłosą do
wybuchu niekontrolowanego ataku śmiechu.
-Wiem! Pokażę ci to, gdy tylko już zostaniesz moim
mężem! - krzyknęła wesoło i snów zaczęła się śmiać. Żartowała... Sasuke wciąż w
jej oczach był babiarzem.. Ufała mu, jednak nie wierzyła, że w kilka miesięcy
mógł się zmienić. Każdego dnia budziła się z myślą, że on przyjdzie do niej i
oświadczy, że ma inną... Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo się
myliła... Widok roześmianej dziewczyny, była dla bruneta najpiękniejszym
widokiem w całym jego życiu, no może nie wliczając momentu, gdy leżała pod nim
naga i całkowicie mu oddana - Nie chciałabym ci przypominać, ale za miesiąc
idziemy na ślub Naruto i Hinaty!
-Pamiętam doskonale... A wyśmiałabyś mnie, gdybym
teraz ci się oświadczył? - zapytał poważnie. Zielonooka uderzyła go w ramię, a
on syknął z bólu. Wciąż miała tą samą siłę, co rok temu, a może nawet i
większą.
-Szczerze? - zapytała powstrzymując śmiech. Chłopak
skinął głową - Pękłabym chyba ze śmiechu.
-To w takim razie jeszcze sobie poczekasz - mruknął
brunet i znów ją pocałował, a z kolei ten zwykły pocałunek przerodził się w coś
gorętszego...
Już
myślałam, że nigdy sobie nie pójdzie! Już było popołudnie następnego dnia!
Kolejny cenny dzień zmarnowany na seks... Żartuję. Żaden dzień poświęcony na to
nie jest stracony (chyba każdy młody tak myśli...). Jednak w takim tempie to
albo zajdę z nim w ciążę, albo zrezygnowana wyrzucę tego laptopa z całym tym
oto plikiem przez okno... On mi powoli nie daje żyć! No ale powrócę do mojej
historii. Na czym to ja skończyłam? Aha! Już wiem... Chodziłam więc na te spacery
z Lynn sama z głupią nadzieją, że on jednak się zjawi jak za pierwszym razem.
Nie pojawiał się jednak, a ja wciąż czekałam...Jak ta głupia, naiwna idiotka
czekałam... Ale już wiedziałam, że się zakochałam i była pewna, że to nie było
przelotne uczucie. W końcu nadeszły moje urodziny! Osiągnęłam wreszcie tą
upragnioną pełnoletniość. Od rodziców dwa dni wcześniej dostałam mój prezent,
którym okazał się mój własny dom i samochód jako gratis. I nie było to byle
jaki dom, tylko mały dworek położony w najbogatszej dzielnicy Tokio. Na
samochód też nie mogłam narzekać, bo było to czarne Ferrari Italia prosto z
salonu. Oświadczyłam tego samego dnia rodzicom, że zamierzam startować na
Uniwersytet Tokijski (na którym pracuje sobie mój kochany tatuś) na wydział
medycyny. Rodzice byli wniebowzięci, a ja szczęśliwa, że nie mieli nic
przeciwko. Wieczorem siedziałam już w nowym domu przy laptopie, na Facebooku i
dziękowałam za złożone życzenia. Na dywanie smacznie spała sobie Lynn, którą
pawie siłą zabrałam z domu rodziców. Nagle dostałam wiadomość, a ona
zaintrygowana dźwiękiem, postawiła jedynie uszy, które i tak znów po chwili
klapnęły. Zerknęłam na dane nadawcy i zamarłam. Odezwał się do mnie szanowny
pan Uchiha, który od dłuższego czasu nie raczył się do mnie odezwać. Życzył mi
wszystkiego najlepszego i proponował spacer. Chciał wszystko wytłumaczyć. Moja
złość na niego została zgaszona. Od razu się zgodziłam i obiecałam, że pojawię
się tam, gdzie zawsze z Lynn. Punktualnie o 21:30 byłam w parku przy jednej z
ławek i czekałam na tego kołka, który przez kilka tygodni nie dawał żadnego
znaku życia. W końcu się zjawił, a ja zaczęłam wytykać mu jego błędy i zarzucać
oskarżeniami, a trochę tego się nazbierało. O dziwo on mi nie przerywał, tylko
cierpliwie czekał na to, co mam mu do powiedzenia. Gdy wreszcie wyczerpały mi
się pomysły, a on najwidoczniej tez już miał dość, podszedł do mnie i mnie
pocałował. Jeszcze chyba nikt nigdy tak przyjemnie mnie nie uciszył. A potem
już wszystko poszło z górki. Dowiedziałam się, że Itachi zrobił mu prezent i w
trybie natychmiastowym wysłał go do Włoch na wakacje. Wybaczyłam mu, ale
udawałam, że robię to z łaski... Nie dał się skubaniec nabrać i zapytał się
mnie, czy chcę z nim być... Miałam się zgodzić? Chyba byłabym największą
idiotką, gdybym się nie zgodziła, będąc w nim zakochaną. Zostaliśmy więc parą i
w ciągu kilkunastu minut znaleźliśmy się w moim nowym domku. Żeby była
jasność... Do niczego nie doszło! Po prostu jak dwoje grzecznych dzieci
siedzieliśmy i oglądaliśmy komedię, bynajmniej nie dla grzecznych i nie dla
dzieci. A śmiechu było przy tym co nie miara. Sasuke spędził u mnie noc...
Odstąpiłam mu łaskawie kanapę. Lynn i Fu spali na dywanie - nie dość, że
właściciele się w sobie zakochali, to najwidoczniej ich pieski też obdarzyły
się tym pięknym uczuciem. Jakież to słodkie, prawda? Wakacje się zakończyły, a
nawet na dobre się nie zaczęły. One zdecydowanie powinny trwać dłużej! Na
święta postanowiłam odwiedzić mojego kuzyna Sasoriego. Nie miałam jednak
zamiaru jechać tam sama. Zabrałam ze sobą Sasuke... Była to też idealna okazja,
żeby dokopać (oczywiście nie dosłownie) Suigetsu, który mieszkał w domu razem z
moim kuzynem i jego żonką, którą o dziwo zdążyłam polubić. Wyobraźcie sobie
jego zdziwienie, gdy przedstawiłam im Sasuke, jako mojego ukochanego. Przez
przypadek dowiedziałam się, że Suigetsu został porzucony przez laleczkę, z
którą mnie zdradzał zaraz po przedstawieniu jej mi. O mało nie pękłam ze
śmiechu. Świąt nadszedł koniec. Zima minęła bardzo szybko, a nasza miłość
kwitła przy kominku i kubku parującej, gorącej czekolady w moim domu, którego
wreszcie przemeblowałam według własnego uznania. Wyszło mi to genialnie i nawet
zastanawiałam się nad zmianą wybranego kierunku, z lekarza na projektantkę
wnętrz. Sasuke jednak wybił mi to z głowy i dzięki mu za to! To byłby chyba
największy błąd. Po zimie nadeszła wiosna i coraz bliżej było do balu.
Oczywiście miałam iść na niego z Sasuke. Nie wierzyłam do końca, że on mnie nie
porzuci przed salą i nie ucieknie do innej, jednak zaznaczyłam, że gdy tylko
coś takiego wpadnie mu do głowy, to pożałuje tego od razu. Pozłościł się na
mnie chwilę, ale zaraz mu przeszło. Był tylko troszkę jeszcze naburmuszony z
powodu mojego braku zaufania. No ale to była tylko jego wina... Było wcześniej
nie latać za panienkami... Na balu pojawiliśmy się jako ostatni. On w dobrze
wykrojonym, czarnym garniturze, a ja w sukience. I to nie byle jakiej. Do tej
pory wisi u mnie w szafie. Jest zielona... a dokładniej to szmaragdowa i ma
odcień bardzo zbliżony do koloru moich oczu. Do tego góra (gorsetowa)pokryta
była czarną koronką obrazującą małe kwiatuszki. Sasuke na mój widok dosłownie
zaniemówił! Taka reakcja faceta na widok kobiety zawsze była, jest i będzie
satysfakcjonująca. Bawiliśmy się świetnie. A po balu... A po balu poszliśmy do
mnie i tam bawiliśmy się jeszcze lepiej... Byłam przekonana, że mój pierwszy
raz chcę przeżyć dopiero po ślubie, jednak to wtedy zadział impuls i ja po
prostu w jednym momencie zdecydowałam, że tego chcę... Sasuke nie narzekał, bo
jakby to było, jakby facet narzekał, gdy kobieta podaje mu się w łóżku jak na
tacy. Nie żałowała potem tego, że mu się oddałam... Było warto, chociaż wciąż
jeszcze wtedy nie byłam pewna, czy to, co było między nami, było na poważnie...
No a potem minął rok od naszego "stania się parą". Po moich 19
urodzinach, wtedy, gdy przerwał mi pisanie tego... Gdy oświadczył, że sobie na
oświadczyny poczekam... Żartował, bo już dwa dni później powiedziałam (najpierw
przy nim, a potem już oficjalnie przed rodzicami i Itachim) "tak" -
jeszcze nie sakramentalne, ale to już był półmetek. Po pół roku wreszcie
zostałam jego żoną... I kto by pomyślał, że w tak młodym wieku wyjdę za mąż...
To było fantastyczne uczucie! Nie pozwoliłam mu jednak wtedy przeczytać tego
mojego małego "dzieła".
-Wreszcie skończyłam! - wykrzyknęła kobieta. Siedziała
właśnie w swoim domu, przed szklanym, kwadratowym stolikiem, na którym leżał
laptop z wynikiem jej długiej pracy. Duży, okrągły brzuch przyszłej mamusi
delikatnie stykał się z szybą stołu. Nagle rozległ się trzask drzwi wejściowych
i po chwili w progu salonu pojawił się brunet z bukietem kwiatów.
-Co się stało, że tak krzyczałaś? Słychać cię było
chyba i w Chinach! Już myślałem, że rodzisz - mruknął z nutką paniki i podał
ukochanej bukiet, całując ją jednocześnie w pliczek.
-Pamiętasz, jak kiedyś chciałeś zobaczyć, co takiego
piszę? - zapytała ze słodkim uśmiechem. Jej mąż usiadł za nią i spojrzał na
czarny ekran - No to sobie jeszcze poczekasz! - zielonooka zaśmiała się
perliście ze zdziwionej miny ukochanego.
-Przeciągasz strunę Uchiha! Miałaś mi to pokazać, jak
za mnie wyjdziesz. Jesteśmy już małżeństwem od ośmiu miesięcy, a tu wciąż
cicho...
-Gdyby nie ty i twoje skuteczne odwracanie mojej
uwagi, przez które, jak już nie raz wspominałam zaszłam w ciążę, to byłoby to
zakończone dużo wcześniej i mógłbyś to szybciej przeczytać... - mruknęła.
-Czyli skończyłaś? - zapytał, na co kobieta skinęła
głową - To w takim razie daj poczytać...
-Nie ma mowy!
-Ale przecież obiecałaś! - wstał z zajmowanego miejsca
i założył ręce na klatce piersiowej.
-No i patrzcie państwo! Strzelił focha z przytupem! -
kobieta nie kryła już w ogóle swojego rozbawienia. Wstała powoli z zajmowanego
miejsca i podeszłą do ukochanego, stając naprzeciwko. Nagle zamyśliła się,
jakby właśnie przypomniała sobie coś ważnego - Dziś na kolację wpadną moi
rodzice... - na twarzy bruneta pojawił się wyraz niezadowolenia.
-Czy oni naprawdę nie mogą dać spokoju szczeniakom?
Jesli zaczną je niańczyć tak, jak ostatnio to Lynn niebawem ich pogryzie... A
poza tym twoja matka mnie przeraża... Ona jest nadopiekuńcza! Ja się jej boję!
- mruczał pod nosem jeszcze coś, jednak Sakura już nie słuchała. Najpierw
poczuła silny skurcz, a zaraz potem coś spłynęło po jej nogach.
-Sasuke... - mruknęła przerażona, patrząc w dół na
plamę na dywanie, jednak on ją kompletnie zignorował.
-Nie lubię jak ona nas odwiedza. Zawsze potem bolą mnie
policzki od jej szarpania i rozciągania ich...
-Sasuke... - kolejna próba i wciąż narastające
przerażenie. A tyle razy powtarzała sobie, że ma zachować spokój. I plany
diabli wzięli.
-Kochanie wysłuchaj mnie proszę do koń... - nie dane
mu było dokończyć, ponieważ coraz bardziej zdenerwowana i przerażona kobieta
nie wytrzymała.
-Idioto! Ja rodzę! - wydarła się. Sasuke zaniemówił. W
pierwszym momencie stał i patrzył na nią, a zaraz potem porwał ją na ręce i
zaniósł do samochodu. Kluczyki zostały jednak w domu... Sakra stała i patrzyła
przez ogromne okno na poczynania męża. Klucze leżały na stoliku, natomiast on
szukał ich wszędzie indziej, tylko nie tam - No cóż... Zaszłam w ciąże przez
jego zboczone pomysły, a teraz pewnie urodzę zanim on sie zorientuje, gdzie te
cholerne klucze leżą... Tak to bardzo możliwe... Z kim mi przyszło żyć... Mam
nadzieję syneczku, że inteligencję odziedziczysz po mamusi - mruknęła sama do
siebie, jednocześnie starając się równomiernie oddychać. Jak powtarzała jej
zawsze Tsunade, równomierny i spokojny oddech był najważniejszy.
-Nie ma mowy! To będzie dziewczynka! Urodę będzie mieć
po tobie, ale inteligencję ma mięć moją! - nagle przy niej pojawił się brunet i
wpuścił ją do auta. Po chwili z piskiem opon pędzili ulicami Tokio do głównego
szpitala w mieście.
-W takim razie ja nie rodzę! Jestem od ciebie
inteligentniejsza i koniec! - temat ucięła, a Sasuke nie miał zamiaru się z nią
kłócić... Juz nie raz to przerabiali, a ona zawsze stawiała na swoim. On tylko
się podporządkowywał. W końcu dotarli na miejsce i w trybie natychmiastowym
brunet z żoną na rękach pognał na odpowiednie piętro, gdzie od razu skierowano
ich na salę. Poród miała odebrać Tsunade - daleka ciotka Sakury, która pomagała
Sakurze w nauce do egzaminów i załatwiła jej praktyki w szpitalu. Dobrze było
mieć takie znajomości. Po pewnym czasie na świat przyszła dziewczynka.
No
i jak już wiecie wszystko dobrze się skończyło. Aiko ma już pół roku i jest
najsłodszym aniołkiem na całym świecie. Szkoda tylko, że moi rodzice przerzucili
się ze szczeniaków, na dziecko. Ani ja, ani Sasuke, ani tym bardziej Aiko (zawsze
u mojej mamy na rekach płakała) nie byliśmy zadowoleni z nadopiekuńczości
dziadków. Mimo to wszystko układało się jak najlepiej. Teraz musicie mi jednak
wybaczyć... moje maleństwo płacze, a poza tym... chciałabym jeszcze syneczka,
więc tym razem to ja musze odwrócić uwagę Sasuke. Trzymajcie się cieplutko moi
drodzy!
I mi się udało ;3 przeczytałam twoje kolejne (zaje**ste) opowiadanie ^-^ Jiip!
OdpowiedzUsuńMasz wielki talent ^-^