10 czerwca 2013

Bo miłość to takie cholerne uczucie! ~ cz.3



HISTORIA ÓSMA – SASUKE

Była połowa maja, gdy rozstałam się z Nejim. Od tego czasu nikogo nie potrafiłam sobie znaleźć. Faceci, albo wyglądali jak idioci, albo zachowywali się jak idioci. Żaden nie był idealny. Wielkimi krokami zbliżała się osiemnastka Ino. Pamiętacie ją jeszcze? Słodka blondyneczka, która niegdyś była moim największym wrogiem, a teraz nie możemy bez siebie praktycznie żyć. O dziwo ona nie planowała wielkiej imprezy na sto osób. Zaprosiła najbliższe koleżanki, dwóch kolegów i dwóch kuzynów. Właśnie na tej imprezie "poznałam" Sasuke... Pamiętacie go może jeszcze z historii o Shikamaru? Wspominałam o nim... To ten dzieciak, którego nie terroryzowałam w przedszkolu, ze względu na jego starszego brata. Teraz był to już mega przystojny brunet z czarnymi niczym noc oczami. Uchiha wrócili już jakiś czas temu i z Sasuke miałam już kontakt w szóstej klasie, jednak była to ulotna znajomość. On najwidoczniej mnie nie pamiętał, a ja udawałam, że pierwszy raz widzę go na oczka. Już kiedyś mi się podobał, ale wtedy było to bardzo dziecinne uczucie. Tym razem zapowiadało się na coś większego. Przynajmniej tak myślałam pod wpływem alkoholu. W każdym razie ten jeden wieczór, który spędziliśmy razem na urodzinach Ino, zalicza się do jednego ze wspanialszych w całym moim życiu! Jednak wszystko od początku. Był piątek... Przed godziną 17:00... Ubrana w zwiewną, krótką sukienkę i w wysokich szpilkach, przybyłam do restauracji, która wynajęta była na wyłączność, specjalnie na życzenie Ino. Mój szofer (czytać - tata) miał mały problem z trafieniem tam (Tokio wbrew pozorom to bardzo skomplikowane miasto), jednak z pomocą nawigacji dotarłam wreszcie na miejsce. Złożyłam Ino życzenia i razem z nią zasiadłam na tarasie przed restauracją. Otaczał ją wysoki żywopłot, dzięki któremu byliśmy chronieni przed ciekawskimi spojrzeniami przechodniów. W środku sali siedzieli jej dwaj kuzyni i dwaj koledzy. Byłam pierwszą z zaproszonych dziewczyn (a podobno zawsze się spóźniam). Razem z Ino czekałyśmy na resztę. W końcu przybyły dwie kolejne osoby. Nie znałam ich, jednak szybko się zgadałyśmy. Była nas już łącznie ósemka. Brakowało jeszcze czwórki gości. Dziewczyny miały się spóźnić. Siedziałyśmy sobie na tarasie i gadałyśmy o głupotach, gdy dołączyli do nas szanowni panowie. Przedstawili się. Kuzyni Ino nazywali się Naruto (tak, tak... ten Naruto, z którym chodziłam w ósmej klasie) oraz Sasuke (szarmancki przystojniak, który w ogóle mnie nie pamiętał). Jej koledzy natomiast nazywali się Gaara i Kankuro i byli rodzeństwem. Ino opisała Sasuke jako jej najukochańszego kuzyna, do którego nie pozwoli zbliżyć się żadnej dziewczynie. Od razu dowiedzieliśmy się, że mają zakład. Wynikało z niego, że Sasuke nie może do 25 roku życia mieć dziewczyny. W innym wypadku będzie musiał kupić Ino najnowszy model porsche (dla niego było to nic, bo jego wujek, który się nimi opiekował od śmierci ich rodziców, był prezesem największej korporacji w całej Japonii, więc był mega bogaty). Ino zawołała nas na salę. Kelner wjechał z dużym, różowym (bo jakże by inaczej) tortem. Rozlano do kieliszków szampana. DJ puścił podkład pod starą, znaną przyśpiewkę, a mianowicie pod "sto lat!". Zaczęliśmy śpiewać. Żeby była jasność - nie fałszowaliśmy. Nasz śpiew dało się znieść...! Po torcie i szampanie przyszła kolej na pierwszego kieliszka wypitego na cześć solenizantki. Jakże mogłabym nie wypić za jej zdrowie. Po chwili wjechali z jedzeniem. Póki co niczego innego nie robiliśmy poza siedzeniem przy stole. Muzyka grała gdzieś tam w tle. W końcu wstał Sasuke i poprosił Ino do tańca. Jako najukochańszy kuzynek miał pierwszeństwo zatańczenia z solenizantką. Ja tańczyłam z Gaarą. Był przystojny, ale młodszy o rok. Albo miałam tylko takie wrażenie, albo mu się spodobałam. Niestety ja miałam na oku innego osobnika. Na sali było dość jasno, przez co zabawa jakoś się nie potrafiła rozkręcić. Wypiliśmy po drugim kieliszku i ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz. Sasuke gadał z DJ, a Ino postanowiła, że pójdzie poszukać grubych zasłon do powieszenia na oknach w celu odcięcia światła i zaciemnienia sali. Chciałam iść za nią, ale zostałam złapana od tyłu i podrzucona lekko od góry. DJ puścił jakąś wolniejszą piosenkę. Zaczęłam tańczyć z Sasuke. Moja radość była ogromna, ale nie pokazywałam tego po sobie. W pewnym momencie odwrócił mnie do siebie tyłem i trzymał tak przez chwilę. Czy wspominałam wam, że on zawsze był dupkiem zdobywającym dziewczyny niczym kolejne trofea? On podobał się im, dzięki czemu mógł mieć każdą. Nie obrażając go jednak... Miał chłopak po prostu urodę, talent - grał na gitarze, perkusji, śpiewał, kochał rocka i jazdę konno. I powiedzcie mi jak się w nim tu nie zakochać. Wracając jednak na imprezę. Jak on mnie tak trzymał tyłem do siebie, nagle odwróciłam głowę w lewo. Nie wiem czy ja zawsze muszę zrobić coś w nieodpowiednim momencie, ale przez ten nagły odwrót głowy pocałowałam go. Akurat nachylał się nad moim ramieniem. Szybko od niego odskoczyłam i zaczęłam się tłumaczyć, że nie chciałam (ale było miło...), a on świnia zamiast odpuścić to przyciągnął mnie do siebie, powiedział "słodko" i znów mnie pocałował. Ale mi było ciepło! Przeszkodził nam odgłos kroków. Ino schodziła ze schodów i stukała obcasami. Sasuke przerwał pocałunek i znów wróciliśmy do tańca. Ta cwana blondynka weszła na salę z szerokim uśmiechem i kazała nam się przestać zabawiać tylko jej pomóc. W efekcie stałam na wysokim parapecie i wieszałam na karniszach zasłony. Na ziemi stał Sasuke i Ino i wpatrywali się w moje poczynania (jakby kurcze facet nie mógł tego zrobić... Pewnie wolał patrzeć na moje majtki, które jestem pewna dostrzegał z dołu). Mówię wam... Masakra!!! Tyle facetów dookoła, ale to kobieta musi wspinać się po parapetach i wykonywać prace na wysokościach! No ale dość już o tym. Gdy na sali było już ciemniej, wyszliśmy na dwór do reszty (swoją drogą Sasuke pomógł mi zejść z parapetu, a konkretnie złapał mnie w locie z niego - potknęłam się o długą zasłonę i byłabym z hukiem zlądowała na ziemię...). Siedzieliśmy tam jakiś czas. Sasuke nabijał się z Ino, że na imprezę wybrała takie miejsce, do którego nikt nie potrafił trafić. Twierdził, że na dachu powinien być transparent z napisem "Tu Ino ma osiemnastkę!". Wybuchowy charakterek mojej przyjaciółki dawał o sobie znać podczas ich wymiany zdań. Oni się kłócili i przedrzeźniali, a my mogliśmy się pośmiać. Gdy wróciliśmy w końcu na salę, było już po godzinie 20:00. Jak ten czas strasznie szybko leciał. Wreszcie zaczęła się prawdziwa zabawa. DJ puszczał same zagraniczne hity, do których świetnie się tańczyło. Powoli miałam dość Gaary. Jednego razu miałam szczęście i w porę zauważyłam, że on zmierza w moją stronę. Szybko wstałam od stolika i zaczęłam iść w przeciwną stronę niż on. Jak się domyślałam, chciał mnie poprosić to tańca... Znowu... Może nie byłoby nawet tak źle, gdyby nie fakt, że on potwornie tańczył i byłam cała podeptana. Buty musiałam zdjąć, bo w wysokich obcasach tańczyło mi się niewygodnie (wychodzę z założenia, że w butach się nie chodzi (a tym bardziej nie tańczy!), tylko w butach się wygląda! To taka moja święta zasada...) i teraz na boso wywijałam na parkiecie. Uciekając przed Gaarą, który przekrzykiwał głośną muzykę i proponował mi taniec (a ja udawałam, że go nie słyszę), wpadłam nagle na przeszkodę w postaci przystojnego , umięśnionego (można powiedzieć, że zabolało jak na niego wpadłam...) bruneta - Sasuke. Widząc moją rozpacz, postanowił pomóc mi uporać się z natarczywym kolegą i zaprosił mnie do tańca. To był może trzeci taniec jaki tańczyliśmy razem (znacznie częściej z nim piłam, ale to szczegół...). Już pomału zaczynało mi szumieć w głowie od nadmiaru alkoholu, jednak dzięki temu byłam też odważniejsza (nawet bardziej niż zwykle...). Oświadczyłam Sasuke, że on jest najbardziej nieprzewidywalnym tancerzem na świecie! Gdy z nim tańczyłam, to raz byłam przy samej ziemi, wygięta w jego ramionach, a zaraz potem fruwałam dzięki niemu pod sufitem, bo mnie łapał w talii i unosił do góry. Sasuke ratował mnie niejednokrotnie przed Gaarą. W końcu powiedziała mu, że wynajmę go na swojego prywatnego ochroniarza. Zgodził się ze śmiechem. Jak on się bosko śmiał! Przed północą, przy którymś z kolei już tańcu z Sasuke oświadczyłam mu, że jeśli nie ma nic przeciwko, to zabiorę go ze sobą na bal przed egzaminami. Nie wiem czy był pod wpływem alkoholu, czy był w pełni poważny, ale odpowiedział mi, że będzie zaszczyconym mogąc mi towarzyszyć i że pójdzie z miła chęcią. Z radości rzuciłam się na niego i dałam mu buziaka w policzek. Ino za wszelką cenę chciała go upić, a mnie najwidoczniej razem z nim, bo w jednym z momentów wręczyła nam piwo i kazała go wypić. Usiedliśmy więc na tarasie przed restauracją i zaczęliśmy na spółkę opróżniać puszkę z piwem. Nie ma to jak mieszanie różnych rodzajów alkoholu. Tyle dobrze, że nie było wina, bo na nie reaguję najgorzej. Gdy tak siedzieliśmy zachciało mi się iść do toalety. "Zabłądziłam" jednak i wylądowałam na sali. W efekcie lekkiego zamroczenia oparłam się o parapet przy otwartym oknie i podziwiałam gwiazdy na niebie, które tego dnia pięknie błyszczały na niebie. Nagle kątem oka dostrzegłam w szybie okna postać Sasuke, który zakradał się do mnie. Udawałam, że o nim nie wiem i czekałam na to, co zrobi. Po chwili złapał mnie w talii i odwrócił w swoja stronę. Zaczął się ze mnie śmiać, że nie umiem udawać, że o niczym nie mam pojęcia. Dostałam buziaka w policzek. Posadził mnie na parapecie. Objęłam go rękami za szyję i tym razem to ja pocałowałam go w policzek. W jednej chwili przerzucił mnie przez ramię i w efekcie zwisałam głową w dół i modliłam się, aby spod krótkiej sukienki nie było mi widać majtek. Niesiona tak przez niego na podwórko czułam się jak worek ziemniaków. Dosłownie... Postawił mnie dopiero na środku rozległego trawnika, który znajdował się na tyłach budynku. W sali DJ puścił wolny kawałek, a my zaczęliśmy do niego tańczyć i jednocześnie się wygłupiać. W pewnym momencie pośliznęłam się na mokrej od rosy trawie i wylądowałam na ziemi, ciągnąc go za sobą. Nie wstawaliśmy. Leżeliśmy tak patrząc raz na siebie, a raz w niebo. Przerwał nam głos Ino, która przez mikrofon informowała, że dwoje idiotów tarzających się po trawie ma natychmiast wracać do sali. Zadedykowała też nam piosenkę. DJ o dziwo puścił mój ulubiony kawałek. Nie minęła minuta, a już w najlepsze tańczyłam na sali z Sasuke. Po kilku kolejnych przetańczonych piosenkach i po kilku kolejnych wypitych kieliszkach, zaczęło nam obojgu już kompletnie odwalać. W pewnym momencie odkryłam, że Sasuke ma łaskotki. Wykorzystałam więc tą wiedzę przeciwko niemu i z czystą premedytacją zaczęłam się nad nim "znęcać". On nie był mi jednak dłużny i już po chwili ja wiłam się pod jego dotykiem. W końcu - co było pewnie nieuniknione - wylądowaliśmy oboje na podłodze. Ja miałam gorzej, bo leżałam pod nim, a on wciąż mnie łaskotał. W końcu udało mi się go zepchnąć z siebie i tym razem to ja zasiadłam na nim okrakiem i kontynuowałam śmiechową "zabawę". Jak się pewnie domyślacie, moja dominacja nie trwała długo, bo prawie natychmiast znów znalazłam się po nim. Turlalibyśmy się pewnie po ziemi jeszcze dłużej, jednak na salę wkroczyła znów Ino i rozdzieliła nas. A było wtedy tak zabawnie! Było już koło godziny 4:00 nad ranem. Impreza dobiegała końca, ale wiadomo że kiedyś musiała się w końcu skończyć. Najlepsze nadeszło na koniec. To było takie słodkie, że aż chyba za słodkie. A mnie już powoli mdliło. Grzecznie usiadłam sobie na parapecie, aby się przewietrzyć. Światło było już zapalone i pozostałe cztery osoby: Ino, Gaara, Kankuro i Sasuke zaczynali sprzątać, a dokładnie to pomagać pozostałej obsłudze restauracji. Mi Ino odpuściła, bo bała się, że przy gwałtownym ruchu narobię im jeszcze więcej sprzątania. Sasuke najwidoczniej tez się znudziło zbieranie pustych butelek, bo przysiadł się do mnie. Był jakiś niewyraźny, ale nie pytałam. Ułożyłam się wygodniej na parapecie, oparłam o ramę okna i pozwoliłam mu położyć głowę na moim brzuchu. Prawie zasnął na mnie, ale było mi bynajmniej przyjemnie. Niekiedy próbowałam go łaskotać, a on mnie, jednak w końcu skończyło się na tym, że moje ręce unieruchomił na swoim brzuchu, w stalowym uścisku swoich dłoni. Nie było szans na oswobodzenie się. Po kilkunastu minutach wreszcie mnie puścił, a ja zaczęłam bawić się jego włosami. Dowiedziałam się kiedy ma urodziny. Okazało się, że dokładnie w ten sam dzień, co mój tata. Wtedy chyba rodzą się sami wspaniali ludzie. W końcu przyjechał mój transport do domu. Sasuke też musiał już wracać, bo obsługa chciała już zamykać salę, a Ino też już się zbierała. On jaki kochany kuzynek nocował u niej, a ja wracałam do domu. Sasuke narzekał, bo twierdził, że ja zapewne rano zrobiłabym mu masaż. Może i bym zrobiła... Ale to mało istotne. Następnego dnia rano obudziłam się z ogromnym kacem. Wszystko jednak wspaniale pamiętałam i nie byłam zadowolona z mojego postępowania. Wszystko od razu opisałam w SMS-ach Hinatce, a z Temari postanowiłam się spotkać po południu i wszystko jej opowiedzieć. Jak sie spodziewałam Temari ostrzegała mnie przed nim, bo sama się bardzo dawno na nim zawiodła i nie chciała, żebym ja też cierpiała. Co jednak z tego, że już jakby było za późno... Ja byłam nim zauroczona i tyle! Hinata natomiast jak zawsze gdy chodziło o facetów, którzy mnie zainteresowali, fantazjowała, kombinowała i przesadzała. Po prostu szalała z niepotrzebnej radości. Po spacerze z Temari siedziałam w domu na łóżku przed laptopem i czytałam książkę, którą pożyczyła mi dawno temu Ino. Byłam zalogowana na Facebooku, którego coraz zadziej używałam, jednak nie zwracałam na to uwagi. Nagle moje skupienie nad książką, która coraz bardziej mnie wciągała, przerwał dźwięk wiadomości. Okazało się, że na owym Facebooku napisał do mnie nie kto inny tylko Sasuke Uchiha... Ciasteczko, z którym miło spędziłam ostatnią imprezę. Pisałam z nim chwilę. Głównie to on żalił mi się, że musiał spać na podłodze i że rano nie miał mu kto zrobić masażu. Narzekał też na to, że Ino zbyt wcześnie wygoniła go z materaca i z domu, bo była z kimś umówiona. A ja śmiałam się jak głupi do sera przed ekranem laptopa. Nagle do mojego pokoju wpadła Lynn. Jak zwykle na dole sama otworzyła sobie drzwi i pobiegła na piętro, aby upomnieć się o spacer. Pisanie z Sasuke tak mnie wciągnęło, że zapomniałam o całym świecie. Nie miałam pojęcia, że było już tak późno. Poprosiłabym tatę, żeby z nią wyszedł, jednak rodzice wyjechali na jakieś spotkanie służbowe i miałam dom wolny. Musiałam więc pożegnać się z Uchihą. Napisałam mu, że muszę wyprowadzić psa. Zapytał, gdzie zazwyczaj chodzę, więc odpisałam, że do parku niedaleko mojej ulicy. Pożegnaliśmy się i już miałam się wylogować, gdy napisała do mnie Ino. Lynn zaczęła się niecierpliwić i pomrukiwała, leżąc na moim nowym dywanie. Zapytałam jej (tak, gadam z psem...), czy może nie odpuścimy sobie spacerku, jednak jej warknięcie upewniło mnie w przekonaniu, że nawet nie mam co o tym marzyć. Odczytałam wiadomość od Ino, w której naśmiewała się ze mnie i z Sasuke oraz zaznaczała, że jej kuzyn powinien już chyba oszczędzać na porsche dla niej. Podogryzałabym jej, gdyby nie fakt, że Lynn chodziła po moim pokoju i już wyraźnie niezadowolona, głośno warczała. Przeprosiłam Ino i wytłumaczyłam, że musze wyprowadzić psa i wreszcie się wylogowałam i włączyłam laptopa. Szybko przebrałam się w krótkie spodenki i top, więziłam telefon, słuchawki i smycz na psa i razem z moją towarzyszką opuściłam dom, uprzednio dokładnie zamykając wszystkie drzwi i okna. Drogę do parku jak zwykle pokonałyśmy truchtem. Na miejscu przeszłyśmy już jednak do powolnego, spacerowego kroku. Nagle przed nami wyskoczyła jakaś postać z psem. Było już ciemno pomimo tego, że było lato. Na spacery z Lynn wychodziłam zazwyczaj o 21:00, jednak tym razem przez dwoje osobników, wyjście z psem opóźniło się o całą godzinę, w efekcie czego, gdy doszłam do parku, była już 22:15 i było już dosyć ciemno. Widząc nieznajomego z psem, Lynn spięła się i zaczęła warczeć ostrzegawczo. Ja też przyjęłam obronna pozycję. Będąc z Nejim, nauczyłam się kilku chwytów i ciosów. Wyprostowałam się dopiero, gdy usłyszałam śmiech tajemniczej osoby. Niepewnie zbliżyłam się i po chwili w nikłym świetle niedaleko stojącej latarni, dostrzegłam twarz Sasuke. Zła uderzyłam go z pięści w ramię, na co syknął urażony i złapał się za bolące miejsce. Mimo wszystko miałam siłę w łapkach. Lynn najwidoczniej zaprzyjaźniła się z Fu - owczarkiem niemieckim Sasuke. Dowiedziałam się, że nie tylko moi rodzice mają bzika na punkcie tej rasy, a także Itachi, który podobno na sam widok tych psów dostaje bzika. Psy gdzieś biegały po parku, a my dwoje szliśmy powoli i gadaliśmy, czasami zaśmiewając się do łez. Było już po północy, a my nadal spacerowaliśmy. Obeszliśmy park kilka razy dookoła. W końcu przyszedł czas na wracanie. Sasuke odprowadził mnie pod sam dom. Do łóżka padłam z myślą, że nie będę robić nic w związku z nami. Doszłam do wniosku, że jesli jemu na mnie będzie zależeć, to sam coś w końcu wykombinuje. Do końca roku szkolnego spotykaliśmy się w parku z psami i spacerowaliśmy do późnej nocy. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o Sasuke. Spotkałam też Itachiego, który zmartwiony częstymi wyjściami brata i jego późnymi powrotami, postanowił go śledzić do wiedzieć się, gdzie on znika. O dziwo rozpoznał mnie od razu. A przecież ostatni raz widziałam go, gdy byłam w przedszkolu. Sasuke o mało się nie wywalił, gdy się dowiedział, że już wcześniej się znaliśmy. Trochę się powściekał, że nic mu nie powiedziałam, ale szybko mu przeszło (zasługa wszechmocnych łaskotek...). Po zakończeniu roku szkolnego (czy wspominała, że kończyłam już drugą klasę szkoły średniej? Za kilka dni miałam obchodzić moje osiemnaste urodziny!) zabrałam go na lody do jednej z moich ulubionych kawiarenek. Tam na moje nieszczęście spotkaliśmy Naruto z jego nową laską, która była byle warta, co zużyta chusteczka higieniczna. Z Naruto grzecznie się przywitałam, natomiast jej posłałam dumne spojrzenie i zapytałam jej wprost, czy aż tak bardzo lubi denerwować i zawodzić ludzi. Udawała, że nie ma pojęcia o co chodzi, więc wytłumaczyłam jej, że widziałam dzień wcześniej jak całowała się z jakimś brunetem pod lampą w parku (to był jeden dzień, gdy Sasuke nie mógł mi towarzyszyć). Naruto był wściekły, a ona się jeszcze głupio tłumaczyła i twierdziła, że ja kłamię. Tym razem na moje szczęście do kawiarni wszedł owy brunet i zdziwiony podszedł do nas widząc rudzielca klejącego się do Naruto. Dzięki mnie laska straciła dwóch facetów za jednym zamachem. No cóż... Nie ma to jak narobić sobie wrogów. Gdy zostałam już tylko ja, Sasuke i Naruto, do nas podeszła Hinatka ze swoim chłopakiem, który gdy tylko zobaczył blondyna, od razu zaczął mu dogryzać. Na pierwszy rzut oka widać było, że wyjątkowo za sobą nie przepadają. W końcu Hinatka nie wytrzymała (co było bardzo dziwne, bo ona nigdy nie podnosiła głosu) i kazała się Danowi zamknąć, po czym zerwała z nim i kazała odejść. Zrezygnowany chłopaczek posłuchał się i po chwili już go nie było. Za to Naruto umówił się z moją przyjaciółką. Gdy wychodzili ostrzegłam go, że jak tylko ją skrzywdzi, to rozliczę się z nim. Pokiwał tylko głową i wybiegł za Hinatką. On najwidoczniej musiał się mnie bać. I dobrze, bo tak powinno być. Od zawsze uważałam, że to kobiety miały najważniejszy głos, a mężczyźni byli tylko dobrym, albo złym dodatkiem do nich, a ich jedynym zadaniem było prezentowanie się godnie przy nowej parze butów czy torebce. Miałam jednak wrażenie, że Sasuke po pierwsze nie dałby się traktować jak dodatek - on musiał być na równi z kobietą, a po drugie nie potrafiłabym nim pomiatać - przynajmniej wtedy. Kilka dni później już siedziałam w tym samym miejscu jedynie z Hinatką i żaliłam się jej. Sasuke nie odezwał się do mnie przez ponad tydzień od naszego ostatniego spotkania w tej samej kawiarence. Może źle to ujęłam... Ja się jej nie żaliłam. Ja w jej obecności rzucałam pod adresem Uchihy same najgorsze wyzwiska. Ja wiedziałam, że on latał za babami jak... Pozwólcie, że nie skończę... Nie mam ochoty się pogrążać. W ogóle gdzieś jakby wyparował, zniknął. Nigdzie nie mogłam go znaleźć. Ani w parku, ani w kawiarni, ani na Facebooku. Po postu jakby zapadł się pod ziemię, wyparował! Chodziłam na spacery z Lynn sama z głupią nadzieją, że on jednak się zjawi jak za pierwszym razem. Nie pojawiał się jednak, a ja wciąż czekałam...

-Sakurcia! Co ty tam znowu bazgrzesz w tym swoim laptopie? Jesteśmy ze sobą już rok, a ty ciągle tam coś piszesz i piszesz i nie chcesz mi powiedzieć co to! - dziewczyna słysząc głos swojego chłopaka szybko zapisała plik i wyłączyła wspomniany sprzęt. Spisywanie swojej miłosnej historii zajęło jej rok, a wciąż jeszcze nie skończyła. Przecież musiała napisać jeszcze jak doszło do tego, co było teraz, ale chłopak skutecznie ją rozpraszał. Po chwili w drzwiach pojawił się wysoki, wysportowany i opalony brunet. Jego czarne oczy dokładnie zlustrowały dziewczynę, która powitała go z uśmiechem na ustach, który on od razu odwzajemnił, po czym z rozmachem rzucił się na łóżko.
-Nic, nic kochanie! - odpowiedziała na jego pytanie i ze stoickim spokojem podeszła do niego i usiadła okrakiem na jego kolanach. Musnęła lekko jego usta, po czym zaśmiała się wesoło z jego niezadowolonej miny. Mieli już oboje 19 lat... Teraz mogli jeszcze więcej niż rok temu.
-Czy ty w ogóle kiedykolwiek mi to pokażesz? - zapytał z westchnieniem - Jak taka otwarta dziewucha może mieć przede mną jakiekolwiek sekrety?! Przecież to niedopuszczalne! - wyraz jego twarzy doprowadził różowowłosą do wybuchu niekontrolowanego ataku śmiechu.
-Wiem! Pokażę ci to, gdy tylko już zostaniesz moim mężem! - krzyknęła wesoło i snów zaczęła się śmiać. Żartowała... Sasuke wciąż w jej oczach był babiarzem.. Ufała mu, jednak nie wierzyła, że w kilka miesięcy mógł się zmienić. Każdego dnia budziła się z myślą, że on przyjdzie do niej i oświadczy, że ma inną... Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo się myliła... Widok roześmianej dziewczyny, była dla bruneta najpiękniejszym widokiem w całym jego życiu, no może nie wliczając momentu, gdy leżała pod nim naga i całkowicie mu oddana - Nie chciałabym ci przypominać, ale za miesiąc idziemy na ślub Naruto i Hinaty!
-Pamiętam doskonale... A wyśmiałabyś mnie, gdybym teraz ci się oświadczył? - zapytał poważnie. Zielonooka uderzyła go w ramię, a on syknął z bólu. Wciąż miała tą samą siłę, co rok temu, a może nawet i większą.
-Szczerze? - zapytała powstrzymując śmiech. Chłopak skinął głową - Pękłabym chyba ze śmiechu.
-To w takim razie jeszcze sobie poczekasz - mruknął brunet i znów ją pocałował, a z kolei ten zwykły pocałunek przerodził się w coś gorętszego...

Już myślałam, że nigdy sobie nie pójdzie! Już było popołudnie następnego dnia! Kolejny cenny dzień zmarnowany na seks... Żartuję. Żaden dzień poświęcony na to nie jest stracony (chyba każdy młody tak myśli...). Jednak w takim tempie to albo zajdę z nim w ciążę, albo zrezygnowana wyrzucę tego laptopa z całym tym oto plikiem przez okno... On mi powoli nie daje żyć! No ale powrócę do mojej historii. Na czym to ja skończyłam? Aha! Już wiem... Chodziłam więc na te spacery z Lynn sama z głupią nadzieją, że on jednak się zjawi jak za pierwszym razem. Nie pojawiał się jednak, a ja wciąż czekałam...Jak ta głupia, naiwna idiotka czekałam... Ale już wiedziałam, że się zakochałam i była pewna, że to nie było przelotne uczucie. W końcu nadeszły moje urodziny! Osiągnęłam wreszcie tą upragnioną pełnoletniość. Od rodziców dwa dni wcześniej dostałam mój prezent, którym okazał się mój własny dom i samochód jako gratis. I nie było to byle jaki dom, tylko mały dworek położony w najbogatszej dzielnicy Tokio. Na samochód też nie mogłam narzekać, bo było to czarne Ferrari Italia prosto z salonu. Oświadczyłam tego samego dnia rodzicom, że zamierzam startować na Uniwersytet Tokijski (na którym pracuje sobie mój kochany tatuś) na wydział medycyny. Rodzice byli wniebowzięci, a ja szczęśliwa, że nie mieli nic przeciwko. Wieczorem siedziałam już w nowym domu przy laptopie, na Facebooku i dziękowałam za złożone życzenia. Na dywanie smacznie spała sobie Lynn, którą pawie siłą zabrałam z domu rodziców. Nagle dostałam wiadomość, a ona zaintrygowana dźwiękiem, postawiła jedynie uszy, które i tak znów po chwili klapnęły. Zerknęłam na dane nadawcy i zamarłam. Odezwał się do mnie szanowny pan Uchiha, który od dłuższego czasu nie raczył się do mnie odezwać. Życzył mi wszystkiego najlepszego i proponował spacer. Chciał wszystko wytłumaczyć. Moja złość na niego została zgaszona. Od razu się zgodziłam i obiecałam, że pojawię się tam, gdzie zawsze z Lynn. Punktualnie o 21:30 byłam w parku przy jednej z ławek i czekałam na tego kołka, który przez kilka tygodni nie dawał żadnego znaku życia. W końcu się zjawił, a ja zaczęłam wytykać mu jego błędy i zarzucać oskarżeniami, a trochę tego się nazbierało. O dziwo on mi nie przerywał, tylko cierpliwie czekał na to, co mam mu do powiedzenia. Gdy wreszcie wyczerpały mi się pomysły, a on najwidoczniej tez już miał dość, podszedł do mnie i mnie pocałował. Jeszcze chyba nikt nigdy tak przyjemnie mnie nie uciszył. A potem już wszystko poszło z górki. Dowiedziałam się, że Itachi zrobił mu prezent i w trybie natychmiastowym wysłał go do Włoch na wakacje. Wybaczyłam mu, ale udawałam, że robię to z łaski... Nie dał się skubaniec nabrać i zapytał się mnie, czy chcę z nim być... Miałam się zgodzić? Chyba byłabym największą idiotką, gdybym się nie zgodziła, będąc w nim zakochaną. Zostaliśmy więc parą i w ciągu kilkunastu minut znaleźliśmy się w moim nowym domku. Żeby była jasność... Do niczego nie doszło! Po prostu jak dwoje grzecznych dzieci siedzieliśmy i oglądaliśmy komedię, bynajmniej nie dla grzecznych i nie dla dzieci. A śmiechu było przy tym co nie miara. Sasuke spędził u mnie noc... Odstąpiłam mu łaskawie kanapę. Lynn i Fu spali na dywanie - nie dość, że właściciele się w sobie zakochali, to najwidoczniej ich pieski też obdarzyły się tym pięknym uczuciem. Jakież to słodkie, prawda? Wakacje się zakończyły, a nawet na dobre się nie zaczęły. One zdecydowanie powinny trwać dłużej! Na święta postanowiłam odwiedzić mojego kuzyna Sasoriego. Nie miałam jednak zamiaru jechać tam sama. Zabrałam ze sobą Sasuke... Była to też idealna okazja, żeby dokopać (oczywiście nie dosłownie) Suigetsu, który mieszkał w domu razem z moim kuzynem i jego żonką, którą o dziwo zdążyłam polubić. Wyobraźcie sobie jego zdziwienie, gdy przedstawiłam im Sasuke, jako mojego ukochanego. Przez przypadek dowiedziałam się, że Suigetsu został porzucony przez laleczkę, z którą mnie zdradzał zaraz po przedstawieniu jej mi. O mało nie pękłam ze śmiechu. Świąt nadszedł koniec. Zima minęła bardzo szybko, a nasza miłość kwitła przy kominku i kubku parującej, gorącej czekolady w moim domu, którego wreszcie przemeblowałam według własnego uznania. Wyszło mi to genialnie i nawet zastanawiałam się nad zmianą wybranego kierunku, z lekarza na projektantkę wnętrz. Sasuke jednak wybił mi to z głowy i dzięki mu za to! To byłby chyba największy błąd. Po zimie nadeszła wiosna i coraz bliżej było do balu. Oczywiście miałam iść na niego z Sasuke. Nie wierzyłam do końca, że on mnie nie porzuci przed salą i nie ucieknie do innej, jednak zaznaczyłam, że gdy tylko coś takiego wpadnie mu do głowy, to pożałuje tego od razu. Pozłościł się na mnie chwilę, ale zaraz mu przeszło. Był tylko troszkę jeszcze naburmuszony z powodu mojego braku zaufania. No ale to była tylko jego wina... Było wcześniej nie latać za panienkami... Na balu pojawiliśmy się jako ostatni. On w dobrze wykrojonym, czarnym garniturze, a ja w sukience. I to nie byle jakiej. Do tej pory wisi u mnie w szafie. Jest zielona... a dokładniej to szmaragdowa i ma odcień bardzo zbliżony do koloru moich oczu. Do tego góra (gorsetowa)pokryta była czarną koronką obrazującą małe kwiatuszki. Sasuke na mój widok dosłownie zaniemówił! Taka reakcja faceta na widok kobiety zawsze była, jest i będzie satysfakcjonująca. Bawiliśmy się świetnie. A po balu... A po balu poszliśmy do mnie i tam bawiliśmy się jeszcze lepiej... Byłam przekonana, że mój pierwszy raz chcę przeżyć dopiero po ślubie, jednak to wtedy zadział impuls i ja po prostu w jednym momencie zdecydowałam, że tego chcę... Sasuke nie narzekał, bo jakby to było, jakby facet narzekał, gdy kobieta podaje mu się w łóżku jak na tacy. Nie żałowała potem tego, że mu się oddałam... Było warto, chociaż wciąż jeszcze wtedy nie byłam pewna, czy to, co było między nami, było na poważnie... No a potem minął rok od naszego "stania się parą". Po moich 19 urodzinach, wtedy, gdy przerwał mi pisanie tego... Gdy oświadczył, że sobie na oświadczyny poczekam... Żartował, bo już dwa dni później powiedziałam (najpierw przy nim, a potem już oficjalnie przed rodzicami i Itachim) "tak" - jeszcze nie sakramentalne, ale to już był półmetek. Po pół roku wreszcie zostałam jego żoną... I kto by pomyślał, że w tak młodym wieku wyjdę za mąż... To było fantastyczne uczucie! Nie pozwoliłam mu jednak wtedy przeczytać tego mojego małego "dzieła".

-Wreszcie skończyłam! - wykrzyknęła kobieta. Siedziała właśnie w swoim domu, przed szklanym, kwadratowym stolikiem, na którym leżał laptop z wynikiem jej długiej pracy. Duży, okrągły brzuch przyszłej mamusi delikatnie stykał się z szybą stołu. Nagle rozległ się trzask drzwi wejściowych i po chwili w progu salonu pojawił się brunet z bukietem kwiatów.
-Co się stało, że tak krzyczałaś? Słychać cię było chyba i w Chinach! Już myślałem, że rodzisz - mruknął z nutką paniki i podał ukochanej bukiet, całując ją jednocześnie w pliczek.
-Pamiętasz, jak kiedyś chciałeś zobaczyć, co takiego piszę? - zapytała ze słodkim uśmiechem. Jej mąż usiadł za nią i spojrzał na czarny ekran - No to sobie jeszcze poczekasz! - zielonooka zaśmiała się perliście ze zdziwionej miny ukochanego.
-Przeciągasz strunę Uchiha! Miałaś mi to pokazać, jak za mnie wyjdziesz. Jesteśmy już małżeństwem od ośmiu miesięcy, a tu wciąż cicho...
-Gdyby nie ty i twoje skuteczne odwracanie mojej uwagi, przez które, jak już nie raz wspominałam zaszłam w ciążę, to byłoby to zakończone dużo wcześniej i mógłbyś to szybciej przeczytać... - mruknęła.
-Czyli skończyłaś? - zapytał, na co kobieta skinęła głową - To w takim razie daj poczytać...
-Nie ma mowy!
-Ale przecież obiecałaś! - wstał z zajmowanego miejsca i założył ręce na klatce piersiowej.
-No i patrzcie państwo! Strzelił focha z przytupem! - kobieta nie kryła już w ogóle swojego rozbawienia. Wstała powoli z zajmowanego miejsca i podeszłą do ukochanego, stając naprzeciwko. Nagle zamyśliła się, jakby właśnie przypomniała sobie coś ważnego - Dziś na kolację wpadną moi rodzice... - na twarzy bruneta pojawił się wyraz niezadowolenia.
-Czy oni naprawdę nie mogą dać spokoju szczeniakom? Jesli zaczną je niańczyć tak, jak ostatnio to Lynn niebawem ich pogryzie... A poza tym twoja matka mnie przeraża... Ona jest nadopiekuńcza! Ja się jej boję! - mruczał pod nosem jeszcze coś, jednak Sakura już nie słuchała. Najpierw poczuła silny skurcz, a zaraz potem coś spłynęło po jej nogach.
-Sasuke... - mruknęła przerażona, patrząc w dół na plamę na dywanie, jednak on ją kompletnie zignorował.
-Nie lubię jak ona nas odwiedza. Zawsze potem bolą mnie policzki od jej szarpania i rozciągania ich...
-Sasuke... - kolejna próba i wciąż narastające przerażenie. A tyle razy powtarzała sobie, że ma zachować spokój. I plany diabli wzięli.
-Kochanie wysłuchaj mnie proszę do koń... - nie dane mu było dokończyć, ponieważ coraz bardziej zdenerwowana i przerażona kobieta nie wytrzymała.
-Idioto! Ja rodzę! - wydarła się. Sasuke zaniemówił. W pierwszym momencie stał i patrzył na nią, a zaraz potem porwał ją na ręce i zaniósł do samochodu. Kluczyki zostały jednak w domu... Sakra stała i patrzyła przez ogromne okno na poczynania męża. Klucze leżały na stoliku, natomiast on szukał ich wszędzie indziej, tylko nie tam - No cóż... Zaszłam w ciąże przez jego zboczone pomysły, a teraz pewnie urodzę zanim on sie zorientuje, gdzie te cholerne klucze leżą... Tak to bardzo możliwe... Z kim mi przyszło żyć... Mam nadzieję syneczku, że inteligencję odziedziczysz po mamusi - mruknęła sama do siebie, jednocześnie starając się równomiernie oddychać. Jak powtarzała jej zawsze Tsunade, równomierny i spokojny oddech był najważniejszy.
-Nie ma mowy! To będzie dziewczynka! Urodę będzie mieć po tobie, ale inteligencję ma mięć moją! - nagle przy niej pojawił się brunet i wpuścił ją do auta. Po chwili z piskiem opon pędzili ulicami Tokio do głównego szpitala w mieście.
-W takim razie ja nie rodzę! Jestem od ciebie inteligentniejsza i koniec! - temat ucięła, a Sasuke nie miał zamiaru się z nią kłócić... Juz nie raz to przerabiali, a ona zawsze stawiała na swoim. On tylko się podporządkowywał. W końcu dotarli na miejsce i w trybie natychmiastowym brunet z żoną na rękach pognał na odpowiednie piętro, gdzie od razu skierowano ich na salę. Poród miała odebrać Tsunade - daleka ciotka Sakury, która pomagała Sakurze w nauce do egzaminów i załatwiła jej praktyki w szpitalu. Dobrze było mieć takie znajomości. Po pewnym czasie na świat przyszła dziewczynka.

No i jak już wiecie wszystko dobrze się skończyło. Aiko ma już pół roku i jest najsłodszym aniołkiem na całym świecie. Szkoda tylko, że moi rodzice przerzucili się ze szczeniaków, na dziecko. Ani ja, ani Sasuke, ani tym bardziej Aiko (zawsze u mojej mamy na rekach płakała) nie byliśmy zadowoleni z nadopiekuńczości dziadków. Mimo to wszystko układało się jak najlepiej. Teraz musicie mi jednak wybaczyć... moje maleństwo płacze, a poza tym... chciałabym jeszcze syneczka, więc tym razem to ja musze odwrócić uwagę Sasuke. Trzymajcie się cieplutko moi drodzy!

1 komentarz:

  1. I mi się udało ;3 przeczytałam twoje kolejne (zaje**ste) opowiadanie ^-^ Jiip!
    Masz wielki talent ^-^

    OdpowiedzUsuń